Rok 2012 to rok powrotu Nauki i Przygody na pierwsze strony gazet
Po dłuższej stagnacji jeżeli chodzi o zainteresowanie opinii publicznej, nauka i technika, nie tylko w formie użytkowej, znów budzi emocje. A wraz z nią powracają sny o przygodzie i podróży w nieznane. Będę świętował Nowy Rok z optymistycznym nastawieniem, wierząc, że z tą ludzkością chyba nie jest do końca tak źle.
Jestem gościem, którego dzieciństwo ukształtowały takie nazwiska, jak Carl Sagan czy Arthur C. Clarke. W czasie kiedy inne dzieciaki jeździły na rowerach, podszczypywali dziewczyny i kradli im lalki, oraz robili petardy z proszku do pieczenia i pudełek po jajku niespodziance, ja pochłaniałem kolejne Odyseje Kosmiczne. Uwielbiałem Króla Lwa, ale Jurrasic Park na dużo dłużej przykuł moją uwagę fascynującą wizja klonowania dinozaurów. Nawet te „lżejsze” rozrywki polegały na lataniu z kijem symbolizującym miecz świetlny i udawaniem Luke’a Skywalkera, ostatniego Rycerza Jedi.
Byłem dziwnym dzieckiem i sporo przez to straciłem. Kolegów miałem niewielu, a pierwszy pocałunek z dziewczyną zaliczyłem jakoś w liceum, i to raczej w jego późniejszej części. Ale te wszystkie mniej lub bardziej rzeczywiste wizje moich ukochanych autorów nauczyły mnie pokory i fascynacji do otaczającego mnie świata. Byłem i jestem żądny przygody. Przełamywania kolejnych granic.
Zazdrościłem ludziom, którzy się wychowali trzy dekady wcześniej. Kasetę VHS z nagranym lądowaniem Apollo 11 zajechałem, dosłownie, na śmierć. Z wielu rzeczy wyrosłem. Ale z tej zazdrości praktycznie nigdy. W czasie kiedy koledzy fascynowali się nowym Prehistorykiem czy Lotusem, ja pisałem historię podboju kosmosu na nowo w Buzz Aldrin’s Race Into Space czy raz jeszcze wcielałem się w Chucka Yeagera pilotującego X-1, przekraczającego po raz pierwszy barierę dźwięku w, bodajże, Birds of Prey (dla młodszych Czytelników, którzy nie mają pojęcia o czym piszę, to takie gry wideo ;-)).
Dlatego też przez ostatnie lata byłem pełen frustracji. Czytałem kolejne doniesienia o planowanym zamknięciu programu wahadłowców kosmicznych. O odłączeniu SETI. O zmniejszeniu budżetu na Międzynarodową Stację Kosmiczną. O tym, że teraz nauka skupi się na in vitro, zmienianiu płci i powiększaniu penisa.
Ostatni czas to jednak czas zmian. Opinia publiczna zaczyna być zmęczona swoim obżarstwem. Ma dość stagnacji. A naukowcy nauczyli się znaczenia PR-u. Zrozumieli, że Zimna Wojna i czas propagandy się zakończył. Że sami muszą zacząć dbać o zainteresowanie głodnej publiczności. A jeżeli ktoś wątpi w ów głód, pozostaje mi przypomnieć najlepszą reklamę od lat: Red Bull Stratos. Gościowi, który to wymyślił, chcę przybić kiedyś piątkę. By wypromować napój energetyczny umożliwiono Baumgartnerowi przekroczenie bariery dźwięku w skoku z dużej wysokości. Pal licho napój, aczkolwiek akcja ta niewątpliwie zwiększyła moją sympatię do marki. Ale całe rodziny na całym świecie tłumnie okupowały telewizory, chcąc się przekonać czy „superbohater” dokona niemożliwego. Przekroczy kolejną granicę.
Spójrzmy chociażby na Curiosity. Czy jesteście w stanie sobie przypomnieć misje sond Viking? Czy w ogóle wiecie, ze Curiosity nie jest jedynym pojazdem przemierzającym Czerwoną Planetę? Nie sądzę, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że jesteście specyficzną próbą statystyczną i niektórzy z was lubią tu zaglądać, bo dzielą moje pasje. NASA jednak nauczyła się PR-u. Zorganizowała premierę singla popularnego rapera z czołówki list przebojów właśnie na powierzchni Marsa. Umiała stworzyć buzz w Internecie. I nagle do gazet powróciły naukowe tematy. Głównie na temat Curiosity, ale nie tylko.
Misje SpaceX, z praktycznego punktu widzenia bez znaczenia, bo to zwykłe misje zaopatrzeniowe, znalazły się w centrum uwagi. Znów zaczęto pisać o sondzie Voyager i jej niesamowitej podróży na krańce naszego Układu Słonecznego. A ostatni przelot wahadłowców kosmicznych, tym razem na pokładzie Boeingów, w drodze do muzeum, był amerykańską sensacja narodową.
Mam nadzieję i wierzę wręcz, być może naiwnie, że to nie chwilowy zryw. Że ta nostalgia i wywołana kilkoma impulsami fascynacja pozostanie w centrum uwagi, a nie zostanie zamieciona pod dywan na rzecz relacji na żywo ze ślubu Kim Kardashian. Że politycy, by zyskać sympatie wyborców, znów będą obiecywać nowe programy zwiększające potęgę ludzkości, i słowa dotrzymywać.
Tego wam i sobie życzę w nadchodzącym roku. A na deser zostawię was z ilustracją i cytatem człowieka, który jako jedna z dosłownie kilku osób w historii ludzkości doskonale wie, co to znaczy czuć pokorę przed otaczającym nas wszechświatem:
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.