REKLAMA

Druga strona barykady

Pani w tramwaju, na oko wczesna trzydziestka, mówi do telefonu - to zrób zdjęcie i wyślij mi MMS-em. MMS-em? To to jeszcze istnieje? Ależ oderwałam się od rzeczywistości...

Druga strona barykady
REKLAMA

Wyjście na piwo ze znajomymi. Wydarzenie na Facebooku, potem indywidualne rozmowy na czacie Facebooka - tak przecież najłatwiej. W trakcie nie pojawiają się wszyscy. Dwie osoby piszą, że nie przyjdą, bo muszą zostać w pracy, ale ktoś zauważa, "że przecież jeden zaczekinował się właśnie na Foursquare w innej knajpie". 3 ruchy smartfonem, faktycznie, a to kłamczuszek!

REKLAMA

Wciąż kilku osób brakuje, a miały być, gdyż są kluczowe. Telefon, Gtalk: - Gdzie jesteś? - Pracuję - Dawaj, siedzimy, zdążysz. Twitter: - Przyjdziesz? Facebook czat: - Miałeś być, nie da rady?

Czekinuję się na Foursquarze i na Facebooku. Na Foursquarze znajomy pyta - Długo będziecie siedzieć? - Poczekamy. - Za 15 minut będę. Przychodzi.

A tu zdjęcie MMS-em?! Pani z tramwaju przecież trzyma w dłoni smartfona, jakiś Samsung, przecież maile to to jak najbardziej obsługuje. Nie łatwiej w ten sposób, nie prościej i przyjemniej obejrzeć zdjęcie w pełnej rozdzielczości?

Salon Plusa, obok mam punkt informacyjny. Pani, na oko 60 lat do pana z obsługi - Dlaczego policzyło mi jakieś dodatkowe pieniądze? Mam na kartę, ale ja nigdzie w tym czasie nie dzwoniłam, gdzie podziało się te 7 złotych? - Telefon łączył się pani z internetem, nie zablokowała pani widocznie i pobierał sobie dane - Wyłączy pan? I może pan powiedzieć, kiedy dokładnie kończy się ta umowa na internet, co z komputerem miałam? Komputera już dawno nie ma, popsuł się, ale umowa na 36 miesięcy była i wiem, że jakoś w czerwcu mi się kończy.

Zgubiłam kartę SIM. Pal licho, zastanawiam się, co zrobię po wyjściu z samolotu, przydałoby się zadzwonić w kilka miejsc, chociaż przede wszystkim nie będę miała internetu w smartfonie! Pierwsze co robię, to pójście do kiosku i kupienie jakiejkolwiek karty prepaid z mobilnym internetem. 10-15 złotych, jestem uratowana. Odbieram maile, włączam Skype'a, dzwonię z niego. Po wyrobieniu duplikatu własnej karty prepaida drenuję pakiet do końca i wyrzucam.

Pociąg. Na którejś stacji do siedzącej obok mnie w kolejnym rzędzie siedzeń pani dosiada się druga. - Wiesiu! Jak to dobrze, że jesteś. Zosia chciała coś od Ciebie, ale potem zorientowałam się, że nie mam Twojego numeru telefonu! Daj mi, zapiszę sobie w końcu.

Umawiam się na spotkanie. Czas i miejsce ustalamy mailowo, a potem pojawia się informacja - Mój numer to XXX.... Przez chwilę nie rozumiem o co chodzi i po co mi numer telefonu. Jeśli zdarzy się wielki korek czy jakieś inne nieszczęście, to przecież napiszę maila, a jeszcze pewniej odezwę się na automatycznie dodanym do kontaktów Gtalku, jak już wiele razy przy pierwszych spotkaniach robiłam. Numer telefonu?

Ten sam salon Plusa. Pan, koło czterdziestki, zadbany, podchodzi do informacji. - Panie, tragedia. Zgubiłem albo ukradli mi telefon. Ja tam miałem wszystkie numery, da się to teraz jakoś odzyskać? - Pan ma na abonament? -Tak. -To musi Pan sobie wyrobić duplikat karty, a z numerami... Nie wiem, można zamówić szczegółowy wyciąg rozmów na przykład, tam będzie do jakich numerów pan dzwonił, no ale to zawsze coś.

Przerzucam się między urządzeniami. Nexus, Motorola, drugi Nexus, Lumia, po drodze jeszcze coś. Nawet się nad tym nie zastanawiam. Maila, którego zaczęłam pisać na tablecie, dokańczam i wysyłam z telefonu. W polu "do" automatycznie podpowiadają się adresy - wybieram ten, który kilka chwil wcześniej zapisałam w kontaktach z poziomu komputera. Jest, czeka sobie na telefonie. Nie rozumiem, o co chodzi z opcjami "Importuj kontakty z SIM" w menu mojego smartfona. Zapisuję, zmieniam telefon, a tam wszystko już na mnie czeka pod loginem/hasłem. Raz na dwa miesiące robię backup kontaktów z chmury i wrzucam je do innych dwóch chmur. Na wszelki wypadek.

W kawiarni ktoś prosi o hasło do WiFi. Mówi, że bez internetu to jak bez ręki przecież, a laptop wtedy bezużyteczny.

REKLAMA

Nie pytam o hasło. Robię z mojego telefonu modem lub hotspota, udostępniam sieć do swojego laptopa. - Prawda. Dlatego ja mam zawsze przy sobie własny internet.

Zastanawiam się, czy ten dysonans się kiedyś zmniejszy, czy może będzie się pogłębiał. I kiedy to ja trafię na drugą stronę barykady, na miejsce pani wysyłającej zdjęcia MMS-em.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA