Marketingowa schizofrenia Microsoftu
Microsoft to przedziwna firma. Cokolwiek nie zrobi, to zepsuje. Jak już zacznie prezentować fajne produkty, jak już wymyśli fajną kampanię reklamową, jak „Smoked by Windows Phone”, to zaraz wszystko zepsuje FUD-em. I to niewiarygodnie absurdalnym.
Odnoszę czasem wrażenie, że w firmie Microsoft pracują dwa zespoły w każdym z działów. Jeden służy do tego, by pokazywać świetne produkty, przełomowe technologie, fajne kampanie marketingowe, i tak dalej. Drugi służy do tego, by obejrzeć efekt prac pierwszego, wszystko popsuć i wpłynąć na rynek tak, by produkty były gorsze a marka Microsoft nielubiana.
Przykładów tej dwoistości jest multum. Pamiętacie Windows Vista? Spektakularna wizerunkowa porażka Microsoftu. A teraz uwaga: Vista, w mojej ocenie, była udanym systemem, wprowadzającym wiele innowacji, zarówno we frontendzie, jak i backendzie. Skąd więc porażka? Na Vistę czekaliśmy bardzo długo. Nie mieliśmy jednak powodów do zmiany komputerów przez te wszystkie lata, bo Windows XP ciągle i nieubłaganie dzielił i rządził. Nagle nadeszła. Pisana na 64-bitowe, dwurdzeniowe procesory. A Microsoft, zamiast wyraźnie to zaznaczać, oddał władzę temu drugiemu zespołowi, co wszystko psuje. Ten zezwolił na instalację Visty wszędzie, gdzie się tylko da. Pięcioletnie desktopy z Vistą. Netbooki z Vistą. To nie mogło działać. Vista „zamulała”. Ludzie byli zdegustowani. Potem władzę przejął ten dobry zespół. Zorganizowano akcję reklamową „Projekt Mojave”, która polegała na zapraszaniu ludzi wyraźnie wyrażających w Internecie dezaprobatę następcą XP i pokazywaniu im „następcy Visty”. Zaproszone osoby były zachwycone. Pod koniec mówiono im, że ów „Project Mojave” to Windows Vista ze zmienioną tapetą. Na tym jednak skończyło się działanie tego dobrego zespołu. Zły zespół zrobił z tego jednorazowy eksperyment, skazując Vistę na bycie przeklętą.
Przykładów takich jest dużo więcej. Dobry zespół otwiera Microsoft na open-source, dotuje Mozillę, nawiązuje współpracę z różnymi społecznościami, chce tworzyć rozwiązania dla Linuksa. Zły zespół nazywa Linuksa rakiem, wytacza procesy sądowe o trywialne patenty dotyczące Androida. I tak dalej, i tak dalej. Maksymalne rozdwojenie jaźni. To z tymi dwoma zespołami to oczywiście taki mój żarcik. Mam nadzieję, że załapaliście przekaz. Po prostu, co Microsoft zrobi dobrze, to zaraz popsuje, przez co wychodzi… no właśnie, wychodzi jak zawsze.
Nie inaczej jest z Windows Phone. Kampania reklamowa „Smoked by Windows Phone” zrobiona jest w sposób genialny. Dla tych, co przespali ostatnie publikacje w Internecie: polega ona na tym, że pracownicy Microsoftu zaczepiają przypadkowych ludzi na targach, na ulicach, w salonach operatorów komórkowych. Proponują zakład: wykonajmy kilka prostych zadań na telefonie, jak zrobienie i wrzucenie fotki na Facebooka, czy znalezienie w pobliżu wegetariańskiej restauracji. Zobaczmy, kto zrobi to pierwszy. Jeżeli się zgadzasz (i dasz się sfilmować), i wygrasz: dostajesz sto dolarów. Jeżeli przegrasz, musisz powiedzieć do kamery „I’ve got smoked by Windows Phone”, a jako nagrodę pocieszenia dostajesz smartfon z tym systemem. Pomysł genialny. W kampanii są pozytywne emocje, jest zabawa, pracownik Microsoftu zawsze chwali smartfon przechodnia („iPhone 4S is amazing”, „Galaxy Nexus is awesome”, itd.), czasami pokazywana jest porażka Windows Phone’a, przechodzień odchodzi uśmiechnięty niezależnie od wyniku zakładu, a widz dostaje czytelny przekaz: Windows Phone pozwala ci na wykonywanie typowych czynności w sposób szybki i wygodny.
A potem dostajemy taką pigułę, jak na Mobile World Congress 2012, którą media wyciągnęły spod dywanu. Podczas swojego wystąpienia, Terry Myerson, nowy szef działu mobilnego Microsoftu snuje niestworzone teorie na temat konkurencji. Najpierw zaczął od tego, że Apple z premedytacją sabotuje stare iPhone’y tylko po to, byś musiał(a) kupić nowego. Jego zdaniem, iOS 5 jest stworzony tak, by starsze modele (czytaj: iPhone 3GS) źle i powoli na nim działały. Tego typu teorie mogą chwycić tylko wśród fanów Z Archiwum X i tych, co budują schrony przed zbliżającą się planetoidą Nibiru, której istnienie rządy i media zgodnie i w konspiracji zatajają. A to, że iOS 5 to dziesiątki nowych funkcji, które wymagają mocy obliczeniowej, to oczywiście sprawa nieistotna. Myerson jednak nie zadowolił się wyłącznie iPhone’em. Po chwili stwierdził, że telefony z Androidem nie dostają aktualizacji. Nigdy. Faktycznie, smartfony z Androidem mają duży problem z dystrybucją łatek usuwających usterki, ale stwierdzenie, że nie są one w ogóle aktualizowane to, delikatnie sprawę ujmując, jest to duże nadużycie.
Podejrzewam, że spora część widzów wyszła zniesmaczona. Zwłaszcza, że po swojej tyradzie Myersonowi zadano pytanie, czy smartfony z Windows Phone Mango i Tango dostaną aktualizację do wersji Apollo. Szef działu mobilnego Microsoftu odparł zmieszany, że aplikacje napisane dla Mango i Tango będą działać na Apollo, który zachowa wsteczną kompatybilność. To dla mnie dość czytelny sygnał na to, że mój HTC Mozart zatrzyma się na generacji Tango i więcej aktualizacji, poza bugfixami i łatkami dotyczącymi bezpieczeństwa, nie dostanie.
Szkoda. Wypowiedź Myersona jest już szeroko komentowana przez media. Jakikolwiek pozytywne emocje konsumentów, jakie udało się Microsoftowi połączyć ze swoją marką i Windows Phone’em właśnie poleciały w niebyt.
Znowu.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.