Lipiec 2025 roku. W gorącym, tętniącym technologią Szanghaju trwa doroczna Światowa Konferencja Sztucznej Inteligencji. To tam, między futurystycznymi stoiskami Huawei i Alibaby, premier Chin Li Qiang rzucił hasło, które miało wybrzmieć daleko poza granicami Państwa Środka: czas na globalną współpracę w dziedzinie AI. Nie była to dyplomatyczna kurtuazja ani pusty slogan – Li mówił z przekonaniem, że Chiny chcą pisać nową historię technologicznego świata. I to taką, w której nie brakuje miejsca ani dla kosmicznych ambicji, ani dla zwykłych szkolnych klas.
Premier przedstawił swoją wizję w tonie, który brzmiał jak wezwanie do przebudowy zasad gry. – Światowe regulacje dotyczące sztucznej inteligencji są chaotyczne i niepełne. Państwa różnią się podejściem do prawa i instytucji – podkreślał, apelując o stworzenie wspólnych ram, które zaakceptowałby cały glob. W jego słowach krył się jednak nie tylko apel o współpracę, lecz także wyraźny sygnał polityczny.
Bo chińska propozycja to nie gest dobrej woli, lecz przemyślany ruch w wielkiej geopolitycznej rozgrywce. Zwłaszcza z Ameryką, która od lat stara się przyhamować rozwój chińskiej AI, wprowadzając ograniczenia w dostępie do nowoczesnych chipów i kluczowych technologii. Li Qiang nie wskazał palcem Stanów Zjednoczonych, ale jego ostrzeżenie było aż nadto czytelne: jeśli sztuczna inteligencja stanie się "zamkniętą grą" kilku potęg i korporacji, cały świat zapłaci za to utratą równowagi.
Jak zauważa Grzegorz Lewicki, prognostyk i analityk spraw międzynarodowych dla sektora militarnego, wiceprezes kalifornijskiego International Society for the Comparative Study of Civilizations, nowa zimna wojna już trwa.
– Chiny i USA zdają sobie sprawę, że supremacja w dziedzinie AI daje nowe potężne wymiary władzy. W książce "Geopolityka technologii" nazywam je standardowładzą i wiedzowładzą w systemie międzynarodowym. Standardowładza to władza nad standardami technologicznymi, które eksportujemy do innych, a wiedzowładza to władza nad tym, co wiemy, co jest uznane za realne, ważne i godne zainteresowania w konkretnych regionach świata. Standardami technologicznymi państwa-dawcy technologii uzależniają innych od siebie (standardowładza), a narzędziami dystrybucji treści wpływają na świadomość sytuacyjną społeczeństw (wiedzowładza) – podkreśla.
Jak dodaje Lewicki, te dwa rodzaje władzy to "Święty Graal wpływu międzynarodowego", więc nie ma opcji, aby wielcy, racjonalni gracze świadomie rezygnowali z tego narzędzia.
Chiński diler
Rozwój sztucznej inteligencji ma w Chinach charakter państwowy i narodowy. Jest także silnie związany z kulturą kolektywistyczną w Państwie Środka.
– W kontekście sztucznej inteligencji można to przełożyć na rozwój aplikacji, które służą szeroko pojętemu "dobru wspólnemu" – od optymalizacji ruchu miejskiego i systemów przewidujących smog po algorytmy diagnostyczne w publicznej służbie zdrowia. Narracja "AI dla dobra narodowego" łatwiej rezonuje w takim kontekście. Z kolei kolektywizm państwowy to kwestia zinstytucjonalizowanego zaufania do władzy centralnej w zarządzaniu strategicznymi technologiami – zauważa Laura Żary, kulturoznawczyni związana z Uniwersytetem Adama Mickiewicza, twórczyni podcastu "Instrukcja obsługi orientalizmu".
Państwo chińskie nie jest biernym obserwatorem "kultury", lecz jej aktywnym graczem, który ją kształtuje i wykorzystuje do swoich celów. Jego rola w finansowaniu, regulowaniu i wyznaczaniu kierunków rozwoju AI jest kluczowym czynnikiem, być może nawet ważniejszym niż abstrakcyjna "tradycja".
– Kolektywizm kulturowy tworzy więc podatny grunt dla państwowo-centrycznego modelu rozwoju AI. Państwo zaś aktywnie wykorzystuje i wzmacnia tę narrację, przedstawiając siebie jako strażnika i realizatora "kolektywnego dobra" (widzimy to nawet w chińskich znakach na urzędnika – 父母官 – które zawierają komponenty oznaczające "rodziców"). Nie jest to jednak proces całkowicie jednolity. W społeczeństwie istnieją także głosy kwestionujące konkretne zastosowania AI – podkreśla Żary.
Chińska AI ma być “ludowa”, więc i otwarta. W tym modelu sztuczna inteligencja “made in China” ma być dostępna dla wszystkich, a szczególne miejsce w tej układance zajmują kraje Globalnego Południa. To właśnie tam Pekin chce budować sieć sojuszników i poszerzać swoje wpływy. W praktyce oznacza to obietnicę dzielenia się doświadczeniem i technologiami – od zaawansowanych modeli językowych po potężną infrastrukturę obliczeniową. Jak podkreśla premier Li Qiang, prawdziwą przeszkodą dla rozwoju AI są dziś nie tylko niedobory chipów, lecz także bariery w swobodnym przepływie specjalistów i wiedzy.
Wraz z tym przesłaniem Pekin zaprezentował plan działania, w którym otwarcie zaprosił państwa, organizacje i firmy do budowania międzynarodowej „opensource’owej” wspólnoty AI. Brzmi szlachetnie – ale w tle pojawia się pytanie: o co naprawdę chodzi?
– To sprytny manewr. Chiny chcą przejąć dominację w branży AI i będą rozdawać swoje rozwiązania oraz infrastrukturę i własnym firmom, i zagranicznym startupom – komentuje Jacek Zawistowski, prezes Jack Vision.
Mechanizm jest prosty: niskie koszty, błyskawiczne dostosowanie do potrzeb klienta i ceny, które trudno nazwać rynkowymi. Tak działa chińska gospodarka od lat. Najpierw zdobyć rynek, potem uzależnić odbiorców, a w końcu podnieść stawkę albo wykorzystać przewagę politycznie. To trochę jak pakt z diabłem albo relacja z dilerem narkotyków – dostajesz to, czego pragniesz, ale za jaką cenę?
– Ekonomia, tak jak technologia, też ma narodowość. To trudno zauważalne zjawisko, jak babie lato. Cudze technologie na naszym terytorium niosą ze sobą kaskadę konsekwencji cywilizacyjnych i ułatwiają bądź utrudniają podłączanie się pod demokratyczne albo autorytarne sieci standardowładzy. W uproszczeniu: wybierając czyjąś technologię, wchodzimy na ścieżkę, w której coraz bardziej atrakcyjne mogą stać się także rozwiązania społeczne z regionów, które daną technologię wydały. A inne mniej – zauważa Lewicki.
Państwa Globalnego Południa nie zawsze biorą pod uwagę ten czynnik, co może skutkować trwałym podziałem na kraje westernizowane przez technologię zachodnią oraz kraje sinizowane przez technologię konfucjańską w wariancie autorytarnym.
– To jest często niewidoczne dla decydentów, w momencie gdy podejmują pragmatyczne, pieniężne decyzje o przyjęciu danych standardów oraz infrastruktury. Dla nich liczy się funkcjonalność i koszty tu i teraz, a nie jakieś tam pakiety przyszłych relacji i przyszłe, trudno uchwytne konsekwencje cywilizacyjne. Ale to staje się bardziej widoczne z czasem. Po dziesięciu, dwudziestu latach – podkreśla ekspert.
Krystian Kruk, prezes firmy Kazien Ads, działajacy aktywnie na rynku azjatyckim, także zwraca uwagę na uzależnienie technologiczne i ekonomiczne.
– Chiny mogą wykorzystywać te projekty do zdobywania danych, wywierania wpływu politycznego i kontrolowania krytycznej infrastruktury. Ponadto, brak przejrzystości w umowach i potencjalne zadłużenie mogą prowadzić do utraty suwerenności w kluczowych sektorach. Przypomnijcie sobie jak kiedyś kupowaliśmy produkty chińskie jako ciekawostkę… dziś Temu wyprzedza w Polsce Allegro – podkreśla Kruk.
Co nam mówi otwarcie Pekinu?
Z jednej strony – ekspansja Pekinu. Z drugiej – wciąż niezachwiana dominacja USA, która jest w dużej mierze oparta jest interwencjoznimie rządu. Amerykanie nadal prowadzą pod względem prywatnych inwestycji, przełomowych innowacji i siły swoich gigantów technologicznych: OpenAI, NVIDIA, Google DeepMind czy Anthropic.
– W Stanach rozwój AI odbywa się w modelu otwartym, napędzanym przez rywalizację, venture capital i przyciąganie najlepszych specjalistów z całego świata. To właśnie w Dolinie Krzemowej powstają najbardziej zaawansowane modele i narzędzia, które kształtują globalny biznes – podkreśla Daniel Kędzierski, prezes FastTony, polskiej firmy oferującej rozwiązania marketing automation dla sektora MŚP, która opracowała własny model językowy.
Jednocześnie Kędzierski przypomina, że Chiny grają zupełnie inną kartą.
– Od czasu ogłoszenia Narodowego Planu Rozwoju AI w 2017 roku Pekin konsekwentnie inwestuje w krajowe firmy – od Baidu po Alibabę – i pompuje miliardy w infrastrukturę danych. Dysponuje przy tym ogromnym zasobem informacji pochodzącym od 1,4 miliarda obywateli, przy dużo słabszych niż na Zachodzie standardach ochrony prywatności. Dzięki temu chińskie modele uczą się na lokalnym języku i kontekście, a AI coraz głębiej przenika do przemysłu, administracji i systemu nadzoru społecznego – zauważa.
Chiński smok rozpościera skrzydła nad światem – nie na polu bitewnym, lecz w chmurze danych. Ilustracja: Shutterstock / http://rawpixel.com/
Raport Accenture potwierdza skalę ambicji: 87 proc. chińskich firm planuje w 2025 roku zwiększyć inwestycje w AI, a 58 proc. menedżerów twierdzi, że wdrażają tę technologię szybciej, niż pierwotnie zakładali. AI trafia do małych biznesów – od aptek po sklepy osiedlowe – i krok po kroku zmienia fundamenty gospodarki. Efekt? Wzrost produktywności, a w konsekwencji większy udział AI w PKB.
Podobne procesy zachodzą także w Europie, jednak różnica jest zasadnicza: podczas gdy w Europie napędzają to startupy i prywatna inicjatywa, Pekin działa skoordynowanie, systemowo, w skali całego państwa. A to daje mu przewagę w wyścigu o to, kto uczyni AI prawdziwym silnikiem wzrostu.
Myliłby się jednak ktoś, kto sądziłby, że różnice między Zachodem a Chinami są aż tak znaczące. To, co łączy Pekin, Brukselę czy Waszyngton, to kwestie bezpieczeństwa.
– Różnice w podejściu do AI są bardziej pochodną współczesnych systemów politycznych i priorytetów rządzących niż odwiecznych "esencji" kulturowych. Kultura stanowi ramę legitymizującą dla wybranych polityk, ale to decyzje polityczne i ekonomiczne są siłą napędową – zauważa Żary i dodaje, że w Europie i Chinach obywatele są w stanie poświęcić część wolności na rzecz bezpieczeństwa.
Wolność danych na rzecz życiowego bezpieczeństwa. A ono wynika m.in. z potęgi gospodarczej.
Jak zauważa Albert Borowiecki z Instytutu Badań Chin Współczesnych, jednak prawo do zbierania danych ma swoje granice.
– Chińczycy potrafią iść do sądu w sprawie kradzieży danych osobowych przez platformę online, w czym są wspierani zresztą przez prawo do odmowy zbierania danych i prawo do informacji czy prawo do poznania zasad działania silników rekomendacji – zauważa Borowiecki.
W szkolnej ławie i na orbicie
Chińskie marzenia o sztucznej inteligencji nie kończą się na Ziemi. W maju z ośrodka startowego Jiuquan wzbiła się rakieta Long March 2D, wynosząc na orbitę pierwszą dwunastkę satelitów w ramach programu „Star Compute”.
To dopiero zalążek gigantycznej konstelacji – docelowo ma liczyć 2800 maszyn, które razem stworzą kosmiczny superkomputer o mocy obliczeniowej, jakiej świat jeszcze nie widział. Projekt, tworzony wspólnie przez ADA Space, Zhijiang Laboratory i Neijiang High-Tech Zone, nosi wiele mówiącą nazwę Konstelacja Obliczeniowa Trzech Ciał – nawiązując do kultowej trylogii science fiction Liu Cixina i klasycznego problemu Newtona.
Każdy z satelitów to miniaturowy superkomputer AI – 8 miliardów parametrów, zdolność do wykonywania 744 bilionów operacji na sekundę. Razem osiągają moc 5 POPS, a w perspektywie kilku lat – nawet 1000. Komunikują się ze sobą za pomocą laserów z prędkością 100 GB/s, dzielą 30 TB pamięci i obrabiają dane bezpośrednio na orbicie. To rewolucja – według "South China Morning Post" tradycyjne satelity gubią nawet 90 proc. danych w procesie transmisji. Chińczycy chcą to zmienić: kosmos daje im naturalne chłodzenie i darmową energię słoneczną, a przy okazji ogranicza ślad węglowy.
"Star Compute" to nie tylko demonstracja mocy AI na orbicie. To również narzędzie badawcze. Satelity wyposażono w detektory promieniowania rentgenowskiego pozwalające obserwować najgwałtowniejsze zjawiska we wszechświecie, jak np. rozbłyski gamma. Dzięki funkcjom tworzenia precyzyjnych modeli 3D stają się też cyfrowymi kartografami kosmosu rysującymi mapy ciał niebieskich z niespotykaną dotąd dokładnością.
– Ten projekt to ambitna inicjatywa, która ma potencjał, by zmienić globalny układ sił, zwłaszcza w przetwarzaniu danych satelitarnych i telekomunikacji. Jednak jego rzeczywisty wpływ będzie zależał od skali i efektywności. Jeśli projekt osiągnie pełną moc, może dać Chinom znaczną przewagę w szybkości analizy danych, co ma kluczowe znaczenie zarówno w zastosowaniach wojskowych, jak i cywilnych – analizuje Krystian Kruk.
Ale chińska ofensywa AI nie rozgrywa się wyłącznie w przestrzeni kosmicznej – równie istotny front otworzył się na uczelniach. Jeszcze kilka lat temu studenci musieli korzystać z VPN-ów, by rozmawiać z ChatGPT. Dziś sytuacja jest odwrotna: 99 proc. studentów i wykładowców wprost używa narzędzi AI, a 60 proc. sięga po nie regularnie. W przeciwieństwie do Zachodu, gdzie dyskusję zdominował strach przed plagiatami czy „uśmierceniem” kreatywności, w Chinach AI traktowana jest jak kluczowa umiejętność – zarówno dla kariery jednostki, jak i dla rozwoju całego kraju.
Profesor Liu Bingyu z China University of Political Science and Law w Pekinie mówi wprost: sztuczna inteligencja może być nauczycielem, sekretarzem, partnerem do burzy mózgów, a nawet adwokatem diabła. Jej zajęcia obejmują praktyczne instrukcje: jak pisać recenzje literatury z pomocą AI, jak generować wykresy czy jak formułować pytania. – Tylko dobre dane wejściowe i umiejętne promptowanie prowadzą do wartościowych wyników – podkreśla, zaznaczając, że ostateczny filtr to zawsze ludzka ocena.
Podobne podejście wdrażają największe uczelnie w kraju – Tsinghua, Renmin, Zhejiang – otwierając nowe kierunki i obowiązkowe moduły z AI. Ta otwartość nie bierze się znikąd. Jak przypomina Fang Kecheng z Chinese University of Hong Kong, wiara w technologię jako motor narodowego postępu sięga czasów Deng Xiaopinga, który już w latach 80. mówił, że nauka i technika to „pierwsze siły produkcyjne”. Dane Stanford Institute for Human-Centered AI pokazują skalę różnic kulturowych: aż 80 proc. Chińczyków deklaruje entuzjazm wobec usług AI, podczas gdy w USA to tylko 35 proc., a w Wielkiej Brytanii jest to 38 procent.
Polityka państwa idzie ramię w ramię z tym optymizmem. W kwietniu 2025 roku chińskie Ministerstwo Edukacji wprowadziło obowiązkową edukację z zakresu AI już od szkoły podstawowej. Jednocześnie lokalne modele – DeepSeek, Doubao – zastępują zachodnie narzędzia, oferując niższe ceny i pełne wsparcie dla języka chińskiego. Bariera dostępu znika, a sztuczna inteligencja staje się elementem codzienności – od sal wykładowych po orbitę okołoziemską.
Bez fajerwerków, ale z efektami
Według wyliczeń Goldman Sachs sztuczna inteligencja podniesie chińską produktywność o 8 proc. w ciągu dekady. To mniej niż amerykańskie 15 proc. – co oznacza dodatkowe 4,5 biliona dolarów rocznie w PKB. Dlaczego? Bo tam, gdzie gospodarka USA jest jak gąbka chłonąca technologię w usługach i finansach, tam Chiny wciąż opierają się na przemyśle i budownictwie – sektorach trudniej poddających się cyfrowej rewolucji.
Rozwój chińskiej AI, bardziej niż w masowym gównocontencie w socjalach, widać np. w ciemnych fabrykach (dark factory). Pojęcie to odnosi się do całkowicie zautomatyzowanego zakładu produkcyjnego, który funkcjonuje bez obecności i interwencji ludzi, co umożliwia działanie w warunkach braku oświetlenia. Takie fabryki, wykorzystujące robotykę, sztuczną inteligencję i internet rzeczy (IoT), mogą pracować 24/7.
– Chiny rozwijają własne LLM-y i korzystają z amerykańskich, ale główny nacisk kładziony jest raczej na AI związane z uczeniem maszynowym, a nie z modelami językowymi – wyjaśnia Borowiecki i dodaje, że chińska AI ma być maksymalnie użyteczna.
To już nie pojedyncze start-upy, nie eksperymentalne projekty na uniwersytetach. Całe Chiny obracają się dziś w stronę sztucznej inteligencji jak słoneczniki ku słońcu. Według danych Xinhua Pekin wyprzedził wszystkich: na świecie istnieje 3755 dużych modeli językowych, z czego ponad 1500 powstało właśnie w Państwie Środka. Do tego ponad pięć tysięcy firm AI, które jak armia pracowitych mrówek budują fundamenty przyszłej gospodarki cyfrowej.
Jest to pełzająca rewolucja.
Przemysł AI stał się silnikiem wzrostu chińskiej gospodarki. Ale od razu pojawia się pytanie: czy smok naprawdę dogoni orła?
– Osobiście nie oczekiwałbym ani masowej fali wdrożeń, ani jakichś znaczących kosztów społeczno-gospodarczych (ukrytych lub nie), bo Chińczycy są bardzo pragmatyczni i widzą, że na razie nie ma wiarygodnego modelu biznesowego, który by się finansowo obronił przy takich wdrożeniach. A nie ma sensu topić w tym bilionów juanów tylko dlatego, że robią to Amerykanie – podkreśla Borowiecki.
Na mapie jednorożców – młodych firm wycenianych na miliard dolarów i więcej – co czwarty ma chiński rodowód. A ponad 300 giełdowych spółek AI generuje już 70 proc. całych przychodów branży w kraju. To nie są pojedyncze błyski geniuszu – to zmasowana ofensywa. Pekin celuje w pięć strategicznych frontów: językowe modele nowej generacji, autonomiczne samochody, robotykę, komercyjne aplikacje i własne chipy. Wszystko podlane hojnie pieniędzmi z państwowego budżetu, jak paliwo rakietowe podawane prosto do baku.
Borowiecki podkreśla przy tym znaczenie robotyzacji:
– W zeszłym roku ponad połowa robotów przemysłowych na świecie była montowana w Chinach. Wbrew stereotypom pracownicy witają je z entuzjazmem, bo zajmują wakaty po emerytach i poprawiają warunki pracy. Zrobotyzowane zakłady można wstrzymać i uruchomić jednym kliknięciem, co daje elastyczność niedostępną przy zatrudnianiu dziesiątek tysięcy ludzi – tłumaczy.
Przemysł AI stał się silnikiem wzrostu chińskiej gospodarki. Ale od razu pojawia się pytanie: czy smok naprawdę dogoni orła?
Sam arsenał technologii nie przesądza o zwycięstwie. Bitwa rozegra się na polu wdrożeń i regulacji. Amerykański model wolnego rynku i twórczej konkurencji nadal daje przewagę w najbardziej zaawansowanych segmentach. Ale chiński kapitalizm państwowy przypomina walec: powolny, ciężki, lecz zdolny zmieniać krajobraz całych sektorów gospodarki.
Widzimy, że chiński smok nie musi zionąć ogniem, by zmienić układ sił. Wystarczy, że oplata świat siecią danych, satelitów i algorytmów. Kiedy Amerykanie coraz mocniej kolonizują Europę (90 proc. danych obywateli i firm EU znajduje się na amerykańskich serwerach, a każda próba regulacji big techów jest torpedowana przez rząd USA), Chiny grają rolę dobrego wujka dla Globalnego Południa.
Prawdziwe starcie o prymat w sztucznej inteligencji dopiero się zaczyna – a jego cenę poznamy wszyscy, niezależnie od tego, po której stronie globu żyjemy.
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-08T22:12:38+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T20:57:08+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T20:45:24+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T20:04:17+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T19:56:47+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T19:21:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T19:18:59+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T19:17:26+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T18:03:07+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T18:02:26+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T16:39:34+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T16:32:57+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T16:16:58+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T16:05:29+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T16:00:06+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T15:28:26+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T13:47:22+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T13:19:56+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T12:19:36+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T11:18:13+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T10:47:16+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T10:01:44+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T09:49:58+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T09:29:55+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T08:31:43+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T07:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T06:45:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T06:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T06:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-08T06:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T16:40:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T16:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T16:20:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T16:10:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T16:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T10:49:51+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T07:51:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T07:41:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T07:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-07T07:21:00+02:00