Android pół-otwarty - Andy Rubin odpowiada na zarzuty
Ostatni tydzień upłynął pod znakiem zapytania o otwartość Androida, zmian na szczytach i początku poważnych zmian w samej korporacji. To pierwsze wzbudza największe kontrowersje - Android. Na ostre ataki odpowiedział Andy Rubin. Nie napisał niczego przełomowego, nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Zwykłe oświadczenie mające uspokoić zwolenników i uciszyć trochę przeciwników. Oświadczenie, którego drugie dno pokazuje przyszłość. I to wcale nie taką różową dla producentów.
Rubin twierdzi, że dostęp do kodu Androida dalej będzie w pełni otwarty na dotychczasowych zasadach - "Nie wierzymy w jedno pasujące dla wszystkich rozwiązanie". Ale dalej nie ma już praktycznie żadnych konkretów, a zwłaszcza wzmianki o tym, czy kod źródłowy będzie udostępniany w tym samym czasie ściśle współpracującym z Google producentom i tym, którzy znacznie modyfikują system. Nie ma również słowa o zaostrzeniu wymagań dla tych pierwszych. "Jeśli ktos chce, by jego urządzenie było kompatybilne z Marketem oraz zawierało aplikacje Google'a, wymagamy, by spełniało podstawowe zasady zgodności (w końcu to byłoby nierealne oczekiwać od aplikacji Google'a - w ogóle jakichkolwiek, jeśli to ma znaczenie - by działały bez zarzutu na niekompatybilnych urządzeniach)".
Czyli nie dowiadujemy się praktycznie nic ponad to, o czym wiadomo od początku istnienia Androida. Słynne '"with Google", czyli udstępnienie producentowi całego ekosystemu Google'a - Marketu, aplikacji pokroju Map, GMaila, Kalendarza i całej reszty. Bez aprobaty Google'a producent może skorzystać z mocno okrojonej wersji systemu bez pakietu usług, które zrobiły z Androida komercyjny sukces.
Niby nic nowego, niby z sensem, a jednak Rubin nie rozwiał żadnych wątpliwości co do zaostrzenia warunków współpracy. "Nasze podejście się nie zmienia - nie ma blokowania ani ograniczeń dostosowywania/zmian w interfejsie".
Z całego tekstu Rubina wynika jedno - będziemy udostępniać kod, bo przecież należymy do Open Handset Alliance i otwartość jest podstawą Androida. Jednak nie oczekujcie od nas niczego więcej. Chcecie pełnego, nieokrojonego Androida - musicie zgodzić się na podstawowe zasady zgodności, które ustalamy my.
Google ma dużą możliwość wywierania nacisku na trzecich producentów. Przykład Honeycomba pokazuje jedno - kod nie musi być wcale dostępny dla wszystkich w tym samym czasie. Na rynku pojawił się Xoom, powoli pojawiają się kolejne tablety z niezmodyfikowanym Androidem 3.0. Kodu nie ma. Każdy producent, który chciałby wprowadzić modyfikacje musi czekać, podczas gdy zaufani producenci mogą już go używać. Andy Rubin potwierdza "Kontynuujemy bycie otwartą platformą i wypuszczanie kodu źródłowego, kiedy jest gotowy. Gdy to piszę, zespół Androida pracuje ciężko nad przeniesieniem wszystkich funkcji Honeycomba na telefony. Kiedy prace dobiegną końca opublikujemy kod. To chwilowe opóźnienie nie oznacza zmian w strategii. Wciąż mocno angażujemy się w dostarczanie Androida jako otwartej platformy dla wielu typów urządzeń". Konkretów, chcemy konkretów Panie Rubin!
To niezbyt delikatna sugestia dla wszystkich producentów nieautoryzowanych przez Google’a urządzeń. Nie chcecie mieć ogromnych opóźnien działajcie we współpracy z nami na naszych warunkach, w innym przypadku poczekajcie. Dla producentów oznacza to tylko jedno - straty czasowe, które mogą być nie do odrobienia.
Bajka o całkowitej otwartości Androida dobiega tym samym końca. Mimo, że Google zachowuje wszystkie podstawowe warunki otwartości, na których powstawał i opierał się Android, to przekuwa je mocno na własną modłę i wymusza od producentów daleko idące odstępstwa.
Ale odsądzanie Google’a od czci i wiary też nie ma sensu. W jego interesie leży dbanie o wizerunek, a przede wszystkim wymierne zadowolenie odbiorców końcowych. To przecież oni korzystają z Androida, odbierają reklamy i przynoszą Google’owi zyski. Z tej perspektywy producenci stają się drugim planem. Tym bardziej, że zachęceni przykładami konkurencji poczyniali sobie z Androidem coraz śmielej.
Google przejmuje kontrolę nad własnym, zaniedbanym ostatnimi czasy systemem. Jak mocno i kto na tym najbardziej ucierpi okaże się już niedługo. Jedna rzecz jest w tym ogromnie niesmaczna - puste słowa i próby zakamuflowania nowej strategii. To dla wizerunku Google’a i na linii współpracy z producentami duży i zakrawający na hipokryzję zgrzyt.