To będzie jedna z większych zmian w Spotify
Mój ulubiony serwis muzyczny Spotify, na którego oficjalny start w Polsce wciąż czekamy, zapowiedział wczoraj największe zmiany w funkcjonowaniu serwisu od czasu powstania. Jednocześnie coraz bardziej widać, że Spotify rzeczywiście celuje w realny globalny sukces. Ci panowie ze Szwecji naprawdę chcą zmienić biznes muzyczny i dają sobie dużo czasu, by to osiągnąć.
Symbolicznym momentem wczorajszej głośnej konferencji Spotify było wspólne wystąpienie jednego z głównych propagatorów modelu Spotify i jednocześnie jego współwłaściciela, który w przeszłości z Napsterem doprowadził do największego kryzysu branży muzycznej w historii - Seana Parkera, z liderem grupy Metallica Larsem Ulrichem, który przez lata dał się poznać jako jeden z najzagorzalszych przeciwników zmian na rynku muzycznym, w szczególności tych o charakterze społecznościowym. Oto niedawni zaciekli wrogowie, którzy nie raz nie dwa spotykali się na sali sądowej, teraz jednym głosem mówią o przyszłości muzyki w sieci dzięki takim serwisom jak Spotify. Od wczoraj dyskografia grupy Metallica jest dostępna dla użytkowników Spotify.
To symboliczny moment pieczętujący zasadność istnienia rynku muzycznego streamingu i choć wszystkie podmioty operujące na tym rynku na razie zmagają się z poważnymi problemami finansowymi, to po słowach szefa Spotify Daniela Eka można wnioskować, że wcale się tym nie przejmują.
Chodzi o wzrost globalny. Dotarcie do każdego jednego fana muzyki na naszej planecie
- mówi Ek w rozmowie z Peterem Kafką z AllThingsDigit, a ja zaczynam rozumieć jego postawę. Chodzi o drogę podobną do tej, jaką przebył Amazon - najpierw zbudować gigantyczny zasięg, a dopiero potem próbować na globalnym fenomenie zarabiać.
Ale Spotify, przy całym szacunku dla śmiałej postawy jego szefów, wciąż nie jest fenomenem globalnym. Serwis ma na razie 20 mln aktywnych użytkowników w miesiącu, z czego 5 mln to klienci, którzy płacą miesięczny abonament za korzystanie z serwisu bez reklam i na urządzeniach mobilnych. To wciąż nie są liczby porównywalne z największym aktualnie sklepem muzycznym iTunes od Apple'a, w którym 200 mln osób zarejestrowało swoje karty kredytowe i regularnie kupują pliki muzyczne na sztuki.
Spotify broni się jednak szybkim wzrostem. W ostatnich trzech miesiącach 1 mln osób zdecydowało się na korzystanie z modelu abonamentowego, a ci, którzy już z serwisu korzystają są niezwykle aktywni - do tej pory stworzono ponad miliard playlist w serwisie, a liczba odtworzeń muzycznych plików podwoiła się w ostatnim roku. Spotify regularnie dodaje nowe pozycje do swojego katalogu w tempie od 10 do 20 tys. nowych kawałków muzycznych każdego dnia.
Niektórzy kwestionują jednak zasadność modelu biznesowego Spotify, który opiera się na tym, że każdy z artystów udostępniających swój katalog muzyczny w serwisie jest opłacany na podstawie liczby odsłuchań przez użytkowników.
Wypłaciliśmy już właścicielom praw autorskich ponad 500 mln dol. To prawie 70% wszystkich przychodów, które wygenerowaliśmy
- mówi Ek. Problem jednak w tym, że de facto niewielka grupa artystów jest realnymi beneficjentami Spotify. Duże pieniądze zarabiają tylko ci, których muzyka jest popularna w serwisie i która notuje bardzo dużą liczbę odtworzeń.
Właśnie dlatego, aby nieco to zmienić Spotify zapowiedział gruntowną zmianę w funkcjonowaniu swojego serwisu, która ma sprawić to, że użytkownicy będą odkrywać nowych artystów. Do tej pory w sferze funkcjonalnej Spotify opierał się głównie na playlistach - użytkownik tworzył je albo dodając swoje ulubione kawałki do bieżącej listy odtwarzania, albo grupował całe albumy poszczególnych wykonawców. To nie sprzyjało poszerzaniu horyzontów muzycznych użytkowników Spotify.
Już od jakiegoś czasu Spotify eksperymentował więc z aplikacjami społecznościowymi, dzięki którym użytkownicy mogli zarówno rekomendować playlisty swoim znajomym w serwisie, bądź też odkrywać rekomendacje specjalistów, w tym chociażby najbardziej prestiżowych pozycji na ryku prasy muzycznej, tj. Rolling Stone, czy NME.
Teraz Spotify idzie jeszcze dalej i na wzór Facebooka, z którym jest blisko powiązany nie tylko ze względu na osobę mentora i udziałowca obu serwisów Seana Parkera, ale także ścisłej integracji, która napędzała wzrost zasięgu szwedzkiego startupu (choć głównie w Stanach Zjednoczonych), wprowadza opcję "follow" (obserwuj, śledź), dzięki której będzie można śledzić to, co się dzieje u ulubionych artystów, a także znajomych w serwisie. To wyjątkowo interesujący pomysł, który powinien pobudzić do życia to, z czego jeszcze do niedawna słynny był serwis MySpace - z bliskimi, wręcz bezpośrednimi relacjami artystów ze swoimi fanami. W przypadku Spotify ma to o tyle duży potencjał, że jego użytkownicy mają przy okazji natychmiastowy dostęp do całego katalogu muzycznego artystów, z którymi będą wchodzili w interakcję.
Ale to nie wszystkie nowości. Nawet ważniejszą innowacją niż przycisk "follow" będzie zupełnie nowy element serwisu - zakładka Discover (odkryj), dzięki której Spotify może stać się przy okazji informacyjnym serwisem muzycznym. O tym, że takie połączenie informacji i lifestyle'u muzycznego z usługami streamingu jest ciekawe świadczy chociażby to, że inny serwis WiMP, który niedawno zadebiutował w Polsce, opiera pomysł na własne istnienie właśnie na tym. W ten sposób Spotify powinien ewoluować w kierunku wielkiego serwisu muzyczno-społecznościowego. To właśnie w jego przypadku doszukiwałbym się nowego MySpace, a nie w rewolucyjnie odświeżonym nowym MySpace.
Warunkiem tego wszystkiego jest jednak szybki wzrost nie tylko zasięgu Spotify, ale także liczby klientów abonamentowych. Aby dać sobie w ogóle szansę, Spotify musi zwiększyć tempo, z jakim pojawia się na kolejnych rynkach. W końcu ile można czytać na temat super nowości w Spotify, jeśli nie można go wypróbować chociażby w takim kraju jak Polska.