Jak legalnie odsprzedać empetrójkę?
Idziesz do galerii handlowej. Na półce w księgarni widzisz nową książkę Pilipiuka, którego przecież lubisz i cenisz i chcesz mu pomóc spłacić kredyt hipoteczny, więc bierzesz pachnący nowością egzemplarz, podchodzisz do kasy i, realizując umowę sprzedaży, uiszczasz cenę zbliżeniową kartą płatniczą i wychodzisz ze sklepu. Niestety, książka okazała się niewarta swojej ceny, więc wystawiasz ją na Allegro, znajdujesz kupca, otrzymujesz przelew i wysyłasz książkę, zapominając o sprawie. Za odzyskane pieniądze kupujesz latte macchiato z brązowym cukrem. A teraz zastanów się, co być zrobił, gdybyś zamiast książki retro (papierowej) kupił e-booka, albo (jeśli od Pilipiuka bardziej cenisz twórczość Gotye) zamiast płyty CD kupił utwór w iTunes – czy takie cyfrowe odpowiedniki tradycyjnych egzemplarzy możesz swobodnie i legalnie odsprzedać?
Okazuje się, że ta ogromna wygoda, jaką oferują nam współczesne metody dystrybucji utworów literackich, muzyczny, filmowych czy gier i programów komputerowych, niesie za sobą komplikacje prawne, potęgowane przez niejasne przepisy, pochodzące jeszcze z XX wieku (czyli, w kontekście rozwoju technologicznego – z głębokiej, średniowiecznej jesieni). Ale po kolei.
Książka, piosenka czy program komputerowy to – w rozumieniu prawa – utwory. Są to dobra traktowane w wielu aspektach odmiennie od przedmiotów materialnych (o zasadach prawa autorskiego pisałem m.in. tutaj www.spidersweb.pl/2012/08/czy-prawo-autorskie-wymaga-zmian.html). Utwory jednak były i są rozpowszechniane na nośnikach materialnych, takich jak papier czy płyta CD/DVD. Według przepisów prawa (art. 51 ust. 3 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych) takie nośniki zawierające utwory (egzemplarze utworu) mogą być przedmiotem obrotu, czyli np. sprzedaży, bez zgody autora. Zgodnie z tzw. doktryną wyczerpania prawa (w prawie anglosaskim – pierwszej sprzedaży), autor traci uprawnienie do kontroli dystrybucji egzemplarza utworu z momentem jego wprowadzenia do obrotu. Innymi słowy – jeśli płyta czy książka zostanie sprzedana (bez względu na to, czy sprzedaż została dokonana w sklepie stacjonarnym, czy wysyłkowym), jej nabywca może swobodnie dysponować tym, konkretnym, egzemplarzem.
Taka swoboda dysponowania zakupionym utworem nie dotyczy jednak w chwili obecnej utworów zakupionych wyłącznie w formie elektronicznej, np. w iTunes. Dlaczego? Otóż w świetle przepisów prawa (polskiego, ale również międzynarodowego), pod pojęciem „egzemplarza utworu” należy rozumieć wyłącznie utwór zapisany i zakupiony na nośniku materialnym, a wyczerpania praw do utworu dotyczy właśnie „egzemplarzy”. Pliki MP3 (albo FLAC lub dowolne inne) są traktowane jako kopie, a sama sprzedaż przyjmuje formę kopiowania utworu z serwerów dystrybutora na komputer odbiorcy.
Przeciwnicy uznawania cyfrowych kopii za egzemplarze argumentują, że doktryna wyczerpania praw stanowi proste przystosowania prawa własności do potrzeb dystrybucji utworów – odsprzedając książkę papierową bezpowrotnie tracimy fizyczny egzemplarz tego utworu, natomiast przesłanie utworu w wersji cyfrowej wymaga jego skopiowania, czyli zwielokrotnienia, a tym samym odbiorca otrzymuje de facto inny plik niż ten pozostający do tej pory w gestii sprzedawcy (o konsekwencjach takiej interpretacji pisała jakiś czas temu Ewa Lalik - www.spidersweb.pl/2011/11/cyfrowych-plikow-nie-mozesz-odsprzedawac-bo-to-piractwo-nawet-jesli-masz-prawo.html). Pod względem logicznym takiemu rozumowaniu nie można nic zarzucić, choć z drugiej strony możecie powiedzieć: przecież odtworzenie pliku MP3 też wymaga jego skopiowania – z dysku twardego do pamięci RAM. To argument słuszny, ale ustawodawca uwzględnił te techniczne wymogi w ustawie o prawie autorskim, gdzie w art. 23(1) zapisano, że takie incydentalne zwielokrotnienie utworu nie wymaga zgody twórcy (a zatem jest legalne).
Ponieważ przepisy prawa nie wprowadzają uprawnienia do odsprzedaży zakupionych wyłącznie w wersji cyfrowej utworów, takie prawo mogłoby ewentualnie być zapisane w licencji, czyli umowie zawartej między kupującym a sprzedawcą. Niestety, z oczywistych względów dystrybutorom nie zależy na zwiększaniu uprawnień klienta ponad te wymagane przez prawo. Przykładowo, w Warunkach korzystania sklepu iTunes (www.apple.com/legal/itunes/pl/terms.html) wprost zapisano, że użytkownik nie może m.in. sprzedawać usługi (usługą są również Produkty iTunes, czyli m.in. piosenki).
Jak widać, prawo w tym zakresie nie nadąża za szybkim rozwojem sprzedaży wyłącznie cyfrowych wersji utworów, choć wydaje się kwestią czasu, kiedy te zapisy mogą ulec zmianie. Świadczy chociażby o tym omawiane przeze mnie w poprzednim artykule (www.spidersweb.pl/2012/08/czy-regulaminy-steam-i-origin-lamia-prawo.html) orzeczenia C-128/11 Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w którym zasada wyczerpania praw została uznana w stosunku do programów komputerowych. Należy jednak zwrócić uwagę, że idąca z duchem czasu wykładnia Trybunału była konsekwencją użycia w dyrektywie 2009/24/WE pojęcia „sprzedaży programu”, a nie „wprowadzenie do obrotu oryginału albo egzemplarza utworu” (art. 51 ust. 3 ustawy o prawie autorskim), co pozwoliło na szerszą interpretację tego zapisu. W tej sytuacji należy oczekiwać, że odpowiednie działania mające na celu umożliwienie odsprzedaży utworów zostaną podjęte przez rządy i parlamenty, czy to na szczeblu krajowym, czy europejskim – np. poprzez uznanie, że cyfrowa wersja utworu też jest egzemplarzem.
Oprócz niedoskonałych przepisów prawa, na przeszkodzie w odsprzedaży zakupionych utworów stoi też praktyka, polegająca na zmianie modelu biznesowego ze sprzedaży dóbr na świadczenie usług, czyli – przykładowo – ze sprzedaży plików wideo lub oprogramowania na VOD (streaming) albo SaaS (oprogramowania jako usługa). W takich sytuacjach efekt końcowy dla użytkownika jest taki sam lub podobny (widzę/słyszę utwór albo korzystam z tak samo wyglądającego programu), a ma wiele zalet niedostępnych dla metod offline, jak korzystanie z zawsze aktualnej wersji czy dostępność niezależna od miejsca, czasu i posiadanego urządzenia. Jednak niezależnie od tego, czy za taką usługę płacimy raz, przy uzyskaniu dostępu, czy abonamentowo, jesteśmy związani umową z dostawcą usługi. Zmiana stron umowy („odsprzedanie” swojego konta) jest zatem teoretycznie możliwa, ale wyłącznie za zgodą drugiej strony, więc w praktyce jedyną możliwością uwolnienia się od dostawcy jest rezygnacja z jego usług.
Podobne problemy natury prawnej dotyczą też gier z dostępnym przez sieć trybem multiplayer – który też jest usługą, powiązaną z kontem użytkownika, które z kolei jest powiązane z egzemplarzem bądź kopią programu komputerowego. Odsprzedanie egzemplarza gry jest zatem dozwolone, ale już korzystanie z takich usług – nie, bo licencje zazwyczaj wyłączają możliwość dalszej dystrybucji przez użytkownika (zwłaszcza, jeśli konto użytkownika jest powiązane z wieloma programami w ramach usług typu Steam).
Sprzedawaliście kiedyś zakupione pliki mp3 albo e-booki? Czy w ogóle zastanawialiście się, czy to jest legalne? A może całe powyższe rozważania to współczesny, prawniczy odpowiednik pytań o liczbę diabłów mieszczących się na główce od szpilki, a ZU (zwykły user) ma to w głębokim poważaniu i robi, co chce?