Mamy polską planetoidę. Potężny sukces polskiego astronoma
Lista polskich obiektów przemierzających otchłań Układu Słonecznego właśnie stała się dłuższa. Oficjalnie potwierdzono nadanie nazwy nowej planetoidzie, która od teraz nosi miano Wolszczan.

To hołd dla najwybitniejszego żyjącego polskiego astronoma, ale w tej wruszającej i optymistycznej historii równie fascynujący co patron jest sam proces odkrycia planetoidy.
Historia planetoidy o numerze 805997, znanej wcześniej pod technicznymi sygnaturami 2016 LL106 oraz 2012 XP157, nabrała tempa w wakacje 2024 r. To właśnie wtedy Maria Wicher, uczennica katowickiego Liceum w Chmurze, przeczesywała cyfrowe archiwa nieba.
Choć zdjęcia, na których widniał obiekt, zostały wykonane przez japoński Teleskop Subaru na Hawajach już w czerwcu 2016 r., to właśnie polska uczennica była osobą, która wypatrzyła tą planetoidę wśród tysięcy innych punktów światła.

Maria nie działała jednak sama. Odkrycie to efekt międzynarodowej współpracy w ramach projektu Come On! Impacting Asteroids (COIAS). To innowacyjna platforma, która demokratyzuje astronomię, pozwalając amatorom i pasjonatom na analizowanie danych pochodzących z jednego z najpotężniejszych instrumentów optycznych świata, 8-metrowego giganta Subaru.
W gronie oficjalnych odkrywców znaleźli się reprezentanci Polski, Chin, Japonii oraz Stanów Zjednoczonych, jednak to Maria Wicher wyszła z inicjatywą, by ten konkretny kawałek skały nazwać na cześć odkrywcy pierwszych planet pozasłonecznych.
Gigant krążący między Marsem a Jowiszem
Planetoida Wolszczan nie jest maleństwem. Szacuje się, że jej średnica wynosi około 1,2 km, co czyni ją solidnym, kosmicznym kawałkiem skały. Znajduje się ona w tak zwanym głównym pasie planetoid, czyli obszarze między orbitami Marsa i Jowisza.

Jej parametry orbitalne mogą przyprawić o zawrót głowy: porusza się w średniej odległości 430 mln km od Słońca (co astronomowie opisują jako 2,88 jednostki astronomicznej). Pełne okrążenie wokół naszej gwiazdy zajmuje jej niemal pięć lat, dokładnie 4,88 roku.
Proces nadawania nazwy takiemu obiektowi to długa i sformalizowana droga. Zanim planetoida stanie się "Wolszczanem", musi najpierw otrzymać tymczasowe oznaczenie, a naukowcy muszą precyzyjnie wyznaczyć jej orbitę.
Dopiero gdy mamy pewność, gdzie obiekt będzie znajdował się za kilkadziesiąt lat, Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU) pozwala na nadanie imienia. Oficjalny komunikat o uhonorowaniu polskiego astronoma pojawił się w biuletynie WGSBN z 15 grudnia 2025 r., pieczętując tym samym miejsce profesora w panteonie ciał niebieskich.
Więcej na Spider's Web:
Profesor na liście odkrywców wszechczasów
Wybór patrona nie był przypadkowy. Aleksander Wolszczan to postać, której w świecie nauki nie trzeba przedstawiać, choć większośc Polaków rzadko zdaje sobie sprawę z kalibru jego osiągnięć. To on w 1992 r., korzystając z nieistniejącego już radioteleskopu Arecibo, dokonał niemożliwego - odkrył pierwsze planety poza naszym Układem Słonecznym.
Okrążały one pulsar PSR B1257+12, a to odkrycie na zawsze zmieniło nasze postrzeganie wszechświata i otworzyło erę poszukiwań drugiej Ziemi.
Po raz pierwszy swoje odkrycie A. Wolszczan oficjalnie zaprezentował na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego w Atlancie w styczniu 1992 r. i opublikował w naukowym czasopiśmie Nature 9 stycznia 1992 r. W 1999 r. to właśnie pismo uznało go za autora jednego z fundamentalnych odkryć z dziedziny fizyki. Rok wcześniej w 1998 r. znalazł się na liście 25 odkrywców wszechczasów, opublikowanej przez pismo Astronomy.
Urodzony w Szczecinku profesor, przez dekady związany z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Uniwersytetem Stanowym Pensylwanii, stał się żywą legendą. Jego dorobek obejmuje nie tylko prestiżowe nagrody, jak Medal Mariana Smoluchowskiego czy Nagrodę Beatrice M. Tinsley, ale także najwyższe odznaczenia państwowe.
Teraz, gdy profesor od 2024 r. przebywa na zasłużonej emeryturze, jego nazwisko będzie krążyć w przestrzeni kosmicznej nie tylko w podręcznikach, ale i jako realny, fizyczny obiekt.
Sukces Marii Wicher pokazuje natomiast, że polska szkoła astronomii ma się świetnie i wciąż potrafi zaskakiwać świat, tym razem łącząc doświadczenie mistrza z energią młodego pokolenia.







































