Raspberry Pi to nie tylko zabawka, ale też potężne narzędzie i inwestycja w przyszłość
Ostatnio powaliła mnie ignorancja wyrażona w stosunku do Raspberry Pi, czyli jednego z najmniejszych i najtańszych “komputerów” na świecie. Nazywanie go zabawką czy mówienie, że to dziwne, że w XXI wieku komputer, który nie działa od razu po wyjęcia z pudełka i trzeba nad ni trochę posiedzieć sprzedaje się w niesamowitych ilościach. Otóż nie wszystkich stać na kupowanie iZabawek po 2,5 tysiąca złotych wzwyż. Ba, nie wszystkich stać na kupowanie nawet tańszych Androidów za 500 złotych. Zresztą nie oferują one takich możliwości, jak Raspberry Pi, który wydajnością grafiki przewyższa podobno iPhone’a 4.
Cena 35 dolarów podświadomie każe nam traktować Raspberry Pi jako zabawkę. W końcu byle jakie akcesoria do iPhone’a czy iPada kosztują znacznie więcej! Ale Raspberry Pi obok tego, że faktycznie może być przyjemną zabaweczką ma szanse stać się czymś więcej. Podobno pewien środkowo-wschodni kraj ma planuje rozdać wszystkich uczennicom Raspberry Pi, by zwiększyć ich przyszłe szanse na dobrą pracę, nauczyć nowych umiejętności i pokazać, że mogą marzyć nie tylko o zostaniu supergwiazdami, ale też na przykład programistami. Jasne, to dosyć daleko posunięte plany, ale właśnie takie cele świadczą o tym, że Raspberry Pi to nie tylko zabaweczka.
Nie bez powodu od wielu lat różne firmy próbują tworzyć tanie komputery w celu zwiększenia dostępności to technologii w biednych krajach. Na przykład One Laptop Per Child - projekt, który zajmuje się dostarczaniem wydajnych i dostosowanych do warunków laptopów dla dzieci po to, by wyrównywać ich szanse edukacyjne.
Raspberry Pi oprócz tego, że jest tani ma za to jedną, sporą zaletę - jest wręcz stworzony do pobudzania kreatywności. Na jesień będzie oferowany w zestawach z obudowami i podstawowymi akcesoriami, jednak i tak będzie aż kusił, by poznać podstawy jego działania.
Raspberry Pi nie ma służyć tylko do pracy i rozrywki. To nie iPhone czy laptop z preinstalowanym systemem, który leniwie wyciągamy z pudełka, łączymy z WiFi i korzystamy. Raspberry Pi zakłada udział ludzkiej kreatywności i pobudzanie jej. Już niedługo fani stworzą różne wersje oprogramowania pozwalające na przekształcenie tego komputerka w konkretne narzędzia. Linux i oprogramowanie open-source aż prosi się o takie wykorzystanie i na szczęście na świecie wciąż nie brakuje osób, które tworzą nie wymagając za to zapłaty.
Jasne, w dzisiejszym świecie w którym elektronika stała się typowo użytkowa działanie od razu po wyjęciu z pudełka jest bardzo ważne. Jednak watro zastanowić się, czy taki model jest jedyny i słuszny i czy drogie zamknięte urządzenia i ekosystemy, które trzeba łamać, by móc się nimi trochę “pobawić” to to, na czym chcemy opierać technologiczny świat.
Raspberry Pi jest i zabawką, i wspaniałym narzędziem, które zdobywa niesamowitą jak na “zabawkę dla komputerowych zapaleńców” popularność na poziomie 700 chętnych na kupno na sekundę. I dobrze, bo to właśnie takie projekty stymulują oddolny rozwój i innowację.