REKLAMA

Tragiczna sprawa Madzi z Sosnowca, czyli reality show XXI wieku

Nie będę przesadnie odkrywczy pisząc, że tragiczna sprawa Madzi z Sosnowca po raz kolejny unaocznia jaką potęgą są dziś media, jak bardzo aktorzy biorący udział w medialnych spektaklach kształtują nasze rozumienie rzeczywistości, a media społecznościowe w internecie - najbardziej brutalne, okrutne i bezwzględne - są dziś głównym miejscem społecznego dialogu na wzór dawnych zgromadzeń przed publicznymi egzekucjami złoczyńców. 

Tragiczna sprawa Madzi z Sosnowca, czyli reality show XXI wieku
REKLAMA

Ale przy okazji tej sprawy, po raz pierwszy na własnej skórze mogłem się przekonać o prawdziwej potędze dzisiejszych mediów. Dramat rozgrywa się bowiem w moim mieście, na ulicach, które dobrze znam, w miejscach, w których wielokrotnie bywałem, które na dodatek oddalone są od mojego własnego domu zaledwie o kilka kilometrów. Dzisiaj rozumiem dlaczego rewolucje rodzą się w mediach społecznościowych, które łączą lokalną rzeczywistość osób mogących naocznie obserwować i czuć dramat rozgrywających się w czasie rzeczywistym wydarzeń z globalnym ich odbiorem przez osoby z zewnątrz, nie stąd. 

REKLAMA

Wystarczy mi bowiem zdać sobie sprawę z tego, jak sam byłem zwodzony za nos, jak moje własne postrzeganie i ocena całego dramatu, a także osób biorących w nim udział, zmieniały się z dnia na dzień, a w ostatnim czasie z godziny na godzinę, by poczuć wymiar wpływu mediów na nasze rozumienie otaczającego nas świata. Moja ocena najważniejszych osób w tym dramacie: matki Madzi, Krzysztofa Rutkowskiego i policji zmieniała się bowiem jak chorągiewka na wietrze. Jak w dobrze rozpisanym scenariuszu reality show, moja sympatia przechodziła z jednego aktora na drugiego, zwiększając jednocześnie stan potępienia dla pozostałych.

Tym dramatem żyje od kilku dobrych dni cała Polska, a w szczególności cały Sosnowiec. Jeszcze dwa dni temu nie było tu miejsca: sklepu, urzędu, tablicy ogłoszeń, przystanków autobusowych, szkół i przedszkoli, na których nie wisiałyby dramatyczne apele z wołaniem o pomoc w odnalezieniu porwanej sześciomiesięcznej dziewczynki. Rozmawiano o tym w domach, wśród znajomych i przygodnych nieznajomych. Nie będąc przesadnie otwartą osobą na nowe kontakty w tzw. realu, sam zagadnięty zostałem przez dwie zupełnie przypadkowe osoby "na mieście", które musiały wyrzucić z siebie własną - bezwzględną i dramatyczną - ocenę wydarzeń. Oczywiście ocenę rzeczywistości w momencie, gdy ją oceniały.

Sosnowieckie fora internetowe, a także grupy bliższych i dalszych znajomych na Facebooku, nk.pl, czy Twitterze wybuchały kolejnymi falami niekończących się mniej lub bardziej brutalnych dyskusji w miarę odkrywania kolejnych kart tego dramatu. Od chwilowej ich lektury podnosiło się ciśnienie: ktoś znał osobiście matkę Madzi, ktoś inny chodził z ojcem dziewczynki do szkoły, jeszcze inny pracował w lokalnej policji i wie, jak mają się tam sprawy, jeszcze ktoś inny pracował w firmie ochroniarskiej współpracującej z firmą Krzysztofa Rutkowskiego i wie z kolei co tam się dzieje.

Dzisiaj, gdy ostatnie godziny chyba przyniosły rozwiązanie tego dramatu, ostatecznie zdaje się kształtować ocena poszczególnych jego aktorów. W znacznej większości społeczna sympatia (ta w internecie) leży po stronie Krzysztofa Rutkowskiego, który "obnażył niekompetencję policji", a potworem, którego trzeba ukarać, zgładzić jest matka zmarłej dziewczynki.

Nie chcę dziś winić media, które mimo że kreują rzeczywistość zdają się biec nieco na oślep, bez kontroli biorąc wszystko to, co leci w ich stronę by dostarczyć widzom cokolwiek jeszcze szybciej, jeszcze bardziej dramatycznie, lepiej od konkurencji. Jeśli tego nie zrobią, wypadną z gry na rzecz konkurencyjnej stacji telewizyjnej, czy portalu internetowego.

Nie chcę winić Rutkowskiego, który - jak ocenił kulturoznawca dr Jacek Wasilewski - medialnie pożarł matkę Magdy. Dla niego to praca, taka jak dla kogoś innego akwizycja produktów, czy osiem godzin na kopalni. Zręcznie potrafił wykorzystać nie tylko ją, ale także media, dzięki którym ponownie udało mu się przypomnieć społeczeństwu o swoim istnieniu. Gdy wybuchną podobne sprawy, mniej lub bardziej medialne, to do niego zgłoszą się ci, których będą dotykać.

Nie chcę winić też policji. Nie czuję może przesadnej mięty do tej instytucji, ale zdaję sobie sprawę, że jej działania wymagają dyskrecji i czasu. Że skuteczność jej działań nie można oceniać tym, co oddelegowani do kontaktów z mediami funkcjonariusze podadzą do wiadomości publicznej lub też tym, jak postronni obserwatorowie je skomentują. Tak łatwo jest ferować wyroki na temat niekompetencji policji wzmacniane przez pełną otwartość i dostępność dla mediów Rutkowskiego.

Staram się również nie ferować wyroków wobec matki Madzi, bo mimo wszystko nie wiem jakie były faktyczne okoliczności całej sprawy: przed, w trakcie dramatu i już po nim. Nie potrafię także ocenić, jak ja zachowałbym się na jej miejscu.

Winię za to nas wszystkich, którzy niczym gawiedź na publicznych egzekucjach przyglądamy się sprawie z poziomu domowych pieleszy i na dodatek ferujemy wyroki - ten jest dobry, ten jest zły. Najgorsze jest to, że potem przełączamy kanał, zmieniamy stronę internetową i zapominamy o całej sprawie - jak po skończonym reality show, 5 minut później żyjemy już kompletnie czym innym.

REKLAMA

A dramat rodziny sześciomiesięcznej Madzi z Sosnowca trwa dalej.

* ilustracja: część obrazu PJ Crook pt. Cirkus

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA