Internauci nie lubią Piano, bo go nie znają
Do usługi Piano internauci podeszli z pewną sceptycyzmem, co mnie wyjątkowo dziwi. Skoro skłonni są płacić za abonamenty muzyczne za pomocą Deezera i Spotify oraz abonamenty książkowe w Legimi, to czemu nie chcą podobną kwotą wspomóc polskich gazet?
Podejrzewam, że głównym powodem tego jest fakt, iż większość z nich po prostu nie korzystała z tej usługi. Sam nie byłem zwolennikiem Piano do momentu, gdy Politechnika Warszawska dała swoim studentom darmowy dostęp do tej usługi, oczywiście tylko na pewien czas. Teraz naprawdę aktywnie korzystam z Piano i muszę powiedzieć: ta usługa ma przyszłość, ma sens i jest warta swojej ceny. Moja redakcyjna koleżanka Ewa Lalik mówi, że nie zamierza płacić Piano, gdyż uważa, że polskie dziennikarstwo ma bardzo niski poziom.
Ja jestem zupełnie innego zdania. Poziom na świecie i w Polsce jest taki sam i właśnie dzięki takim inicjatywom jak Piano może stale wzrastać. Podczas gdy artykuły na głównej stronie Gazety Wyborczej to w większości krótkie newsy, to po zapłaceniu za Piano mamy dostęp do mnóstwa wywiadów i artykułów pochodzących z Dużego Formatu, Wysokich Obcasów czy Ale historia, czyli dodatków do Gazety Wyborczej w sposób profesjonalny koncentrujących się na swojej tematyce. Nie ma dnia, w którym nie czytałbym chociaż kilku artykułów niedostępnych dla zwykłego czytelnika – zarówno w Gazecie Wyborczej, jak też innych tytułach, do których należy białostocki Kurier Poranny.
Wiele osób twierdzi, że Piano jest za drogie, bo kosztuje 19,90 zł miesięcznie lub 199,90 zł rocznie. Czy to dużo? Czy 17 zł za dostęp do prawdziwych artykułów to faktycznie kwota przekraczająca możliwości wielu Polaków? Sądzę, że nie. Zwłaszcza, że ostatnio mój kolega na pytanie, czemu nie opłaca Spotify, mimo że mu się podoba, odpowiedział: „Stary, ja za prawie 20 zł to mam flaszkę”. No cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze. Co więcej, niektóre grupy ludzi, tak jak wspomniani już studenci Politechniki Warszawskiej, mogą wykupić roczny dostęp do Piano za 99,90 zł rocznie. To niewiele ponad 8 złotych miesięcznie, 27 groszy dziennie. Ja wezmę tę ofertę z pocałowaniem ręki.
Piano ma też jednak wady. Ostatnio w grupie moich znajomych szeroko komentowany był artykuł z Dużego Formatu, który był dostępny także w Piano. Naprawdę chciałem go przeczytać, ale w Piano nie ma możliwości zapłacenia za dostęp do jednego materiału. Gdyby policzono za to złotówkę, chętnie bym im ją dał, jest to kwota dla większości osób nieodczuwalna. Myślę, że znalazłoby się grono osób, które częściowo nieświadomie kupowałaby kilka razy w miesiącu pojedyncze artykuły i w skutek tego w skali roku płaciła niewiele mniej niż wynosi ten abonament. Niestety nie ma takiej opcji, trzeba od razu wykupić pakiet tygodniowy kosztujący 9,9 zł. W rezultacie poszedłem do kiosku i kupiłem gazetę, która kosztowała niewiele ponad 2 zł.
Drugi znaczący brak w Piano to brak darmowej wersji próbnej. Co prawda na samym początku działania tej usługi każdy mógł dostać darmowe miesięczne konto, ale wówczas ciekawych materiałów było tak mało, że ludzie mogli się tylko do Piano zrazić. Akcję z darmowym, na przykład tygodniowym, okresem próbnym trzeba koniecznie wznowić i wypromować. Bo Piano naprawdę jest użyteczne i fajnie (nie cierpię tego słowa, ale tu pasuje idealnie), więc warto z niego korzystać, tylko ludzie nie lubię kupować kota w worku i wcale im się nie dziwię. Mam tylko nadzieję, że z powodu już wyrobionej, negatywnej i wybrakowanej opinii na temat Piano, nie zrezygnowaliby nawet z wypróbowania usługi.
Doskonale rozumiem ich niechęć do Piano. Sam do szóstego roku życia nie lubiłem musztardy tylko dlatego, że jej nigdy nie jadłem. A nie jadłem jej, bo jej nie lubiłem. I tak koło się zamknęło. Na pewno każdy z Was z czymś tak miał.