Za każdym razem, gdy wychodzę ze sklepu z reklamówką, za którą płacę 5 czy 10 groszy i na której nadrukowane są wielkie, brzydkie reklamy i loga sklepów zastanawiam się, dlaczego sklep robi ze mnie słup reklamowy. A potem przypominam sobie o internecie i nie dziwi mnie już nic.
Filmy za Piano - Wyborcza stawia na kino niezależne i... pozbywa się zysków?
Piano, system płatnego dostępu do treści, w Polsce istnieje już od jakiegoś czasu i nie można powiedzieć, by odmienił rynek. Ma swoich przeciwników, ma zwolenników, a mimo 44 podmiotów w nim uczestniczących wydaje się, ze to Wyborcza.pl jest tym najbardziej rozpoznawalnym i próbującym ciągnąć Piano w górę. Teraz wrzuci za paywall filmy. I zapłaci twórcom za ich użycie.
Dwutygodnik dla geeków The Magazine w końcu będzie dostępny dla wszystkich geeków
Internetowy magazyn od twórcy aplikacji Instapaper Marco Armenta, zatytułowany po prostu The Magazine, do wczoraj dostępny był wyłącznie jako aplikacja na system iOS. Teraz można czytać go na kilka różnych sposobów, w tym za pośrednictwem klasycznej strony internetowej, przeglądarki w dowolnym smartfonie, usług takich jak Pocket, a nawet na czytniku Kindle. A do zapoznania się z nim gorąco Was zachęcam.
Do usługi Piano internauci podeszli z pewną sceptycyzmem, co mnie wyjątkowo dziwi. Skoro skłonni są płacić za abonamenty muzyczne za pomocą Deezera i Spotify oraz abonamenty książkowe w Legimi, to czemu nie chcą podobną kwotą wspomóc polskich gazet?
Nie lubimy Piano i uważamy, że treści nim objęte są kiepskie
Nie potrzeba monitoringu internetu, by wyczuć nastroje panujące wokół Piano, czyli systemu zamykającego treści za Paywallem. SentiOne jednak przeprowadziło taki monitoring między 7 lipca a 7 września i przekazało wnioski – internauci nie lubią Piano i oceniają je źle. Nic nowego, bo wystarczy wejść na pierwsze lepsze teksty za Piano czy poczytać komentarze na np. wyborcza.pl czy, by zobaczyć, że nawet te serwisy mające ciągnąć popularność Piano nie radzą sobie z zachęceniem czytelników do płacenia.
Płatności (Piano vs. Google Wallet) vs. Polska mentalność
Wczoraj przeczytałem o nowej usłudze oferowanej przez Google Wallet – płatności za treści publikowane w Internecie. Sama usługa na pierwszy rzut oka kojarzy się z wprowadzonym niedawno w naszym kraju Piano, jednak potrafi wywrzeć nieco lepsze wrażenie po wstępnym zapoznaniu się z owym mechanizmem.
Z ciekawością czytam wszystkie komentarze o Piano – pierwszym “dużym” paywallu w Polsce, który obejmuje serwisy i strony siedmiu wydawców. To, że u tych wydawców pojawiają się pozytywne artykuły i felietony o Piano jest zrozumiałe – nie robi się we własne gniazdo. Piano dopiero niedawno weszło w pełni oficjalnie i do pierwszych wyników jeszcze pewnie daleko – o ile je w ogóle poznamy. Mam za to jeden, spory problem z Piano. Mianowicie szeroko pojętą jakość, o której to mówi się, że wymaga płacenia.
“Media społecznościowe, społeczności są przyszłością!”. Tak co najmniej od dwóch latach mówią wszelcy eksperci od internetu. Obok tego modny stał się slogan “płatne treści przyszłością sieci, nie ma od nich ucieczki”. Tylko, że płatne treści nie idą specjalnie w parze z mediami społecznościowymi. Te pierwsze zakładają intymne, wręcz wyizolowane obcowanie z treścią, te drugie opierają się na dzieleniu praktycznie wszystkim. Co za sens dzielić się płatną treścią w społeczniościówce, skoro znajomi i tak po kliknięciu jej nie zobaczą, bo nie zapłacili?
My tu sobie pitu-pitu o tym, czy Polacy będą skłonni zapłacić za dostęp do treści w ramach Piano, a ja postanowiłam policzyć, ile wydaję w sieci na usługi i aplikacje. Okazuje się, że chociaż wciąż nie są to ogromne sumy, to z roku na rok rosną, i prawdopodobnie ten trend się utrzyma. Coraz więcej usług i treści staje się płatnych, i chociaż cieszy mnie ten trend, bo twórcy zasługują na zapłatę, to mam wrażenie, że niedługo internet i usługi będą dzieliły się na dwa – te dla osób, które stać, i te drugie, gorsze – darmowe.