Na wojnie patentowej z Samsungiem najwięcej straci Apple
Samsung i Apple są jak dwaj niezgodni i nienawidzący, ale niepotrafiący bez siebie żyć przyjaciele. Niczym w ciągnącej się latami “Modzie na Sukces”, historia ich sporów staje się nudna i kuriozalna - to Apple atakuje, to Samsung broni się mniej lub bardziej skutecznie. Tylko, że to nie serial a rzeczywistość a gra toczy się o duże stawki. Jednocześnie jest na tyle abstrakcyjna, że na dłuższą metę może zaszkodzić wizerunkowi Apple. Bo kolejny pozew o naruszenie patentów dotyczących “ogólnego odczucia używania sprzętu” i podobieństwa w wyglądzie jest po prostu śmieszny. To Apple wychodzi na firmę, która boi się konkurencji.
Zaczęło się od pozwów przeciw Samsungowi Galaxy S, flagowemu i odnoszącemu sukcesy smartfonowi z Androidem. Potem plaga przeniosła się na Galaxy Ace’a i Galaxy SII. Obecnie nie można ich kupić w Holandii. Ale smartfony to nie wszystko, bo teraz mocno obrywa się tabletom od Samsunga. Apple zablokował premierę galaxy Taba 10.1 w Australii i ze wszystkich sił próbuje nie dopuszczać do sprzedawania go w Unii Europejskiej - momentami się to udaje. Udało się na przykład nie dopuścić do prezentacji i wystawiania nowego Galaxy Taba 7.7 na targach IFA w Berlinie. To mocny cios, bo submarka Galaxy jest dla tego producenta bardzo ważna, a usunięcie topowego Galaxy Taba 7.7 z targów automatycznie obniżiło atrakcyjność prezentacji.
Od określania zasadności stawianych Samsungowi zarzutów są sądy, jednak Apple chyba zapomina o jednym. Samsung to nie malutka firma, o której nikt nie słyszał. Szum medialny wokół pozwów o kopiowanie rzeczy bardzo płynnych i których granice ciężko określić odbija się negatywnie nie tylko na Samsungu, ale i na samym Apple’u. Nie dość, że firma z Cupertino jest znana z patentowego rozpasania i “butności patentowej” (jak często słyszymy o tym, że Apple pozywa x czy y? potem sprawa oczywiście przygasa, dochodzi do cichych porozumień i rzadko medialnie jest dociągana do końca), to celuje w jednego z największych producentów sprzętu mobilnego na świecie. Notabene producenta, który dostarcza jej wiele podzespołów.
Jak to wygląda? Tak, że Apple się boi konkurencji. Chociaż ostatnio rynek zalewany jest przeróżnymi tabletami, z których część do złudzenia przypomina iPada (TouchPad od HP ma tylko trochę bardziej zaokrąglone rogi, Nokia w Symbianie Anna zrobiła tak zaokrąglone ikony, że Apple ze swoim argumentem o właśnie takich ikonach powinno celować pozwem tam), nie mówiąc o smartfonach, które też inspirowane są iPhone’ami. Dlaczego więc Samsung?
Dlatego, że to Samsung celuje mocno w pozycję lidera rynku i idzie mu to bardzo dobrze. Koreańska firma notuje największe wzrosty sprzedażowe i jeśli utrzyma je na tym poziomie już niedługo może stać się największym dostawcą smartfonów na rynek konsumencki. Apple’owi oczywiście taka sytuacja nie odpowiada. Dotychczasowy tracący lider jest wygodniejszy - Nokia wciąż boryka się z pogmatwaną i błędną strategią rynkową i do momentu wypuszczenia na rynek smartfonów z WP7 nie jest dla Apple’a żadną konkurencją.
Za to Samsung tak.
I dlatego trzeba zalać go pozwami na każdym możliwym rynku, bo nawet chwilowe blokowanie sprzedaży psuje plany i strategię Samsungowi.
Te podchody toczą się tak długo, że staje się to nudne (niczym doniesienia o zgubionym w knajpie prototypie iPhone’a 5 - znooowu?), przynajmniej dla śledzących sprawę. Gdyby Apple miało konkretne zarzuty, a nie tylko ogólne odczucia sprawa pewnie wyglądałaby inaczej. Niestety nie wygląda.
Apple w pewnym momencie może przekonać się, że zabawa w kotka i myszkę z Samsungiem przynosi straty obu stronom. Oby stało się to wcześniej, niż później.