"Dokonuje się próba cyfrowej zdrady stanu". Krzysztof Gawkowski podsumowuje rok na stanowisku ministra cyfryzacji 

Na fali technologicznej rewolucji resort cyfryzacji stał się kluczowym ministerstwem w Polsce. I choć wobec ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego można mieć zastrzeżenia, trzeba przyznać, że tempo prac w resorcie jest imponujące. Pytanie jednak, czy poza zapowiedziami i głośnymi decyzjami dojdzie do rzeczywistych zmian? Rok 2025 będzie decydujący.

"Dokonuje się próba cyfrowej zdrady stanu" . Krzysztof Gawkowski podsumowuje rok na stanowisku ministra cyfryzacji 

Rozmowa odbyła się 20 grudnia 2024 roku.

Z wicepremierem, ministrem cyfryzacji rozmawialiśmy po 100 dniach rządów Koalicji 15 października. Wówczas Krzysztof Gawkowski mówił dużo o priorytetach Ministerstwa Cyfryzacji i swojej wizji nowoczesnej Polski. Dodawał także, że ogromne zaniedbania są głównie na polu legislacyjnym i w kwestiach cyberbezpieczeństwa. Gdy minęła studniówka, zaczęła się praca na serio.

Był czas na czyszczenie "spadów" po byłej administracji, ale też na własne pomysły, niektóre kontrowersyjne, jak Rada AI, w której znaleźli się – naszym zadaniem – raczej entuzjaści niż realiści. Zauważaliśmy też inne gafy, na przykład wtedy, gdy minister wykorzystał prawnie zastrzeżoną nazwę usługi dużego gracza telekomunikacyjnego. Zwracaliśmy uwagę na sytuacje, gdy ministerstwo przyjmowało rolę petenta, który prosi, by wielkie amerykańskie firmy spojrzały na Polskę przychylnym okiem. Doceniliśmy ważne i konieczne zmiany w aplikacji mObywatel, które sprawiły, że załatwianie spraw urzędowych stało się prostsze. Z zaciekawieniem przyjęliśmy plany ministerstwa na walkę z fake newsami i dezinformacją. Przez ostatni rok na bieżąco śledziliśmy działania ministra Gawkowskiego, kibicując, gdy trzeba, i ganiąc, kiedy wicepremier na to zasłużył.

Po 365 dniach, sprawdzamy, jak obietnice wyglądają w praktyce. Na łamach magazynu Spider's Web+ wicepremier Krzysztof Gawkowski podsumowuje rok na stanowisku ministra cyfryzacji.

Rafał Pikuła: Panie wicepremierze, kilka dni temu minął rok od objęcia przez Pana stanowiska ministra cyfryzacji. Jak ocenia Pan ten czas? Czy dostrzega Pan zarówno sukcesy, jak i porażki?

Krzysztof Gawkowski: Szczerze mówiąc, muszę przyznać, że był to raczej rok sukcesów dla polskiej cyfryzacji na różnych polach. Po pierwsze, był to czas przyspieszenia legislacyjnego, po drugie – usługowo-kompetencyjnego, a po trzecie – inwestycyjnego.

Skupmy się na pierwszym wątku, czyli przyspieszeniu legislacyjnym. Jakie zmiany w prawie udało się wprowadzić?

Przede wszystkim przyjęliśmy Prawo komunikacji elektronicznej – ważne, mocne prawo, które zmienia rynek i daje nowe możliwości konsumentom. Na przykład ułatwia spory z wielkimi operatorami, wprowadza wiele prokonsumenckich rozwiązań w zakresie umów, ale także jednolitą ładowarkę dla urządzeń elektronicznych, umożliwia także budowę systemu AML, dzięki któremu łatwiej będzie lokalizować osoby potrzebujące pomocy – na przykład w górach. Ponadto rozpoczęliśmy prace nad krajowym systemem cyberbezpieczeństwa, ustawą o usługach cyfrowych oraz ustawą o systemach sztucznej inteligencji. Te elementy, w mojej ocenie, ułożą się w spójną całość w 2025 roku, tworząc kompleksowe regulacje dla różnych obszarów funkcjonowania państwa. Dodatkowo przygotowaliśmy pierwszą w historii naszego kraju strategię cyfryzacji – ten dokument trafi na Radę Ministrów zapewne w pierwszym półroczu 2025. 

A co z usługami cyfrowymi i rozwojem kompetencji?

Także w tych obszarach był to bardzo intensywny rok. Rozbudowaliśmy funkcjonalności w aplikacji mObywatel, między innymi o całą gamę funkcji związanych z bezpieczeństwem w sieci i zwiększamy kompetencje cyfrowe w różnych grupach społecznych przez uruchomianie kolejnych programów edukacyjnych. Położyliśmy nacisk na rozwój sztucznej inteligencji – powołaliśmy Fundusz Sztucznej Inteligencji, który ma koordynować wydatki państwa na AI, oraz rozpoczęliśmy budowę pierwszej w tej części Europy fabryki sztucznej inteligencji, która powstaje w Cyfronecie AGH. Finansujemy także zakup komputera kwantowego w poznańskim PCSS (Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe – przyp. red.). 

Na razie to szumne zapowiedzi, ale trzymam kciuki. A czy są jakieś obszary, w których coś się nie udało?

Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Głośnym przykładem jest inwestycja Intela. Mimo moich starań – w tym wizyty w siedzibie firmy w Kalifornii i rozmów z ich prezesem – Intel zdecydował się zawiesić projekt. Było to związane z globalnym kryzysem firmy, który zmusił ją do cięcia kosztów i ograniczania inwestycji. Na dodatek stało się to w momencie, kiedy po naszej stronie zakończyliśmy cały proces negocjacji z Komisją Europejską w sprawie udzielania pomocy publicznej na budowę fabryki Intela w Polsce – to było wiele miesięcy ciężkiej pracy. 

Brakowało jasnej komunikacji w tej sprawie. Dlaczego ministerstwo zwlekało z ogłoszeniem decyzji?

Nie zwlekaliśmy – po prostu sami dowiedzieliśmy się o decyzji Intela dosłownie dzień przed. Firma miała swoje powody, by nie komunikować tego wcześniej. W mojej ocenie chodziło o ochronę własnego ratingu giełdowego. Rozumiem to, choć było to dla nas trudne. W rezultacie kilka dni po tym, jak mogliśmy ogłosić zakończenie procesu prenotyfikacji pomocy publicznej, musieliśmy poinformować o decyzji Intela o wstrzymaniu projektu. 

Niektórzy zarzucali jednak, że było to „robienie dobrej miny do złej gry”.

Mogę zapewnić, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by ten projekt doszedł do skutku. Od opublikowania uchwały dającej podstawę prawną do wsparcia inwestycji po cały proces negocjacji z Komisją Europejską. Ostatecznie decyzja leżała po stronie Intela i była związana z ich wewnętrznymi problemami. Zamiast koncentrować się na tym, co się nie udało, szukamy nowych inwestorów i idziemy naprzód.

Czy może Pan zdradzić, z jakimi firmami prowadzone są rozmowy?

Na razie nie chcę spekulować ani tworzyć niepotrzebnych oczekiwań. Mogę jedynie powiedzieć, że delegacje z Polski są aktywne na różnych rynkach. Gdy rozmowy zakończą się sukcesem, na pewno o tym poinformujemy.

Czyli możemy powiedzieć, że jesteśmy na etapie badania rynku, jeśli chodzi o nowych inwestorów. To krok nieco w tył, ale najważniejsze, że nie czekamy z założonymi rękami. 

Owszem. Rozmowy trwają, ale na ten moment nie mamy jeszcze konkretów. To współpraca wieloaspektowa – angażuje nie tylko nasze ministerstwo, ale również Ministerstwo Rozwoju i Ministerstwo Inwestycji. Kluczowe jest zrozumienie, że tego typu inwestycje wymagają czasu, ale ich efekt może znacząco wpłynąć na pozycję Polski w globalnym łańcuchu dostaw technologicznych. Kończymy właśnie prace nad treścią strategii półprzewodnikowej dla Polski, liczę, że skierujemy jej projekt do konsultacji jeszcze w styczniu. To ma być nie tylko mapa drogowa, którą chcemy jako państwo podążać, ale też jasny sygnał dla inwestorów, na co mogą liczyć, myśląc o Polsce w zakresie produkcji półprzewodników.

Decyzja Intela, choć ostatecznie wstrzymana, była w swoim czasie bardzo ekscytująca, bo mogła postawić Polskę w gronie kluczowych graczy na rynku półprzewodników. Czy bez takich inwestycji możemy mówić o cyfrowym przyspieszeniu w Polsce? 

Przyspieszenie cyfrowe w Polsce już się dzieje i będzie się rozwijać w obszarze sztucznej inteligencji, usług cyfrowych, e-administracji, dostępności dla obywateli czy kompetencji cyfrowych. Półprzewodniki, które często nazywamy "złotem XXI wieku", są jednak bardziej kluczowe z perspektywy bezpieczeństwa państwa i stabilności łańcuchów dostaw, a nie bezpośrednio dla tempa cyfryzacji. Oczywiście im więcej takich inwestycji, tym lepiej – zwłaszcza z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa i suwerenności technologicznej. 

Zmieńmy temat na bardziej konkretny. W listopadzie uruchomiono Fundusz Sztucznej Inteligencji, który zakłada także powstanie fabryki sztucznej inteligencji. Nazwa brzmi bardzo futurystycznie. Co dokładnie kryje się za tym projektem? 

Fabryka sztucznej inteligencji to w rzeczywistości projekt zwiększenia mocy obliczeniowych dla rozwoju AI w Polsce. Te moce są kluczowe dla rozwoju sztucznej inteligencji, szczególnie w takich obszarach jak logistyka, bezpieczeństwo czy modele językowe. Bez odpowiedniej infrastruktury obliczeniowej nie da się budować ani rozwijać zaawansowanych technologii AI. 

Czyli chodzi o centra przetwarzania danych? 

Tak, ale nie tylko. Przykładem jest właśnie Cyfronet w Krakowie, który rozwija jedne z najszybszych komputerów w Polsce i w Europie i to on będzie miejscem tworzenia fabryki AI, która stanie się częścią unijnego systemu. Obecnie działający na AGH superkomputer Helios jest już w pierwszej setce światowej, ale naszym celem jest dalsze podnoszenie tej pozycji. Budujemy również infrastrukturę umożliwiającą rozwój komputerów kwantowych, co jest przyszłością technologii. Pierwszy taki komputer w Polsce będzie gotowy w połowie 2025 roku. Dodatkowo przeznaczyliśmy 10 milionów na poszerzanie kompetencji kwantowych, aby jak najlepiej przygotować się do rozwijania tej technologii.  

To brzmi ambitnie. Skąd pochodzą fundusze na te projekty? To spore kwoty, a budżet nie jest z gumy. 

Środki pochodzą z kilku źródeł. Po pierwsze, z budżetu Ministerstwa Cyfryzacji. Po drugie, z dofinansowania unijnego w ramach programu Fabryki AI, który przewiduje, że kraje członkowskie mogą otrzymać 50 proc. wsparcia finansowego na budowę takich centrów, jeśli zapewnią wkład własny. W naszym przypadku AGH i Cyfronet w Krakowie zabezpieczyły wkład w wysokości 70 milionów złotych, a Unia Europejska dołożyła kolejne 70 milionów. Na komputer kwantowy w Poznaniu wykładamy również połowę kwoty, czyli 30 milionów zł. 

Czy to wystarczy, aby zaspokoić rosnące potrzeby mocy obliczeniowych? 

To dopiero początek. Zapotrzebowanie na moce obliczeniowe będzie tylko rosło – zarówno w obszarze superkomputerów, jak i technologii kwantowych. Dlatego w strategii cyfryzacji Polski jasno określiliśmy, że konieczne będą dodatkowe środki na rozwój infrastruktury obliczeniowej. Pracujemy nad tym, aby Polska była liderem w tym obszarze. 

Panie ministrze, wspomniał Pan o strategii cyfryzacji, która, jak rozumiem, jest jednym z kluczowych dokumentów definiujących przyszłość Polski w obszarze nowych technologii. To ogromny projekt z horyzontem czasowym do 2035 roku. Jak zaplanować tak długofalową strategię, aby kolejny rząd jej nie porzucił? 

Kiedy objąłem urząd, jasno powiedziałem, że cyfryzacja to sztafeta. Naszym zadaniem jest nie tylko rozwijanie nowych inicjatyw, ale także kontynuowanie tych rozpoczętych przez poprzedników. Wierzę, że kolejne rządy będą działać podobnie, choć oczywiście liczę, że to, co budujemy teraz, przetrwa wiele kadencji. 

To bardzo ambitna wizja, ale cyfryzacja to dziedzina, która zmienia się błyskawicznie. Czy perspektywa aż 2035 roku w tym kontekście nie wydaje się zbyt odległa? 

W cyfryzacji 10 lat to z jednej strony niedługo, z drugiej to cała epoka. Strategia jest zaprojektowana tak, aby była elastyczna. Wytyczyliśmy kluczowe obszary, takie jak rozwój sztucznej inteligencji, cyberbezpieczeństwo czy zapewnienie dostępu do nowoczesnych sieci, ale zdajemy sobie sprawę, że postęp technologiczny może wymusić modyfikacje. Jeśli za kilka lat jakiś nowy minister stwierdzi, że trzeba ją zaktualizować, bo np. zmieniły się standardy kryptografii postkwantowej lub pojawiły się sieci 6G – to dobrze. Ważne, że mamy fundament, na którym można budować. Jednym z ważniejszych jego elementów jest na przykład przełamanie silosowego myślenia o inwestowaniu w technologię i cyfryzację. To, bez względu na rozwój technologii w przyszłości, będzie znacznie ułatwiało projektowanie i wdrażanie nowych rozwiązań. 

To rzeczywiście pierwszy raz, kiedy polski rząd przygotował kompleksową strategię cyfryzacji. Dlaczego wcześniej tego nie robiono? 

Wcześniej działania były realizowane raczej ad hoc, bez spójnego planu.

Teraz mamy dokument, który pokazuje przekrojowo, jak rozwijać cyfryzację w różnych obszarach życia: od ochrony zdrowia przez transport, logistykę po komunikację elektroniczną. To pierwszy tak kompleksowy projekt, który jasno określa, że cyfryzacja ma służyć obywatelowi – to on jest w centrum całej strategii. 

Co to dokładnie oznacza, że obywatel jest w centrum tej strategii? 

Cyfryzacja nie ma być tylko wielką machiną technologiczną. Każdy projekt, który realizujemy, musi odpowiadać na realne potrzeby obywateli. Chodzi o to, żeby usprawniać ich życie – ułatwiać dostęp do administracji, poprawiać jakość ochrony zdrowia, rozwijać usługi cyfrowe, ale też dbać o bezpieczeństwo danych. Fundamentem jest myślenie o cyfryzacji jako narzędziu, które ma służyć ludziom, a nie istnieć samo dla siebie. 

Powiedział Pan, że strategia obejmuje różne sektory, od logistyki po zdrowie. Czy któreś z tych dziedzin uważa Pan za kluczowe? 

Wszystkie są istotne, ale ważne jest, by rozwijały się równomiernie i były interoperacyjne, współgrały. Na przykład w ochronie zdrowia kluczowe jest usprawnienie dostępu do usług medycznych dzięki rozwiązaniom cyfrowym. W transporcie chodzi o lepszą komunikację i zarządzanie ruchem. W obszarze cyberbezpieczeństwa musimy zadbać o ochronę infrastruktury krytycznej. Każdy z tych obszarów wpływa na obywateli, więc musimy je rozwijać równolegle i spójnie.

Co więcej, chcemy skończyć z sytuacją, w której obywatel musi podawać państwu wielokrotnie te same dane. Systemy państwa będą się wzajemnie widzieć, tak aby obywatel mógł łatwiej i sprawniej załatwiać ważne dla niego sprawy.

Wygląda na to, że fundamenty zostały solidnie przemyślane. Czy jest coś, co uważa Pan za szczególną wartość tej strategii? 

Największą wartością jest właśnie to, że powstał plan całościowy, który bierze pod uwagę potrzeby różnych grup społecznych i sektorów gospodarki. To strategia oparta na współpracy – do jej tworzenia zaangażowaliśmy ekspertów z różnych instytucji i środowisk. Teraz mamy fundamenty, które pozwolą rozwijać Polskę cyfrowo przez kolejne lata. 

Czy Ministerstwo Cyfryzacji odgrywa rolę parasola nad różnymi instytucjami i projektami, koordynując działania cyfryzacyjne w Polsce?

Tak to właśnie widzę. Nasze zadanie polega na tym, aby spinać wszystkie te inicjatywy w całość i unikać sytuacji, gdzie w jednym resorcie powstają rozwiązania, które są już rozwijane w innym. Cyfryzacja wymaga współpracy międzyresortowej i przekraczania silosów. Jeśli nie chcemy marnować pieniędzy, musimy działać bardziej skoordynowanie i spojrzeć na proces cyfryzacji w Polsce całościowo.

Wspomniał Pan o dużych środkach na cyfryzację. Czy widzi Pan kluczowe obszary, gdzie ta współpraca powinna być szczególnie intensywna?

Przede wszystkim współpraca z sektorem prywatnym, biznesem i środowiskiem akademickim. Dla mnie szczególnie ważne są takie projekty jak rozwój sztucznej inteligencji, w którym widzę ogromny potencjał. Na przykład – powołujemy właśnie Instytut Badawczy IDEAS, który ma wspierać rozwój AI w Polsce. Zabezpieczamy na ten cel znaczne środki, ponieważ zależy nam, aby nasi specjaliści pozostali w kraju i mieli przestrzeń do rozwoju.

Instytut IDEAS powstał jako ratunek po kompromitującej próbie pozbycia się profesora Piotra Sankowskiego z IDEAS NCBR.

Faktycznie, były pewne problemy, ale udało się je szybko rozwiązać. Współpracujemy z profesorem Sankowskim, który jest jednym z najwybitniejszych ekspertów w tej dziedzinie.

Niesmak jednak pozostał. A skoro jesteśmy przy tym temacie - cieszy Pana odwołanie ministrów Wieczorka i Gduli, Pana partyjnych kolegów? To oni byli autorami tej kompromitacji, choć dymisja należała się także za wiele innych działań. 

Nie odpowiadam za działania i pomysły innych. Zmiany personalne to naturalna część pracy każdego rządu, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby cyfryzacja Polski rozwijała się dynamicznie i zgodnie z planem oraz aby maksymalnie wykorzystać potencjał, jaki mamy – a są nim niewątpliwie uznani na świecie specjaliści. 

Ja działam w zakresie moich kompetencji i możliwości. Naszym celem jest tworzenie warunków, w których ludzie pokroju profesora Sankowskiego mogą rozwijać swoje pomysły tutaj, w Polsce. Uważam, że sztuczna inteligencja to kluczowy obszar, w który warto inwestować, a każdy, kto tego nie wspiera, po prostu hamuje rozwój kraju.

Skoro mowa o inwestycjach, wspomniał Pan o wsparciu biznesu i startupów. Jakie działania podejmuje ministerstwo w tym zakresie?

Tworzymy fundusze, takie jak Fundusz Sztucznej Inteligencji. Wspieramy zarówno małe, jak i duże firmy w ich transformacji cyfrowej we współpracy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Chcemy też wspierać startupy, bo to one napędzają innowacje. Uważam, że powinniśmy budować lokalne firmy, które rozwijają gospodarkę tutaj, a nie pompują środki w wielkie korporacje, które wyprowadzają zyski za granicę.

Zatem kluczowym celem jest wspieranie polskiego potencjału naukowego i biznesowego?

Dokładnie tak.

Musimy przeciwdziałać drenażowi mózgów, który w branży IT jest ogromny. Chcemy, żeby najlepsi specjaliści zostawali w Polsce.

Dlatego w naszej strategii cyfryzacji do 2035 roku założyliśmy wzrost liczby pracowników w sektorze ICT o 100 procent. Planujemy, żeby w 2035 roku w branży pracowało półtora miliona ludzi – obecnie to około 800 tysięcy.

Imponujące plany. Jak zamierzacie osiągnąć taką skalę wzrostu? Czy to w ogóle możliwe poza prezentacją w Power Poincie? 

Kluczowa jest współpraca z uczelniami. Już rozpoczęliśmy działania w tym kierunku – będziemy otwierać nowe kierunki studiów i inwestujemy w rozwój kompetencji cyfrowych – nie tylko tych podstawowych. Na przykład dodatkowe środki trafią do Centrum Superkomputerowego w Poznaniu na kształcenie specjalistów od programowania komputerów kwantowych.

Tutaj znów problemem będzie zatrzymanie talentów w Polsce, o czym głośno mówił także wspomniany profesor Sankowski. 

Ze świata akademickiego zejdźmy do świata biznesu i… lobbystów, czyli do Ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa i dostawców wysokiego ryzyka. Praca nad ustawą budzi spory i dyskusje. 

Informacja w XXI wieku jest bezcenna. Dlatego jestem bardzo przywiązany do idei dostawców wysokiego ryzyka w ustawie o KSC. To ma ogromny wpływ na bezpieczeństwo ekonomiczne i społeczne Polski. Potencjalne wykluczenie tego zapisu z ustawy uważam za cyfrową zdradę stanu – działanie na szkodę Polski i jej obywateli. Tak, dokonuje się próba cyfrowej zdrady stanu! 

Krzysztof Gawkowski, minister cyfryzacji
fot. Ministerstwo Cyfryzacji

To mocne słowa.

Ale prawdziwe. Ci, którzy lobbują za usunięciem instytucji dostawców wysokiego ryzyka z ustawy, działają wbrew polskiej racji stanu. Wyobraźmy sobie sytuację: gdybyśmy zaczęli produkować czołgi dla Rosji, byłaby na to zgoda społeczna?

Oczywiście, że nie.

Właśnie! A tutaj mówimy o sytuacji analogicznej. Nie chodzi o broń, ale o technologię, która może być równie groźna. Sprzęt, który dostarcza niebezpieczne rozwiązania, może zostać wykorzystany do ataku na Polskę, na przykład poprzez zablokowanie internetu, dostaw prądu czy innych kluczowych usług. Państwo musi mieć narzędzia, aby chronić obywateli przed takim zagrożeniem. 

Argument przeciwników ustawy jest taki, że to wszystko wiąże się z ogromnymi kosztami dla przedsiębiorstw.

To fałszywy argument. Dlaczego? Bo ustawa przewiduje długie okresy przejściowe: 4 lata dla podmiotów kluczowych i 7 lat dla pozostałych. W praktyce to oznacza, że przedsiębiorstwa wymienią sprzęt w ramach naturalnego cyklu technologicznego – tak czy inaczej musiałyby to zrobić. Średnia żywotność sprzętu to 5–7 lat. Co więcej, sama ustawa przecież nie uzna z mocy prawa żadnego producenta za dostawcę niebezpiecznego, muszą wystąpić realne i potwierdzone przesłanki, musi zostać przeprowadzony proces decyzyjny, który będzie sprawdzany przez sąd. 

A co z firmami, które obawiają się, że zostaną uznane za dostawców wysokiego ryzyka?

Jeśli ktoś wie, że dostarcza bezpieczne rozwiązania, nie ma czego się obawiać. Proces uznawania za dostawcę wysokiego ryzyka jest przejrzysty. Decyzje są podejmowane na podstawie opinii Kolegium Cyberbezpieczeństwa, w skład którego wchodzą szefowie kluczowych instytucji, takich jak ABW, Agencja Wywiadu czy ministerstwa. Dodatkowo przewidziano możliwość weryfikacji decyzji przez sąd.

Czyli nie ma mowy o uznaniowości?

Absolutnie nie. Wszystko odbywa się transparentnie i zgodnie z procedurami. Nie ma tu żadnego automatyzmu ani arbitralności. 

Wspomniał Pan o presji lobbingowej. Jak ministerstwo radzi sobie z naciskami ze strony wielkich graczy, takich jak big techy?

Rzeczywiście presja jest ogromna. Duże firmy próbują wykorzystywać swoje wpływy, by zablokować niektóre przepisy, ale naszym priorytetem jest bezpieczeństwo Polek i Polaków, a nie zysk korporacji.

Polska jest jednym z najbardziej atakowanych w cyberprzestrzeni państw w Unii Europejskiej. Musimy działać odpowiedzialnie i myśleć o przyszłości.

Pan spotyka się z tymi lobbystami chętnie. Także inni politycy koalicji lubią chwalić się, m.in. w mediach społecznościowych, że bywają np. u Google’a. 

To normalna sprawa, że spotykam się z przedstawicielami różnych firm i opcji. Nie ukrywam tego, ale też ten proces jest w pełni transparenty, to nie nocne tajne spotkania, ale spotkania, o których mówię wprost. I na pewno nie lansuję się tymi spotkaniami. 

Organizujecie konsultacje, publikujecie wszystkie uwagi, robicie sobie zdjęcia z przedstawicielami wielkich firm. Mówi Pan, że to transparentność, ale może być też postrzegane jako uległość. 

Nie przychodzimy do nikogo na dywanik, a transparentność to fundament naszej pracy. Każdy może się wypowiedzieć, a dzięki temu nikt nie może zarzucić, że coś zostało „wylobbowane” za zamkniętymi drzwiami.

Ale w tej otwartości ważny jest też balans. Czy przyciąganie inwestorów takich jak firmy półprzewodnikowe nie grozi zbyt dużym uzależnieniem od zagranicznych podmiotów?

W polityce jak w życiu - trzeba mieć busolę. Moja wskazuje obywatela i jego prawa. Ale równocześnie musimy zapewniać rozwój gospodarczy i cyfrowy Polski. Inwestycje są potrzebne, ale nie kosztem naszych zasad. 

A co z programami rządowymi, jak Chmura Krajowa? Czy polskie firmy nie powinny być faworyzowane? Dlaczego dostawcami rozwiązań mają być tylko wielcy gracze z USA? 

Nie możemy faworyzować nikogo. Prawo zamówień publicznych w Polsce i Unii Europejskiej jasno określa zasady przetargów. Musimy działać zgodnie z tymi ramami, by uniknąć zarzutów o nieuczciwość.

A co z podatkiem cyfrowym? To przecież kolejna trudna kwestia w kontekście big techów.

To temat równie istotny, ale o nim możemy porozmawiać przy innej okazji. Dziś chciałem podkreślić, że ustawa o KSC to kluczowy element ochrony naszego cyberbezpieczeństwa. Nie możemy sobie pozwolić na kompromisy w tej sprawie.

W marcu rozmawialiśmy o potrzebie zmian, jeśli chodzi o big techy – ich odpowiedzialności za dezinformację, ochronę dzieci w internecie czy współdzieleniu kosztów związanych z prawami autorskimi. Co od tego czasu się zmieniło?

Niewiele. Wciąż jesteśmy na etapie forsowania tych pomysłów. Pracujemy nad rozwiązaniami, które uniemożliwią globalnym firmom wyprowadzanie zarobionych w Polsce pieniędzy za granicę, a także zwiększą ich odpowiedzialność za treści, które rozpowszechniają. Ale nie ma jeszcze gotowych projektów ustaw – nad tym wszystkim trzeba mieć większość w parlamencie, a to wymaga czasu i kompromisów.

Czy to oznacza, że firmy celowo działają tak, by te projekty nie trafiły na stół?

Tak można to ująć. Niektóre korporacje podejmują zakulisowe działania, by opóźniać proces legislacyjny. Ale w tej chwili skupiam się przede wszystkim na wprowadzaniu ustawy o ochronie dzieci przed nielegalnymi treściami oraz dokończeniu implementacji unijnej regulacji DSA, czyli Aktu o usługach cyfrowych. To są priorytety. Później przyjdzie czas na cyfrowy podatek i inne kroki. Trzeba działać metodycznie.

Jednym z tematów, o których dużo się mówiło, była nowelizacja ustawy o prawie autorskim. Lobbing Google’a był tu wyjątkowo intensywny. Czy to była trudna batalia?

Zdecydowanie tak. Ale udało się – artystom zapewniliśmy tantiemy, a big techy muszą płacić za wykorzystywanie ich treści. To był długi proces. Prowadziłem rozmowy zarówno w Polsce, jak i podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych. Tam jasno deklarowałem, że w tej sprawie jestem transparentny i konsekwentny. Na końcu udało się osiągnąć sukces.

A jak wyglądały te negocjacje w koalicji? Wiadomo, że nie wszyscy byli zwolennikami tych zmian.

W każdej koalicji są kompromisy – jedni wygrywają, inni muszą ustąpić. Dla mnie najważniejsze było, by artyści poczuli, że państwo stoi po ich stronie.

I to się udało. Teraz musimy dążyć do tego, by takie podejście stało się normą w całej Unii Europejskiej.

A jeśli chodzi o polskie media i ich ochronę? Mieliśmy sytuację z TVN, który został wpisany na listę firm chronionych. Czy podobne działania obejmą media cyfrowe, które często są zarządzane przez zagraniczne podmioty?

Trzeba patrzeć na to, co może być zagrożeniem dla Polski. Jeśli chodzi o wielkie media czy operatorów telekomunikacyjnych, którzy mogą być narzędziem dezinformacji, musimy działać stanowczo. Dobrym przykładem jest decyzja premiera o ochronie strategicznych podmiotów przed wrogimi przejęciami.

A co z influencerami? W Rumunii był przypadek, gdzie działania jednego z nich miały ogromny wpływ na opinię publiczną.

Influencerzy to użytkownicy algorytmów. Nie wyobrażam sobie ograniczania ich wolności słowa, ale musimy mieć instytucje, które będą szybko dementować fake newsy. Chodzi o to, by chronić społeczeństwo przed manipulacją, ale bez naruszania praw jednostek.

Na koniec – czy ma Pan obawy, że zmiana administracji w USA, na przykład powrót Donalda Trumpa, wpłynie na sytuację z big techami?

Administracje się zmieniają, a my musimy robić swoje. Polska tworzy prawo w Polsce i to jest nasza racja stanu. Nie interesuje mnie, kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych – interesuje mnie, by cyfrowi giganci byli traktowani u nas tak, jak powinni: na równych zasadach z innymi.

2025 na pewno będzie kolejnym rokiem, gdy będzie się dużo działo w kontekście cyfryzacji, rozwoju sztucznej inteligencji i ofensywnych działań big techów. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wytrwałości.

Dziękuję, i dziękuję za rozmowę.