Skype to synonim spektakularnego sukcesu... którego (nawet) Microsoft nie jest w stanie zepsuć
Czy wiesz, że Skype to eksperymentalny projekt sieci peer-to-peer, bazujący na doświadczeniach zdobytych przy tworzeniu sieci Kazaa? Skype pokonał długą drogę od swojego powstania aż do stania się główną platformą komunikacyjną Microsoftu.
Trudno w to uwierzyć, ale Skype jest już z nami od ponad dziesięciu lat. To produkt geograficznie bardzo nam bliski, bowiem ów komunikator został napisany przez trzech estońskich programistów. Ahti Heinla, Pritt Kasesalu i Jaan Talinn, bo o nich mowa, są znani z innego projektu. Zanim zajęli się Skypem, wspólnie pracowali nad innym projektem, który osiągnął oszałamiający wręcz sukces. Mowa tu o sieci Kazaa, która służyła do wymiany plików w sieci peer-to-peer.
Kazaa miała jednak złą reputację z bardzo prostej przyczyny: podobnie jak inne rozwiązania tego typu służyła, przede wszystkim, do nielegalnej wymiany treści chronionych prawem autorskim. Kolejny biznes miał nie wzbudzać już takich kontrowersji, a zarazem wykorzystać doświadczenie zdobyte przy Kazaa.
Tak powstał… Sky peer-to-peer.
Twórcy komunikatora stwierdzili jednak, że nazwa ta jest za długa, więc skrócono ją do Skyper. Nazwa ta by już pozostała na zawsze, gdyby nie pewien przypadek. Otóż domeny o nazwie „skyper” były już zajęte. Ucięto więc ostatnią literkę i tak powstał „Skype”.
Skype rozwijał się przez kolejne lata bardzo stabilnie, bez najmniejszych zgrzytów, zdobywając coraz większą popularność. Dopiero w 2005 roku komunikator zwrócił na siebie uwagę większe zainteresowanie mediów niż zwykle. Wtedy to bowiem rząd Chin postanowił zablokować SkypeOut, czyli funkcję nawiązywania połączeń z tradycyjnymi telefonami. Pod koniec roku wybuchła jednak prawdziwa bomba medialna: Skype został przejęty przez eBay’a za 2,6 miliarda dolarów!
Inwestor zapewnił potężny zastrzyk gotówki, w zamian oczekując szybszego rozwoju komunikatora. Skype więc, mając w 2006 roku już ponad 100 milionów użytkowników, zaczął obrastać w mniej lub bardziej potrzebne funkcje. Wersja dla systemu OS X zyskała wideorozmowy, zmieniono cennik usług a także wprowadzono Skypecasting, czyli podcastowanie za pomocą Skype’a (funkcję tę w późniejszych latach zdecydowano się usunąć). Zakup przez eBay’a pozwolił też na integrację komunikatora z PayPalem, dzięki czemu mogliśmy naszym kontaktom… wysyłać pieniądze.
eBay jednak nie był zadowolony.
Dokonał czystek w zarządzie, dużych zmian w wewnętrznej, organizacyjnej strukturze firmy, ale i tak nie udało się zapobiec coraz wolniejszemu tempu wzrostu. eBay zaczął dochodzić do wniosku, że najzwyczajniej w świecie przepłacił za Skype’a.
Światełko w tunelu zapalił Josh Silverman, który przejął stanowisko dyrektora generalnego firmy w lutym 2008 roku. Skupił się on na rozwijaniu funkcji wideorozmów a także na ofensywie na inne platformy niż komputery osobiste. Mam tu na myśli smartfony, telewizory i inne urządzenia elektroniki użytkowej, przy dalszym zachowaniu wysokiego znaczenia Skype’a dla komputerów PC. Wprowadził też nowy model biznesowy a także zaczął flirtować z klientami korporacyjnymi. Wszystko to z jak największym powodzeniem. Nie zapomniał nawet o linuksowej wersji komunikatora. Postanowił też usunąć funkcje, które nie cieszyły się popularnością, takie jak „Skype Me”. Wprowadził też Skype’a do innych mediów w formie product placement: Skype zaczął być wykorzystywany w teleturnieju „Milionerzy” i w talk-show Oprah Winfrey. Pojawia się on nawet w serialu Californication. W 2009 roku w najlepszych okresach na Skype rejestrowało się 380 tysięcy nowych użytkowników… dziennie a Skype odpowiadał za 25 procent wszystkich połączeń głosowych na całym świecie.
eBay jednak dalej nie wiedział co zrobić z zakupionym przez siebie komunikatorem. Postanowił więc sprzedać większość swoich udziałów za okrągłe dwa miliardy dolarów. Los Skype’a od tej chwili był w rękach konsorcjum inwestorów. Nie przeszkodziło mu to jednak w dalszym rozwoju. W październiku 2010 roku postanowiono jednak zmienić dyrektora generalnego. Motywy tej decyzji nie są jasne, biorąc pod uwagę dotychczasowe sukcesy Silvermana. Możliwe, że same osiągnięcia Tony’ego Batesa, współtwórcy sukcesu Cisco, przekonały zarząd.
Tam, gdzie eBay nie widział szansy, dostrzegł ją Microsoft.
Zapłacił za Skype’a 8,5 miliarda dolarów, a zatem 32-krotnie więcej niż wynoszą jego zyski operacyjne. Wielu ekspertów dziwiło się takiej „hojności” Microsoftu, a większość z nich jest zgodna, że gigant zdecydowanie przepłacił. Skąd się wzięła determinacja Ballmera, zwłaszcza że microsoftowy Messenger nie narzekał na brak popularności? Tu już możemy tylko spekulować. Faktem jest jednak, że Skype nigdy nie miał lepszego okresu w swoim istnieniu. Microsoft zapewnił mu nie tylko środki do dalszego, dynamicznego wzrostu, ale też zapewnił dużą wolność w ekspansji na inne platformy. Kto wie, może właśnie dlatego Microsoft zdecydował się ukręcić głowę Messengerowi. Wszak teraz ów gigant ma ambicje być firmą zajmującą się „urządzeniami i usługami”. Messenger praktycznie nie istnieje na innych platformach niż Windows. Skype ma mocną pozycję i na OS X, i na iOS, i na Androidzie.
Co dalej ze Skype? Nie mam wątpliwości, że świetlana przyszłość. Łączna liczba minut rozmów przeprowadzonych dotychczas przez Skype to 1,4 tryliona, co równa się czasowi połączeń w ciągu 10 lat! Telefon wynaleziony w 1876 r. osiągnął 300 milionów użytkowników po 104 latach. Telefon komórkowy – po 25 latach. Skype potrzebował tylko 10 lat. Przy takim tempie rozwoju trzeba się bardzo postarać, by odnieść porażkę.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.