Mark Zuckerberg przemówił
Mark Zuckerberg przemówił do swojego liczącego prawie miliard osób ludu. Właściwie to nie bezpośrednio do niego, ale do osób, które śledzą oficjalny blog Facebooka. W długim przemówieniu Wielce Panujący Mark zapewnił poddanych, że ich prywatność jest najważniejsza, że Facebook to państwo prawa i od teraz przyjmie też zasady Federalnej Komisji Handlu. Poinformował też, że w związku z tym stworzył dwa nowe korporacyjne stanowiska urzędnicze - Głównego Specjalisty ds. Prywatności zajmującego się polityką prywatności i dla Głównego Specjalisty ds. Prywatności zajmującego się produktami. Wszystko w imię dobra obywateli.
Król (monarcha/prezydent/dyktator/wpisać własne) przypomniał, jak wiele udało mu się zdziałać w ciągu ostatnich 18 miesięcy - między innymi to, że Facebook zyskał 20 nowych narzędzi do kontroli prywatności danych użytkownika serwisu. Nie omieszkał też, zgodnie z zasadami retoryki, przyznać się, iż przez ostatnie dwa lata zdarzyło mu się popełnić kilka błędów, czego bardzo żałuje i obiecuje poprawę.
Mark Zuckerberg przyznał, że zawsze można robić to, co się robi lepiej i zobowiązał się do uczynienia z Facebooka lidera pod względem przejrzystości i kontrolowania kwestii prywatności. Poza tym dwa razy w roku dopuści zewnętrzny niezależny audyt do sprawdzenia, czy zobowiązania faktycznie są wypełniane.
Hip hip, hurra? A, właśnie - mimo że Facebook zaangażował się, jak wcześniej Twitter, w “tworzenie nowych standardów prywatności przemysłu”, to w sumie Mark Zuckerberg (a raczej jego sztab PR) nie powiedział nic nowego i nic, co szary, spracowany klikaniem w “like” lud mógłby się zainteresować. Ci ze zwykłych użytkowników, którzy jakimś cudem trafią na post i przebrną przez niego do końca (ponad 1500 słów; w jednym tweecie tyle się nie mieści, a i nawet statusy na Facebooku rzadko przekraczają 50) dowiedzą się, że Mark Zuckerberg ma dobrą wolę, dba o każdego użytkownika, zależy mu na każdym z nich, a przy okazji na stworzeniu jak najlepszych warunków do dzielenia się treściami przy zapewnieniu wysokich standardów prywatności i kontroli. No i że Markowi zależy. I że Mark robi, co może. Że Mark ma nadzieję, że dzisiejsza umowa z FTC stanowi jasny dowód, że Facebook oferuje ludziom kontrolę nad informacjami, którymi dzielą się w sieci. Że historia pokazuje, iż Facebook zawsze działał według przejrzystych zasad.
Mark Zuckerberg jest po prostu najlepszym Miłościwie Panującym Królem i tyle. Nie tylko przemówił do ludu, ale jednocześnie zrobił z tego ważny ruch w polityce zagranicznej. Skierował mianowicie swoje przesłanie także do Komisji Europejskiej, z którą ostatnio ma napięte stosunki. Można by to przetłumaczyć mniej więcej tak: “Facebook działa w Stanach Zjednoczonych, stąd pochodzi i tu zatrudnia gros ludzi. Jak widać wykazujemy wolę współpracy w poprawianiu kwestii prywatności, ale tylko dobrowolnie i gdy nikt nas do tego nie zmusza nowymi dyrektywami i prawami.”
Z pięknej, krasomówczej mowy Zuckerberga można też wyczytać, że na dobrą sprawę nic się nie zmieni. Co z tego, że na Facebooka wprowadzone zostanie kolejnych kilkanaście opcji dotyczących prywatności; co z tego, że Facebook będzie podejmował kolejne zobowiązania, skoro ani razu nie pada słowo o tym, że te opcje zostaną uproszczone, że użytkownicy będą o nich uświadamiani. Zamiast zobowiązań i Federalnej Komisji handlu przydałaby się tu jakaś wielka kampania społeczna informująca o możliwościach choćby zablokowania publicznego wyświetlania swojego profilu czy tworzeniu list. Ale tak się nie stanie, bo przecież to przynosi korzyści Facebookowi.
Facebook to nowe państwo, państwo międzykulturowe, posiadające 800 milionów obywateli na całym świecie; państwo, które negocjuje z innymi państwami. Mark Zuckerberg swoim oświadczeniem udowadnia, że dyplomacja nie jest mu obca, tak samo jak krasomówstwo polegające na mówieniu ważnych rzeczy tak, by ludu to nie obchodziło.