Szaleństwo zakupów w Black Friday. "Koszmarny okres nadludzko ciężkiej fizycznej pracy"

Technologie mierzą, kontrolują i umożliwiają wyciskanie z pracowników coraz więcej. A mogą służyć także do dbania o ich bezpieczeństwo. – Pora, aby w końcu i oni skorzystali z tego awansu technologicznego – mówi w rozmowie z SW+ Marta Rozmysłowicz, koordynatorka projektu "Workers fight back algorithms!".

Szaleństwo zakupów w Black Friday. "Koszmarny okres nadludzko ciężkiej fizycznej pracy"

Nowe technologie, a w szczególności algorytmy i sztuczna inteligencja mogą przyczyniać się do intensyfikacji pracy. A większe tempo i rosnące wymagania mogą wpływać też na bezpieczeństwo i higienę pracowników. Jak zmieniają to w zakładach logistycznych takich jak Amazon czy Avon? To w projekcie "Pracownicy walczą z algorytmami" sprawdza Marta Rozmysłowicz.

Działaczka związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza, była pracowniczka firmy Amazon, a obecnie stypendystka Landecker Democracy Fellowship przygląda się temu, czy i w jaki sposób nowinki technologiczne sprawiają, że pracownicy mogą pracować coraz ciężej, jednocześnie nie otrzymując za to większego wynagrodzenia czy dodatkowego czasu na odpoczynek. Przygląda się również temu, w jaki sposób nowe technologie mogłyby służyć pracownikom. Ich wykorzystanie wiąże się dziś głównie ze zwiększaniem efektywności, co ma zapewniać większe zyski przedsiębiorstwom. Jednak te same rozwiązania mogłyby sprzyjać poprawie ich bezpieczeństwa.

– Przekraczanie norm wydatków energetycznych to standard w wielu magazynach. Dlatego warto zwracać uwagę na to, aby technologie były wykorzystywane nie tylko do zwiększania wydajności i zysków, lecz także do dbania o bezpieczeństwo pracowników. Pora, aby w końcu i pracownicy mogli skorzystać z postępu technologicznego – mówi w rozmowie z Magazynem Spider’sWeb+ Marta Rozmysłowicz.

Marta Rozmysłowicz. Fot. archiwum prywatne

Rozmowa z Martą Rozmysłowicz, koordynatorką projektu "Workers fight back algorithms!"

Technologie sprawią, że nie będziemy pracować?

Technologie powinny sprawić, że pracuje się mniej, że nasz czas pracy jest krótszy. Liczę, że tak będzie w przyszłości, jeśli jako pracownicy będziemy żądać, aby korzyści z postępu technologicznego także spływały do nas. Na razie technologie umożliwiają wyciskanie z pracowników coraz więcej. Szczególnie mocno odczuwają to osoby pracujące w logistyce, magazynach, które wchodzą właśnie w najtrudniejszy okres w roku.

Szaleństwo zakupów zaczyna się od Black Friday i trwa do świąt Bożego Narodzenia.

Black Friday, Cyber Monday, a potem kupowanie prezentów bliskim dla jednych oznaczają miłe chwile, bo może uda im się kupić coś w okazyjnej cenie, choć i o to coraz trudniej ze względu na drożyznę, a większość promocji okazuje się naciągana. Dla drugich to koszmarny okres nadludzko ciężkiej fizycznej pracy pod ogromną presją czasu.

Zna to pani z autopsji, bo pracowała na stanowisku magazyniera w centrum logistycznym w Amazonie w Poznaniu.

Tak, pracując w tym miejscu, na własne oczy widziałam, jak od drugiej strony wyglądają te zakupowe szaleństwa. Jednak przede wszystkim widziałam i czułam, jak wykorzystuje się technologie, takie jak algorytmy czy sztuczną inteligencję, do tego, aby wymuszać na pracownikach coraz wyższą produktywność, wywierając przy tym presję czasu.   

Jak się wykorzystuje?

W logistyce i nowoczesnych magazynach praca jest zorganizowana w taki sposób, że niemal nie ma już tradycyjnej relacji między pracownikiem a kierownikiem, gdzie ten pierwszy wykonuje zadania, które zleca ten drugi. Gdzie wydaje polecenia, ale też można z nim negocjować, na przykład na temat tempa pracy, albo domagać się jego interwencji, jeśli praca jest niebezpieczna. To zniknęło, bo żywego człowieka wyposażonego w moc podejmowania decyzji coraz częściej zastępuje z góry zaprogramowany algorytm.

W polskim Amazonie pracuje już ponad 18 tysięcy pracowników. Fot. materiały prasowe Amazon

Jak to wygląda?

Przykładowo, w magazynach Amazon praktycznie każda czynność, którą pracownik musi wykonać, wymaga zeskanowania kodu kreskowego. Naklejki z kodami kreskowymi znajdują się nie tylko na produktach przechowywanych w magazynie, ale również na regałach, w których się one znajdują, na pojemnikach, w których się je transportuje czy na stacjach roboczych. Ciągle skanując różnego rodzaju kody kreskowe, pracownik dostarcza danych nie tylko o swojej wydajności, ale również o swojej aktualnej lokalizacji na terenie zakładu pracy, chwilowych przerwach w pracy czy okresowych wahaniach tempa pracy. Na podstawie tych informacji Amazon nierzadko nakłada kary na pracowników za "dodatkowe przerwy w pracy", jeżeli system wykazuje, że pracownik nie wykonał żadnej rejestrowanej czynności przez okres dłuższy niż 3 min. Natomiast pracownik wyposażony w ręczny skaner albo ekran komputerowy otrzymuje tylko jednostronne polecenia dotyczące czynności, które ma wykonać. To ustalany centralnie – prawdopodobnie w siedzibie Amazon w USA – system informatyczny pracodawcy zleca zadania, ustala tempo pracy, mierzy wydajność pracownika, ocenia jakość jego pracy, a nawet szacuje, jak będzie pracował w przyszłości. Mówiąc krótko: technologie wykorzystywane są po to, aby zwiększać wyzysk pracowników i maksymalizować zarobki przedsiębiorstw.

Jaki ma to wpływ na tych pierwszych?

Skoro tempo pracy jest coraz większe, to coraz trudniej mu sprostać. Wytłumaczę to na swoim przykładzie. W Amazonie pracowałam na stanowisku, gdzie zatrudniano w większości kobiety, bo wymagało niezwykłej zwinności i szybkości. Polegało na błyskawicznym kompletowaniu zamówień do jednej paczki poprzez dynamiczne ściąganie z taśmy produktów o różnych rozmiarach i wkładanie ich do pudełek. Wymagało to ciągłego wyginania się, przekręcania ciała, chwytania, schylania, podnoszenia. Cały czas w ruchu.

Jak na zumbie?

Mniej więcej. Tylko przez 10 godzin. Możliwe, że było to jedno z najbardziej energochłonnych stanowisk w całym magazynie. Ta praca była totalnie wycieńczająca. A jestem przecież młoda, sprawna, w formie. Zaczęłam się zastanawiać, jak muszą się czuć osoby ode mnie starsze, schorowane. Nie każdy jest przecież 30-latkiem w sile wieku. Zaczęłam ich o to pytać.

I co?

Mieli podobne odczucia. Po pracy wracali do domu wykończeni. Padali na łóżko i najczęściej nie mieli siły na nic więcej. A przecież życie to nie tylko praca. Chcemy się realizować poza pracą, uczestniczyć w życiu społecznym i czerpać z niego pełnymi garściami. Jest jeszcze rodzina, dzieci, którymi trzeba się opiekować. Dom, którym trzeba się zająć. Miałam wrażenie, że ta praca kosztuje nas pracowników zbyt wiele wysiłku. Tak jakbyśmy pracowali za dwie albo trzy osoby.

I postanowiła Pani to sprawdzić, realizując projekt "Workers fight back algorithms!"?

Problem przeciążenia pracą fizyczną został już wcześniej dostrzeżony przez pracowników i działaczy zrzeszonych w Inicjatywie Pracowniczej. Nagłośnili problem i dzięki ich wysiłkom w 2018 roku Inspekcja Pracy przeprowadziła badania natężenia pracy w magazynach Amazon. Mój projekt, sfinansowany przez Landecker Democracy Fellowship, którego zostałam stypendystką, rozwija to dalej. Jego celem jest sprawdzenie, jak wyglądają wydatki energetyczne w zaawansowanych technologicznie zakładach pracy, a także zachęcenie pracowników do badania wysiłku fizycznego we własnym zakresie. Nie jesteśmy robotami, więc intensywna praca, przeciążenie nią może mieć fatalne skutki dla naszego zdrowia, a nawet życia.

Trzeba im to uświadamiać?

Czujemy podskórnie, że coś jest nie tak. W końcu dzień w dzień jesteśmy przemęczeni, musimy brać leki przeciwbólowe, żeby w ogóle wykonywać pracę. Nie mamy siły na życie poza pracą. Wracamy po zmianie do domu i musimy się położyć. Jednak brakuje dowodów, że pracujemy ponad siły. Brakuje możliwości sprawdzenia choćby tego, ile w czasie pracy spalamy energii i czy nie przekraczamy wydatku energetycznego.

fot. Frederic Legrand – COMEO / Shutterstock.com

Co to takiego?

Wydatek energetyczny to ilość energii potrzebna do wykonania pracy związanej z wysiłkiem fizycznym przez człowieka, przy jednoczesnym zachowaniu procesów życiowych takich jak oddychanie, krążenie krwi i tak dalej. Mówiąc krótko: wydatek energetyczny pozwala określić ciężkość pracy. W czasie jednej 8-godzinnej zmiany kobieta może maksymalnie spalić 5000 kilodżuli (kJ), a mężczyzna 8000 kJ. Przekroczenie tych norm jest naruszeniem przepisów BHP. A poza tym jest po prostu groźne dla zdrowia, a nawet życia, bo długotrwała praca na stanowisku, gdzie przekraczane są wydatki energetyczne, może pośrednio przyczynić się do zawału czy udaru. Może prowadzić do wypadku przy pracy.

I pani projekt ma temu przeciwdziałać.

Kiedy mówimy o technologiach w zakładach pracy, to rzadko patrzymy na nie z perspektywy pracowniczej. Owszem widzimy, że przedsiębiorcy stosują różnego rodzaju narzędzia do organizacji miejsc pracy. Jednak te same rozwiązania mogą być używane do zadbania o bezpieczeństwo pracowników.

Dlatego realizując projekt, który nawiasem mówiąc, trwa, postanowiłam kupić smartwatche, aby mierzyć wydatki energetyczne pracowników np. w magazynach. Oczywiście są lepsze sposoby, aby to robić, ale zegarki używane przez samych pracowników włączają ich w ten pomiar, zwracając jednocześnie uwagę na ten problem. A przy tym pozwalają zmniejszyć dysproporcję wiedzy. Pracodawca wie bowiem wszystko o stanie BHP i sposobie wykonywania przez nas pracy, ciągle zbiera dane o pracownikach. Tymczasem my sami nie wiemy zwykle nic albo bardzo niewiele, bo pracodawcy rzadko włączają nas w przeglądy BHP na stanowiskach pracy czy pomiary wydatków energetycznych. Jedynie po swoich ciałach czujemy, że jesteśmy przemęczeni. Mając wiedzę, możemy skuteczniej upomnieć się o większe bezpieczeństwo, ale też o to, by zysk, który wypracowujemy, był sprawiedliwie dzielony, skoro pracujemy nierzadko za dwie czy trzy osoby.

Jak taka wiedza może być wykorzystana?

Idealnie obrazuje to przykład magazynu firmy Avon w Garwolinie. Pracuje tam około 300 osób. Na najbardziej technologicznie zaawansowanych stanowiskach, gdzie praca jest wykonywana w bardzo szybkim tempie, pracują wyłącznie kobiety. Wiele z nich intuicyjnie czuło, że pracuje ponad miarę. Obserwowały u siebie ciągle przemęczenie, bóle pleców, szczególnie po 12-godzinnach zmianach. Niektóre osoby musiały zażywać leki przeciwbólowe, aby w ogóle móc pracować. Nie mogły zwolnić tempa, bo czuły obawy przed niewyrobieniem normy i otrzymaniem złej oceny. Skłoniło to załogę do tego, aby przeprowadzić oficjalny pomiar wydatku energetycznego, który zlecono Centralnemu Instytutowi Ochrony Pracy.

I co się okazało?

Wyniki pokazały, że w czasie 8-godzinnej zmiany wydatek energetyczny nie jest przekroczony. Jednak w tym zakładzie funkcjonowały również zmiany 12-godzinne. Okazało się, że na stanowisku operatorki, która kolekcjonowała zamówienia, normy wydatku energetycznego są znacznie przekroczone. Oznaczało, że taka praca stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia, a więc pracodawca musiał zrezygnować z 12-godzinnych zmian. Musiał więc zmienić organizację pracę tak, aby była bezpieczna.

To spory sukces pracowników.

Zdecydowanie! Ale to tylko jeden zakład pracy. A przekraczanie norm wydatków energetycznych to standard w wielu magazynach. Dlatego warto zwracać uwagę na to, aby technologie były wykorzystywane nie tylko do zwiększania wydajności i zysków, lecz także do dbania o bezpieczeństwo pracowników. Pora, aby w końcu i pracownicy mogli skorzystać z postępu technologicznego.

fot. Mike Mareen / Shutterstock.com

To znaczy?

Skoro nasza praca jest ciągle monitorowana, a różnego rodzaju narzędzia analizują wydajność, tempo i tak dalej, to te same technologie mogłyby być używane do tego, aby zarządzać ludzką pracą tak, by wydatki energetyczne nie były przekraczane. Algorytmy przetwarzające masę danych zapewne i tak mają taką wiedzę. Mogłyby więc stawiać granicę, widząc, że pracownik zbliża się do przekroczenia normy albo tak zarządzać jego pracą przez całą zmianę, aby jej nie przekroczył.

Dlaczego dziś się tego nie robi?

Bo firmom się to nie opłaca. Mierzy się tylko te wskaźniki, które mogą przynieść oszczędności oraz większy zysk. Niestety dzieje się to kosztem pracowników, ich bezpieczeństwa, zdrowia i życia. Poza tym gdyby zaczęto to na bieżąco monitorować, to w wielu miejscach mogłoby okazać się, że pracownicy już teraz przekraczają normy, pracując za dwie czy nawet trzy osoby. Wtedy trzeba byłoby znacząco podnieść pensje, a do tego zatrudnić nowych ludzi albo zmienić stanowisko pracy, a to są koszty. Dlatego firmom nieśpieszno, żeby mierzyć to, co może ograniczyć ich zyski.

Ale przepisy mogłyby nakładać taki obowiązek. Jest narzędzie, które dzięki technologii mierzy wydajność, to niech kontroluje też wydatek energetyczny. A jeśli ten byłby przekraczany, to pracodawca dostawałby karę jak kierowca, który jedzie za szybko na autostradzie z odcinkowym pomiarem prędkości.

Mamy też przepisy określające normy wydatków energetycznych. Brakuje jednak regulacji, które wskazywałyby wprost, w jaki sposób i jak często je kontrolować. A moglibyśmy to robić na bieżąco, dbając o zdrowie pracowników, za których leczenie, renty i inne świadczenia socjalne płacą podatnicy. Gdyby kara po złamaniu przepisów była wysoka i nieuchronna, jak na odcinkowym pomiarze prędkości, to przedsiębiorcy dostosowaliby się do przepisów.

Czyli dziś płacą za to głównie pracownicy?

Traci na tym państwo, ale najpierw pracownicy, bo wykonywanie pracy, gdzie np. o połowę przekracza się wydatek energetyczny, oznacza, że pensja powinna być o wiele wyższa, skoro to, co wykonuje, kosztuje pracownika o wiele większy fizyczny wysiłek. Czas pracy powinien być krótszy, skoro przy takim wydatku energetycznym podczas jednej zmiany roboczej w istocie wykonuje się pracę jak za półtora dnia. Ciało przecież się zużywa, stąd potem te wszystkie schorzenia, które trzeba niemałym kosztem leczyć. Wtedy już zaczyna tracić państwo, bo leczy je z pieniędzy podatników. Mało tego – taki długotrwale leczony pracownik wypada z rynku pracy, na czym też tracimy.

To dlaczego rządzący nic z tym nie robią?

Nasz system sprzyja biznesowi i nie chroni w wystarczający sposób pracowników. Przepisy prawa pracy dają samym pracownikom zbyt słabe narzędzia do tego, abyśmy mogli sami realnie wpłynąć na warunki naszej pracy. Do tego mamy problem z egzekwowaniem przepisów prawa pracy. W Inspekcji Pracy brakuje inspektorów, kontrole są rzadkie, a kary za nieprawidłowości niskie. Chciałabym, aby państwo było bardziej aktywne na tym polu, ale ostatnie lata nie pokazały, żeby coś się wyraźnie zmieniło.

A co mogą zrobić pracownicy?

W pojedynkę niestety niewiele. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś, powiedzmy, zaczyna pracę i po kilku miesiącach czując, że zadania są ponad jego siły, domaga się od pracodawcy, aby skontrolował wydatek energetyczny. Takiego pracownika łatwo się pozbyć. Wystarczy nie przedłużyć mu umowy. Dlatego jedyną realną opcją jest działalność związków zawodowych, bo oddziaływanie grupowe ma większą siłę.

Fot. shutterstock.com/Autor APChanel
Fot. APChanel / Shutterstock.com

Ale do tych w Polsce należy promil pracowników.

Niestety tak. Niemniej to właśnie ich członkowie oraz społeczni inspektorzy pracy mają najwięcej narzędzi, także prawnych, aby skłonić pracodawcę do tego, żeby z jednej strony określił wydatki energetyczne na danych stanowiskach, a z drugiej, aby je egzekwował. A jeśli dojdzie do przekroczeń, to zorganizował pracę w taki sposób, aby do tego nie dochodziło.  

Skoro instytucje państwowe są słabe, a pracownikom zostają związki zawodowe, które nie cieszą się zbytnią popularnością, to może potrzeba nam odgórnych, europejskich regulacji?

Takie mogłyby się przydać, bo nie wierzę, że duży biznes sam z siebie zdecyduje się ucywilizować warunki pracy. Przede wszystkim to jednak presja pracowników może sprawić, że sytuacja się zmieni na lepsze.

To świetnie się składa, bo akurat trwają negocjacje w sprawie uregulowania sztucznej inteligencji w UE. A jak podawał "Dziennik Gazeta Prawna", polski resort cyfryzacji konsultacje w tej sprawie prowadzi tylko z biznesem.

To zaskakująca i niezrozumiała decyzja. Takie regulacje powinny być co najmniej konsultowane w Radzie Dialogu Społecznego, jak też na szerszym forum. W końcu sztuczna inteligencja jest używana w wielu zakładach pracy, szczególnie właśnie w logistyce i magazynach. Stosuje się ją choćby do tego, aby analizować dotychczasową pracę danej osoby, a także przewidywać przyszłe tendencje związane np. z absencjami. Firmy w ten sposób oceniają ryzyko nieobecności, co może zagrażać ich interesom. Niewłączenie w negocjacje strony społecznej to błąd, bo przecież tworzenie tych systemów, ich wykorzystanie, nadzór nad nimi dotyczą pracowników. Ich przedstawiciele powinni mieć możliwość wpływu na to, jak takie narzędzia będą działać. Bez tego tworzy się fundament pod jeszcze większą dysproporcję wiedzy, który może prowadzić do łamania prawa pracy i systemowego wyzysku.