Długi lot Sławosza. Co dla Ziemian tak naprawdę znaczy misja polskiego astronauty? 

Zjedzone w telewizji śniadaniowej pierogi, list z wulgaryzmem i teorie spiskowe. Możliwe, że właśnie to zapamiętamy z kosmicznej misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Ale możemy też skupić się na dokonaniach naukowych polskiego astronauty. Mogą okazać się ważne dla rozwoju naszego kraju.

Fot. Shutterstock/ Glowonconcept

Czekaliśmy z tym tekstem, nie chcieliśmy wchodzić w medialno-społecznościowe bagienko. Gdy emocje ostygły, a "eksperci" z X wystukali swoje mądrości, czas przyjrzeć się temu, co misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego rzeczywiście znaczy dla naszego kraju i jego obywateli. I co to wydarzenie może przynieść nam w przyszłości. 

Nie będziemy więc pisać tu o pierogach, listach, powtarzać absurdalnych teorii spiskowych ani streszczać tego, co na koncercie o astronaucie powiedziała piosenkarka Doda.

Skupmy się na faktach, nie mitach i wiralowych imbach.

Fakt: to więcej niż lot 

Dla porządku i przypomnienia kilka faktów, których znaczenia zdajemy się nie dostrzegać.  

25 czerwca nastąpiło coś, co bez wątpienia przejdzie do historii naszego kraju. Wydarzenie, którego wagę powinniśmy podkreślać. W kosmos poleciał drugi Polak. Na ten moment czekaliśmy długie 47 lat, czyli od wyprawy Mirosława Hermaszewskiego w 1978 roku. Od tamtego czasu aż do teraz żaden nasz rodak nie był w kosmosie. Sławosz Uznański-Wiśniewski został więc drugim Polakiem oraz ogółem 743. człowiekiem w historii ludzkości, który znalazł się w przestrzeni kosmicznej.

Nie liczba 743 powinna robić wrażenie (dość powiedzieć, że wśród tych osób są postaci takie jak celebrytka Kate Perry), ale fakt, że Uznański-Wiśniewski jest pierwszym Polakiem, który przebywał na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. 

Nie był więc kosmicznym turystą, który poleciał w kosmos, aby zrobić sobie selfie. Ten pochodzący z Łodzi naukowiec i inżynier ma ogromne doświadczenie w badaniach nad promieniowaniem kosmicznym. W przeszłości pracował m.in. w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) w Genewie. Obecnie zaś jest członkiem korpusu rezerwowego Europejskiej Agencji Kosmicznej.

Misja polskiego astronauty kosztowała 65 mln euro, czyli około 275 milionów złotych. Łukasz Wilczyński, prezes Europejskiej Fundacji Kosmicznej i Planet Partners, wyjaśnia, że każdy kraj zrzeszony w ESA (European Space Agency), a do niej należy Polska, płaci składkę obowiązkową oraz opcjonalną. Przeważnie ta pierwsza jest mniejsza, druga zaś jest określana na podstawie potrzeb danego kraju i jego rodzimego sektora kosmicznego. Więcej pieniędzy wykładają te państwa, które chcą pokazać swoje ambicje i zaangażowanie w projekty ESA, ale przede wszystkim stawiają na budowanie nowoczesnej gospodarki. Na taki krok kilka lat temu zdecydował się rząd Mateusza Morawieckiego, zwiększając składkę na lata 2023-2025 do łącznie 360 mln euro. Dzięki tej podwyżce Polska stała się siódmym pod względem wysokości składki państwem w ESA. Warto jednak znać proporcje. W tym roku do budżetu ESA najwięcej włożą Francuzi (ponad 1 mld euro), Niemcy (951 mln euro) i Włosi – 800 mln euro.

Budżet Europejskiej Agencji Kosmicznej w 2025 roku. Fot. ESA

Łatwo policzyć, że misja polskiego astronauty (65 mln euro) to tylko (prawie) jedna piąta całej kwoty przewidzianej na lata 2023-2025. Na co jest przeznaczona reszta? Większość, bo aż 200 mln euro, pochłoną programy operacyjne ESA, do których Polska zwiększyła swój wkład. Kolejne 85 mln euro zostanie wydane na projekt CAMILA, czyli budowę konstelacji satelitów do obserwacji Ziemi. Z kolei na rozwój polskich technologii kosmicznych w programie ESA przewidziano 7 mln euro. A 3 mln euro pochłoną dwuletnie staże w ESA dla trzydziestu absolwentów polskich uczelni, którzy będą mogli podnieść swoje kwalifikacje i zostać specjalistami sektora kosmicznego.

Jeśli chodzi zaś o składkę, to w tym roku Polska wyda 193,4 mln euro. Lwią część sumy na 2025 rok stanowi składka opcjonalna (159,67 mln euro). Reszta, czyli 33,73 mln euro to składka obowiązkowa.

– Każdy kraj samodzielnie ustala wysokość tej drugiej, nieobowiązkowej części składki, bo sam określa, na jakie obszary chce przeznaczyć dodatkowe fundusze. Tak, aby odpowiadało to jego strategii rozwoju sektora kosmicznego, zapotrzebowaniu ze strony rodzimego przemysłu i prowadzonych badań naukowych – tłumaczy Łukasz Wilczyński.

Szef Europejskiej Fundacji Kosmicznej jako przykład podaje tzw. program eksploracyjny. Są tu państwa, które w nim nie uczestniczą finansowo, a w efekcie nie mają swojej reprezentacji w korpusie astronautów ESA.  

– Decyzja Polski o zwiększeniu składki do ESA była przełomowa, bo pozwoliła na lot Polaka w kosmos. Ale to nie tylko udział polskiego astronauty w misji na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ale też programy i działania, dzięki którym nasza gospodarka ma wyjątkową szansę wskoczyć na wyższy poziom rozwoju – mówi Wilczyński.

Wtóruje mu Kinga Gruszecka, prezeska Stowarzyszenia Polskich Profesjonalistów Sektora Kosmicznego (PSPA), space lead w CGI Polska, a wcześniej dyrektorka w Polskiej Agencji Kosmicznej.

– Decyzja o wydaniu większych pieniędzy pozwoliła Polsce dołączyć do elity państw, które stawiają na programy kosmiczne, mają własnych astronautów, prowadzą badania kosmosu, tworzą fundamenty pod rosnący w tym sektorze biznes – tłumaczy Gruszecka.

Eksperci nie mają też wątpliwości, że wyłożona kwota się zwróci i to wielokrotnie.

– Ten wydatek należy traktować jako inwestycję w naukę, rozwój nowych technologii i polskiego biznesu – podkreśla Gruszecka.

I nie są to czcze słowa, bo z wyliczeń Ministerstwa Rozwoju i Technologii wynika, że zwiększenie zaangażowania Polski w działalność ESA już przyniosło spore korzyści gospodarcze, bo większa składka sprawiła, że wzrosła liczba kontraktów dla polskich firm.

"Tak duży wzrost finansowania wpływa na zwiększenie możliwości udziału polskim przedsiębiorcom w strategicznych projektach ESA. Tylko w 2024 roku polskie podmioty uzyskały 153 kontrakty o wartości blisko 87 mln euro" – informował resort rozwoju i technologii w kwietniu tego roku, czyli kilka miesięcy przed misją Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego.

To, że wydatki na misje kosmiczne zwracają się z naddatkiem, pokazują też dane Europejskiej Agencji Kosmicznej. Od lat ESA transparentnie publikuje informacje na ten temat. Wynika z nich, że rozwój kluczowych kompetencji technologicznych i przemysłowych pozytywnie wpływał na gospodarki europejskich krajów, napędzając PKB i tworząc dziesiątki tysięcy nowych, specjalistycznych miejsc pracy. Dane pokazują również, że każde zainwestowane 1 euro generuje około 3 euro na Ziemi w postaci późniejszych odkryć naukowych, badań, rozwiązań technologicznych, które wykorzystuje też biznes.

Zwrot ten według szacunków ministra finansów Andrzeja Domańskiego może być nawet wyższy.

"Każde 1 euro zainwestowane w sektor kosmiczny to 3–6 euro zwrotu dla gospodarki, a obecność Polaka w misji to szansa dla branży – na doświadczenie i promocję polskich technologii" – pisał platformie X Andrzej Domański, przekonując, że inwestycja długofalowo nam się zwróci.

Skąd ta pewność? Z przeszłości.

Fot. Shutterstock / Master1305
Gdy emocje ostygły, a "eksperci" z X wystukali swoje mądrości, czas przyjrzeć się temu, co misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego rzeczywiście znaczy dla naszego kraju. Fot. Shutterstock / Master1305

Fakt: Inwestowanie w naukę się opłaca

Historia nauki na świecie w ostatnich dziesięcioleciach pokazuje, że nauka i technologia to jedne z najlepszych inwestycji o stopie zwrotu, o jakiej nie mogą marzyć nawet polskie banki czy fliperzy. Wynika to z kilku czynników.

Po pierwsze, jest szansa, że misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego będzie swego rodzaju dźwignią edukacyjną, która sprawi, że dzisiejsi nastolatkowie zamiast marzyć o karierze influencera będą chcieli być drugim Sławoszem. Oczywiście większość z nich nie poleci w kosmos, ale wybierając politechnikę, kierunki inżynieryjne mogą przyczynić się do boomu technologicznego. To, o czym piszę, nazywane jest "efektem Apollo", który zaobserwowano w Stanach Zjednoczonych i Europie w latach 60. i 70. XX wieku, kiedy po amerykańskich misjach księżycowych miliony młodych ludzi wybierało ścisłe i techniczne kierunki studiów, bo stały się modne, dające ciekawą pracę i pewną przyszłość zawodową. A skutkiem był rozwój, który przyniósł nam technologie satelitarne, kamery i aparaty cyfrowe, komputery i ich oprogramowanie, a nawet internet. Słowem: fundamenty współczesnej gospodarki cyfrowej.

– Lot Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego może mieć imponujący wpływ na postawy młodych ludzi i zmienić to, w jaki sposób społeczeństwo postrzega naukę. Nie jako coś nudnego, dla nerdów, lecz fajnego, w czym warto brać udział. Powinniśmy trzymać kciuki za to, aby wydarzył się u nas efekt Sławosza – mówi Łukasz Wilczyński, który od ponad 10 lat realizuje projekty edukacji STEM oraz wspierania młodych talentów w obszarach inżynieryjnych i kosmicznych.

– Dzisiejsze dzieci i nastolatki zyskały inspirację, która może motywować ich do tego, aby pójść w jego ślady lub chociaż studiować nauki techniczne – mówi Kinga Gruszecka i przypomina scenę, która miała miejsce w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie w czasie misji polskiego astronauty.

– Dzieci, młodzi ludzie, dorośli tłoczyli się, aby tylko zobaczyć Sławosza w czasie łączenia z Międzynarodową Stacją Kosmiczną. Posłuchać go, zobaczyć, jak wyglądają eksperymenty, a potem wziąć udział w warsztatach. Obserwując to, miałam poczucie udziału w czymś wyjątkowym. Może to był moment, kiedy w sercach i umysłach tych młodych ludzi zostało zasiane ziarno pasji, które przy odpowiednim wsparciu za kilka czy kilkanaście lat zakiełkuje świetnymi naukowcami lub pomysłem na kosmiczny biznes – opowiada Gruszecka.

I to jest druga szansa na zwrot, czyli transfer technologii wykorzystanych w kosmosie na Ziemię. Również w tym przypadku warto wspomnieć o efekcie Apollo.

– Pytamy, po co nam ten kosmos? Zapewne podobne pytania zadawano sobie przy misjach Apollo i nikt nie zdawał sobie sprawy, finansując ten program, ile wynalazków, technologii, rozwiązań przejdzie do użytku w codziennym życiu. Jako młoda mama zawsze podaje przykład rzepów w butach i jestem wdzięczna astronautom z misji Apollo, że nie muszę wiązać dzieciom sznurowadeł – śmieje się Kinga Gruszecka, a na poważnie dodaje: 

– Bez tych misji nie byłoby ręcznego odkurzacza, pianki antyodleżynowej, powierzchni teflonowych odpornych na wysokie temperatury i wielu innych. Każda taka misja to jest okazja do transferu technologii, które może potem wykorzystać, aby usprawnić życie na Ziemi – dodaje Gruszecka.

I tak właśnie się dzieje. Sławosz Uznański-Wiśniewski wziął udział w kosmicznej misji, aby wykonać konkretne eksperymenty. Z ich wyników będą czerpać także polskie firmy. Staje się to jasne, kiedy dokładniej spojrzymy na to, co badał w kosmosie polski astronauta.

Fot. Shutterstock / Parvana_Pery
Nawet powszechne dziś smartfony czy nawigacja GPS nie powstałyby, gdyby nie rozwój technologii kosmicznych. Fot. Shutterstock / Parvana_Pery

Pakiet badań misji Axiom 4 składał się z około 60 eksperymentów i działań badawczych reprezentujących 31 państw. 13 z nich realizował Sławosz Uznański-Wiśniewski, przeprowadzając eksperymenty związane m.in. z promieniowaniem jonizującym, inżynierią materiałową czy wpływem mikrograwitacji na wybrane typy komórek. Pełną ich listę wraz ze szczegółowymi opisami znajdziecie w tekście Bogdana Stecha.

Wszystkie mogą pogłębić wiedzę potrzebną do przygotowania kolejnych misji kosmicznych i eksploracji kosmosu, ale nie tylko. Z powodzeniem mogą być też wykorzystywane na Ziemi i zmienić życie zwykłego Kowalskiego. W czasie misji testowano bowiem technologie, które mogą znaleźć zastosowanie w medycynie, przemyśle obronnym, materiałowym czy biotechnologicznym.

– Wszyscy korzystamy z technologii kosmicznych na co dzień, nawet tego nie zauważając. Powszechne dziś smartfony czy nawigacja GNSS nie powstałyby, gdyby nie rozwój technologii kosmicznych. Mówienie, że misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego to wywalanie kasy w błoto, to brak wiedzy albo zła wola – mówi Łukasz Wilczyński.

Fakt: lot w kosmos rozwija biznesy na Ziemi 

Prezes Europejskiej Fundacji Kosmicznej podkreśla, że z wyników eksperymentów i badań przeprowadzonych na ISS skorzysta polska branża kosmiczna, a także branże pokrewne. Dziś rodzimy sektor kosmiczny to, wg danych Polskiej Agencji Kosmicznej, ok. 400 podmiotów związanych z badaniami i technologiami kosmicznymi, które dają zatrudnienie 15 tysiącom osób.

– Polskie firmy już teraz specjalizują się m.in. w obserwacji Ziemi i satelitarnej analityce danych, systemach komunikacji satelitarnej, rozwiązaniach z zakresu AI i bezpieczeństwa kosmicznego. Przeprowadzone eksperymenty mogą dać impuls do rozwoju kolejnych startupów i firm w sektorze kosmicznym, ale przede wszystkim zwiększyć ich szanse na komercjalizację obecnie rozwijanych pomysłów – mówi Łukasz Wilczyński.

Kiedy pytam go o konkrety, przytacza przykład nanomateriału MXene rozwijanego przez krakowską Akademię Górniczo-Hutniczą. Eksperyment przeprowadzony w unikalnym kosmicznym środowisku sprawdzał z jednej strony, jak właściwości fizyczne MXene wytrzymują warunki kosmiczne. A z drugiej testował podobną do smartwatcha "opaskę" na nadgarstek, używającą sensora opartego na MXene do pomiaru tętna, aby zbadać jej przydatność do monitorowania stanu zdrowia w czasie rzeczywistym.

– Test MXene dostarczał wiedzy, jak materiał sprawdza się w warunkach mikrograwitacji, co może być kluczowe przy długoterminowych misjach orbitalnych. Do tego opaska do monitorowania zdrowia astronautów stworzona jest z ekologicznych biomateriałów, które się hoduje, a nie produkuje. Wyniki eksperymentu mogą przyczynić się do postępu w zdalnym monitorowaniu zdrowia, czyli telemedycynie, udoskonaleniu technologii fitness oraz powstania nowej generacji inteligentnych i niezawodnych narzędzi. Początkowo dla misji orbitalnych czy księżycowych, a potem może to być smartwatch przyszłości dla reszty Ziemian – mówi Łukasz Wilczyński.

Kolejny przykład to biotechnologiczny eksperyment, który może przyczynić się do rozwoju polskiego startupu Extremo Technologies. Miał on na celu zbadać adaptację i funkcjonowanie w mikrograwitacji i promieniowaniu kosmicznym ekstremofilicznych alg, czyli mikroorganizmów ze środowisk wulkanicznych. Jednocześnie testowany był nowy czujnik, który mierzy mierzy ilość tlenu wyprodukowanego przez algi podczas fotosyntezy.

– Wie pan, co produkuje więcej tlenu: drzewa czy algi? Algi! – mówi Łukasz Wilczyński i wyjaśnia, że algi znane są także z przetrwania w ekstremalnych warunkach na Ziemi, a eksperyment przeprowadzony w czasie misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego sprawdzał, czy będą mogły być wykorzystywane podczas długoterminowych misji w kosmosie.

– Zrozumienie, jak zachowują się w przestrzeni kosmicznej, pomoże ocenić, czy mogłyby produkować tlen, absorbować dwutlenek węgla, generować użyteczne substancje i tym samym wspierać załogi podczas przyszłych misji na Księżyc, Marsa, ale też mogą być użyte jako materiał do budowy wnętrz stacji kosmicznych. Ale te same algi już teraz zaczynają być wykorzystywane na Ziemi, np. w farbach do malowania ścian, które "oddychają" – wyjaśnia Łukasz Wilczyński.

Fot. Shutterstock / Dmytro Pitsyk
Eksperci zgodnie podkreślają, że dzięki misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego nasz kraj może potwierdzić kompetencje rodzimych firm na arenie globalnej jako tych, które są w stanie dostarczać wysokiej jakości technologie i nietuzinkowe rozwiązania. Fot. Shutterstock / Dmytro Pitsyk

Kinga Gruszecka wyjaśnia też, że na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej panuje mikrograwitacja, która daje niezwykłe możliwości tworzenia materiałów i kształtów, ale też badań, których nie da się odtworzyć w warunkach ziemskich. I właśnie w warunkach mikrograwitacji w projekcie PhotonGrav lubelskiej firmy Cortivision testowane były możliwości komunikacji bez użycia mięśni, z wykorzystaniem interfejsu mózg–komputer.

– Celem eksperymentu było sprawdzenie, czy możliwa jest komunikacja oparta wyłącznie na sygnałach mózgowych, bez angażowania mięśni. Na Ziemi ta technologia może znaleźć zastosowanie np. w komunikacji z osobami z ograniczoną mobilnością – wyjaśnia Kinga Gruszecka.

Eksperci zgodnie podkreślają, że dzięki misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego nasz kraj może potwierdzić kompetencje rodzimych firm na arenie globalnej jako tych, które mogą dostarczać wysokiej jakości technologie i nietuzinkowe rozwiązania. Kinga Gruszecka dodaje, że firmy z całego świata często szukają podwykonawców, a teraz usłyszeli, że Polska i tutejszy biznes mogą być wiarygodnymi partnerami.

– Wiedzą, że mogą u nas szukać podmiotów, z którymi będą realizować kontrakty czy misje – dodaje Gruszecka.

Wtóruje jej Łukasz Wilczyński: – Trzeba patrzeć szerzej na całą tę misję. Polska pokazała, że zaczyna wchodzić na wyższy gospodarczo poziom – mówi Wilczyński.

Fakt: to wielka szansa dla Polski

A sektor kosmiczny to potężny biznes. Globalnie wartość gospodarki kosmicznej w 2022 roku została wyceniona przez Euroconsult na 464 miliardy dolarów. A prognozy mówią jasno: wartość ta w nadchodzących latach będzie gwałtownie rosła. Najostrożniejsze szacunki Morgan Stanley mówią o 610 mld dolarów do 2028 roku. Najbardziej optymistyczne opracowane przez PWC nawet o 870 mld dolarów w tym samym okresie.

Wartość gospodarki kosmicznej w 2022 roku oraz prognozowana wartość w 2028 roku Fot. Polski Instytut Ekonomiczny
Wartość gospodarki kosmicznej w 2022 roku oraz prognozowana wartość w 2028 roku. Fot. Polski Instytut Ekonomiczny

Uszczknięcie choć małej porcji z tego tortu może mieć dla przyszłości gospodarczej naszego kraju olbrzymie znaczenie. Szczególnie że obecny model rozwoju oparty na taniej pracy wyczerpuje się.

"Zdolność tego modelu do tego, aby podnosić jakość życia w Polsce, skończyła się. Ten silnik przestał nas napędzać. Wydaje nam się, że wszystko jest dobrze, ale tak naprawdę dryfujemy" – mówił w podkaście Dwie Lewe Ręce Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, ekonomista i związany z Polską Siecią Ekonomii oraz CoopTech Hub, a także autor książki "Kapitalizm sieci".

Kosmos może być więc dla Polski szansą, aby zyskać nowy motor wzrostu. Jednak aby tę szansę wykorzystać, nasz kraj musi wzmocnić pozycję w Europejskiej Agencji Kosmicznej i wśród prywatnych firm, które planują eksplorację przestrzeni pozaziemskiej. Dzięki temu być może polskie firmy i astronauci wezmą udział w kolejnych misjach, np. związanych z Księżycem.

– Na pewno nie będziemy czekać kolejne 47 lat na Polaka w kosmosie. Niewykluczone, że sam Sławosz weźmie udział w kolejnych misjach. A może będą to inni Polacy. Postawiliśmy pierwszy krok i pokazaliśmy, że mamy świetnych specjalistów, wiedzę, zaplecze badawcze i biznesowe. Nasza gwiazda rozbłysła na tle innych graczy sektora kosmicznego i od dalszej strategii zależy, czy wykorzystamy ten wyjątkowy moment i postawimy kolejne kroki – mówi Łukasz Wilczyński.

Aby to się udało, potrzebne są jednak konkretne działania i dalsze inwestycje w rozwój nauki, granty badawcze, konkursy inżynierskie, ale też w biznes, by powstawały jakościowe miejsca pracy i płatne staże w sektorze kosmicznym. Bez precyzyjnego planu i wsparcia publicznymi pieniędzmi za dekadę będziemy wspominać misję Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego jako ciekawostkę. Unikatowy moment z historii Polski zapamiętamy przez aferę z pierogami, a nie jako impuls dla biznesu. 

Fakt: PR-owo to nie było rocket science

Swój udział mają w tym również media. Idąc w klikalność i oglądalność, wolały pierogowo-ojczyźnianą narrację niż rozmowę o konkretach. A celebryckość kusi. Żona astronauty widocznie nie mogła się jej oprzeć. 

Wizerunkowo odbiór tej misji wygląda tak, jakby nie było na nią żadnego planu. Wilczyński przyznaje, że proces komunikacji misji Ignis budzi u niego mieszane uczucia.

– Strategia komunikacyjna tego projektu powinna zawierać szczegółowo rozpisane detale każdej aktywności przed, w trakcie i po zakończeniu misji, a także co najmniej kilka scenariuszy kryzysowych. Aby zapewnić jak największy impakt, do komunikacji włączyłbym popularyzatorów nauki ze specjalizacją kosmiczną, organizacje branżowe wspierające sektor kosmiczny oraz najważniejsze wydarzenia w tym obszarze. W ten sposób moglibyśmy zwiększyć zasięgi, zaplanować współpracę na wielu poziomach dotarcia oraz mieć większy wpływ na wdrażanie działań komunikacyjnych misji - wyjaśnia Łukasz Wilczyński.

– Tymczasem zaobserwowaliśmy całe pasmo niefortunnych wydarzeń w postaci publicznych dyskusji nt. praw do logo misji, negatywnych artykułów wywołanych konstruktywną krytyką ze strony popularyzatorów nauki, kontrowersyjnych wywiadów w telewizjach śniadaniowych (które mają taki właśnie format i należy się z tym liczyć w działaniach PR), a także braku działań równoważących komunikację w spolaryzowanych mediach. Każda komunikacja jest procesem i musi mieć swojego opiekuna, procedury, kontroling oraz zespół monitorujący na bieżąco wdrażanie strategii – dodaje Wilczyński.

Podobnie oceniła to Paulina Bochen, senior account manager w Dfusion Communication, która w Wirtualnych Mediach stwierdziła, że to, co wydarzyło się po powrocie polskiego astronauty z misji, przypomina "chaos komunikacyjny".

"Przed wylotem komunikacja była znacznie lepiej zaplanowana – spójna, merytoryczna, nastawiona na budowanie świadomości wśród osób zainteresowanych nauką i technologią. Niestety, po powrocie z misji mamy do czynienia z chaosem komunikacyjnym. Brakuje jasnej strategii oraz doradcy, który pełniłby rolę moderującą, wskazując, które działania warto podejmować w kontekście promocji nauki, a których unikać, by nie rozmywać wizerunku i nie sprowadzać go do poziomu medialnej ciekawostki" – mówiła Paulina Bochen. 

Fot. Shutterstock / JMGDigital
Polska dziś jest krajem otwartym, pełnym niesamowitych umysłów i technologicznych osiągnięć. Fot. Shutterstock / JMGDigital

Błędy komunikacyjne doprowadziły zaś do wylania się fali krytyki na polskiego astronautę, choć jak podkreśla Wilczyński, była to krytyka nieuzasadniona. 

– Może zadziałało to, co w przypadku Igi Świątek? Kiedy wygrywa, wszyscy ją kochają, trzymają kciuki i sami grają w tenisa. Ale wystarczy gorszy mecz i zaczyna się narzekanie, szukanie dziury w całym – mówi Wilczyński.

Sytuacji nie ułatwia też – delikatnie mówiąc – ekspozycja żony Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, Aleksandry, towarzyszącej astronaucie na każdym kroku, która jest czynną polityczką współtworzącej obecny rząd Platformy Obywatelskiej. Rząd, który chciał ogrzać się w sukcesie historycznego wydarzenia, choć to poprzednia ekipa znalazła na ten cel pieniądze w budżecie państwa. W tak spolaryzowanym politycznie społeczeństwie jasne jest, że przeciwnicy rządu i politycy opozycji dostaną argument do ręki, aby uderzyć w polityczkę, a rykoszetem oberwał astronauta.

– Powiem dyplomatycznie – zaczyna Wilczyński. – Często jeżdżę na spotkania astronautów na całym świecie i rodziny czy partnerzy nie są tak aktywni podczas oficjalnych spotkań i wydarzeń z udziałem danego astronauty. W NASA jest to wręcz uregulowane specjalnymi procedurami, które są częścią planu komunikacyjnego każdej misji – mówi Wilczyński.

Dodaje też, że gdyby Aleksandra Uznańska-Wiśniewska nie była polityczką, to zapewne nie byłoby problemu.

– Jednak mamy tak wielką polaryzację, że misję krytykują politycy związani z poprzednim rządem, który przecież do tej misji doprowadził poprzez zwiększenie składki do ESA. Tak, to kuriozalne, ale każdy, kto profesjonalnie zajmuje się sprawami PR-owymi, wie, że takie ryzyko istniało. Taką bombę trzeba było rozbroić wcześniej – dodaje.

– Ale sprawa nie jest przegrana! – szybko dodaje Wilczyński. – Można tę misję jeszcze dobrze rozegrać wizerunkowo. Wystarczy nadać temu odpowiednią narrację. Dużą rolę może tu odegrać Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które może zacząć promować Polskę jako kraj, który przeszedł długą drogę. Od gruntownej transformacji po wielki gospodarczy sukces. Od elektryka Wałęsy, legendy Solidarności, po inżyniera Sławosza, polskiego astronautę. A dziś jest krajem otwartym, pełnym niesamowitych umysłów i technologicznych osiągnięć. Takim, w którym warto inwestować i żyć. Ale najpierw sami musimy uwierzyć, że tak właśnie jest – mówi Wilczyński.

Kiedy pytam o wizerunkowy odbiór misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego Kingę Gruszecką, odpowiada, że na pewno wiele rzeczy dało się zrobić lepiej.

– Pierwszy raz kreowaliśmy misję człowieka na ISS, pierwszy raz pracowaliśmy nad jej komunikacją i wykorzystaniem do edukacji. Pracowało nad tym wiele osób, wykorzystując swoje najlepsze talenty. Dla mnie ta misja to wielki sukces Polski. Może zwyczajnie jeszcze nie potrafimy tego docenić? Nie potrafimy cieszyć się tym, co osiągnęliśmy? – zastanawia się Gruszecka. 

Krytykom misji Uznańskiego-Wiśniewskiego polecamy zapchać usta pierogami. Problemem nie był lot, ale narracja wokół niego, w wielu przypadkach oderwana od sedna sprawy. To jednak żaden kosmiczny przykład. Nad Wisłą sensowna rozmowa to nierzadko galaktyczny problem.