Wojna o internet z kosmosu. Europejski gracz rzuca rękawicę Starlinkowi Muska

Starlink stał się potęgą w technologii internetu satelitarnego. Ale sposób, w jaki Elon Musk zarządza firmą, budzą globalny niepokój. Jednak do gry wchodzi europejski gracz, który ma plan sprowadzić rywala na ziemię.

Bitwa o internet satelitarny - Starlink, OneWeb, Eutelsat

Dwa dni po wybuchu pełnoskalowej wojny Rosji w Ukrainie, gdy świat jest jeszcze w szoku po tym, co się zdarzyło, ukraiński minister ds. transformacji cyfrowej Michajło Fedorow pisze tweeta. "Elon, podczas gdy ty próbujesz skolonizować Marsa, Rosja próbuje okupować Ukrainę! Gdy twoje rakiety z sukcesem wracają z kosmosu, rosyjskie rakiety atakują cywilów w Ukrainie! Prosimy cię o dostarczenie Ukrainie odbiorników Starlink" - pisze, apelując do Elona Muska, najbogatszego człowieka świata, właściciela firmy SpaceX. Należy do niej telekomunikacyjny system satelitarny Starlink. Zapewnia on dostęp do internetu niemal z każdego miejsca na Ziemi.

Musk reaguje błyskawicznie. Po kolejnych dwóch dniach pierwsze Starlinki są już w Ukrainie. Potem okaże się, że miliarder nie był takim filantropem, bo na urządzenia zrzucało się wiele krajów, w tym Polska. To jednak nie ma znaczenia dla faktu, że właśnie na początku agresji Rosji na Ukrainę plany Putina na zniszczenie komunikacji poszły w piach w dużym stopniu dzięki Starlinkom. I dzieje się tak do teraz. W czerwcu tego roku Pentagon ogłosił, że podpisuje z firmą Muska umowę na utrzymanie nadajników i dostarczanie nowych do Ukrainy. To odciąża SpaceX z części kosztów, które wykładał z własnej kieszeni od początku wojny.

O tym, jak istotna jest niezależność państw w kwestii dostępu do łączności satelitarnej, świadczą informacje, które pod koniec sierpnia ujawnił "New Yorker". Według dziennikarzy jeszcze przed podpisaniem kontraktu z rządem Elon Musk miał odbyć rozmowę z Władimirem Putinem, który miał go przekonywać, by ten odłączył Ukrainę od Starlinków.

Starlinki w Ukrainie
fot. 36th Rear Admiral Mykhailo Bilynskyi Marine Brigade, CC BY 4.0 via Wikimedia Commons

Musk miał wręcz przekonywać przedstawicieli Pentagonu, że rozmowa "była świetna" i zastanawiać się nad realnym odłączeniem. To pokazuje, że nie tylko rządzący zdają sobie sprawę z potęgi, jaką jest kontrola nad łącznością satelitarną. Masowa publiczność zrozumiała, jak ważne może to być narzędzie, skoro działa nawet na wojnie, gdy wszystkie inne formy komunikacji padły. A biznes przypomniał sobie o nieco zapomnianej niszy: kosmicznych satelitach.

Monopol na łączność

Elon Musk wystrzelił na niską orbitę pierwsze satelity Starlinka w 2019 r. W tamtym czasie inwestycja w internet satelitarny była postrzegana jako niezbyt rozsądne posunięcie. W latach 90. i 2000 inne firmy próbowały podobnych posunięć, ale z niewielkim sukcesem. 

Głównie ze względu na koszty i trudności techniczne związane z wysłaniem satelitów w przestrzeń kosmiczną. Ale Musk miał przewagę. Rakiety SpaceX, transportujące satelity na orbitę, wracają na Ziemię i częściowo nadają się do ponownego użycia. Ten fakt skutecznie obniżył koszty dostarczania satelitów na orbitę i dał możliwość częstszego ich wysyłania. 

Obecnie na niebie znajduje się ponad 4500 satelitów Starlinka. Jest ich tak dużo, że zaczęły już zmieniać wygląd nieba nocą. Do tego stopnia, że bywają mylone ze spadającymi gwiazdami.

Widok z Ziemi na Starlinki
fot. M. Lewinsky/Creative Commons Attribution 2.0, CC BY 4.0 via Wikimedia Commons

Starlink to często jedyny sposób na uzyskanie dostępu do internetu w strefach działań wojennych, odległych obszarach i miejscach dotkniętych klęskami żywiołowymi. Dostępny jest w ponad 50 krajach i terytoriach, w tym w USA, Japonii, dużej części Europy i niektórych częściach Ameryki Łacińskiej. W Afryce, gdzie dostęp do internetu pozostaje w tyle za resztą świata, Starlink jest dostępny w Nigerii, Mozambiku i Rwandzie.

Przez ostatnie lata Starlink stał się dominującym graczem w strategicznie ważnej dziedzinie łączności, jaką jest internet satelitarny. Największe znaczenie i rozpoznawalność osiągnął jednak za sprawą wojny w Ukrainie. Technologia dała armii ukraińskiej znaczną przewagę nad siłami rosyjskimi. Starlinki umożliwiły ukraińskim żołnierzom obsługiwanie dronów, otrzymywanie ważnych informacji wywiadowczych i komunikowanie się ze sobą. Minister cyfryzacji Ukrainy kilkukrotnie zaznaczał, że dostęp do Starlinka to jeden z podstawowych elementów ich sukcesu na polu bitwy. 

Jednak Elon Musk zaczął nadużywać swojej władzy i wpływać na przebieg wojny, bo nie podobało mu się, że Ukraina używa Starlinka nie tylko do obrony, ale także do przeprowadzenia operacji ofensywnych. Tym samym ograniczał łączność Starlinka na liniach frontu, a w ekstremalnych przypadkach całkowicie tę łączność blokował. Tak było w zeszłym roku, kiedy Ukraina poprosiła o zapewnienie dostępu do łączności Starlinka w pobliżu Krymu, aby móc wysłać wypełnione materiałami wybuchowymi drony na rosyjskie statki zacumowane na Morzu Czarnym. Musk tę prośbę odrzucił. 

– Mamy pilną potrzebę posiadania własnych zasobów łączności krytycznej. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby tak istotna instrastruktura była w rękach jednej osoby, żyjącej na drugim końcu świata – przekonuje Paweł Rymaszewski, ekspert ds. komunikacji satelitarnej, prezes Thorium Space. 

W obliczu niewielkich regulacji i nieobliczalnego stylu zarządzania Muska aktualna sytuacja na rynku łączności zaczyna coraz bardziej niepokoić przywódców wojskowych i politycznych na całym świecie.

"Przestrzeń kosmiczna odgrywa istotną rolę zarówno w naszych interesach gospodarczych, jak i w zakresie bezpieczeństwa, ale jest także coraz bardziej sporną areną, na której konkurujące ze sobą interesy walczą o dominację" – stwierdził cytowany w komunikacie prasowym Thierry Breton, komisarz europejski nadzorujący projekt europejskiej strategii kosmicznej na rzecz bezpieczeństwa i obrony. "Unia Europejska nie może sobie pozwolić na zależność od innych"– dodał.

Wielu obserwatorów jako rozwiązanie wskazuje połączone niedawno biznesy francuskiej firmy Eutelsat i brytyjskiej OneWeb, które wspólnymi siłami mogą sprowadzić na ziemię dalsze plany Muska o dominacji na rynku internetu satelitarnego.

Lukratywne mariaże kosmiczne

Na orbicie okołoziemskiej krążą trzy rodzaje satelitów. Najdalej, bo ok. 36 tys. km od Ziemi, są satelity geostacjonarne (GEO). Każdy z nich porusza się z prędkością równą Ziemi, dzięki czemu zawsze pozostaje nad tym samym punktem na planecie. GEO dostarczają dane pogodowe, sygnał telewizyjny i niektóre usługi transmisji danych o niskiej prędkości. – Ich plusem jest stabilność przekazywanego połączenia. Raz ustawiona antena wycelowana wprost na satelitę będzie dawała stabilny sygnał. Minusem jest prędkość dostarczanego internetu. Ze względu na znaczną wysokość umiejscowienia satelity na orbicie, sygnał jest odbierany ze znacznym opóźnieniem – mówi Adam Broniarz, właściciel firmy Abrocom dostarczającej łączność internetową, jeden z większych resellerów Eutelsatu w Polsce.

SpaceX wysyła Falcon 9 z satelitami Starlinka
fot. Charles Boyer, CC BY 2.0 via Wikimedia Commons

Inaczej jest na niskiej orbicie okołoziemskiej. Na wysokości do 1200 km od Ziemi, zawieszone są satelity LEO. Ich przedstawicielami są m.in. Starlinki. Ta bliskość pozwala na szybszy przesył sygnału, co skutkuje mniejszymi opóźnieniami. LEO wykorzystywane są do łączności internetowej, szczególnie do dostarczania szerokopasmowego internetu. Zdecydowaną ich wadą jest brak stabilności łącza w trudnych warunkach terenowych. – Duża ilość drzew czy zasłonięta antena przez budynki uniemożliwia płynne korzystanie z internetu. Antena musi być zamontowana wysoko by nie było przeszkód na drodze do satelity na niebie – wyjaśnia Broniarz.

Pomiędzy GEO a LEO są MEO, czyli satelity średniej orbity okołoziemskiej, historycznie używane do GPS i innych aplikacji nawigacyjnych. Satelity MEO zapewniają wydajność zbliżoną do światłowodów w odległych obszarach, takich jak rejony bieguna północnego i południowego.

Więcej o internecie satelitarnym przeczytasz na Spider's Web:

Firmy zajmujące się satelitami GEO widzą możliwości we współpracy z konstelacjami o niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO) takimi jak OneWeb, Starlink czy zapowiadany przez Amazona Kuiper. Taki mariaż gwarantuje, dywersyfikację oferty, bo z jednej strony oferowany jest stabilny, ale wolniejszy internet z GEO, a z drugiej szybszy, ale mniej stabilny LEO. 

Z tych też pobudek w ubiegłym roku Eutelsat, jeden z największych operatorów satelitów GEO na świecie, ogłosił fuzję z OneWeb, potentatem satelitów na niskiej orbicie. – Będziemy jedynym zintegrowanym graczem GEO i LEO na świecie – powiedział w rozmowie z FT szef rady nadzorczej Eutelsatu Dominique D’Hinnin. Zaznaczył, że połączenie obu biznesów pozwoli stworzyć "imponującą szansę wzrostu w naszym sektorze i prześcignąć naszych konkurentów".

Połączenie Eutelsatu i OneWeba postrzegane jest jako krok w kierunku stworzenia europejskiego czempiona, który będzie mógł konkurować z Elonem Muskiem i Jeffem Bezosem. A bić się jest o co. Globalny rynek internetu satelitarnego został wyceniony na 2,93 miliarda dolarów w 2020 roku i według szacunków Allied Market Research przewiduje się, że do 2030 roku urośnie sześciokrotnie i osiągnie 18,59 miliarda dolarów. 

Internet dla każdego w Europie

Konkurenci, o których mówił D’Hinnin, tacy jak Starlink Muska, wywrócili do góry nogami stary porządek, stawiając na mniejsze i tańsze satelity, które działają na niskiej orbicie okołoziemskiej i zakłócają niegdyś stabilną branżę. OneWeb był pionierem tej technologii, ale przez duże inwestycje i rozwój technologii, które obniżyły bariery wejścia i koszty, firma musi nadgonić i unowocześnić swoją sieć, aby nadążyć za rywalami. – Europa musi rozwijać komunikację satelitarną, dlatego że w innym przypadku możemy się całkowicie uzależnić od importowanej technologii amerykańskiej. A Amerykanie, nikogo nie obrażając, historycznie pokazali, że potrafią dziwnie się zachować w obliczu konfliktów – mówi Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający fundacji Digital Poland.

Dlatego dla OneWeb zapewnienie finansowe ze strony w miarę stabilnego biznesowo Eutelsatu to jedno. Dodatkową wartością jest fakt, że w inwestycję zaangażowane są rządy Francji i Wielkiej Brytanii, Traktują one wyścig kosmiczny jako klucz do narodowej suwerenności.

Jednak aby zapewnić sobie suwerenność i odpowiednio stabilny internet, europejski gracz OneWeb potrzebuje dużej liczby satelitów na orbicie. W marcu wystrzelił 36 satelitów z Centrum Kosmicznego Satish Dhawan w Indiach, zwiększając dotychczasową konstelację do 618 satelitów. Jest to niewiele w porównaniu z 4500 satelitami Starlinka (ma ich najwięcej ze wszystkich graczy), ale według kierownictwa OneWeb firma ma ich wystarczająco dużo, aby zapewnić łączność internetową w dowolnym miejscu na świecie.

– Będziemy w stanie zapewnić to, czego brakowało przez długi czas: szybką łączność szerokopasmową na każdym statku oceanicznym, jachtach, przemyśle morskim, platformach wiertniczych na morzu. Każdy samolot będzie teraz połączony z szybką łącznością o niskim opóźnieniu – powiedział współwłaściciel OneWeb Sunil Bharti Mittal cytowany przez CNBC. – Pustynia, las, góry, Himalaje, trudno dostępne obszary zaczną być pokrywane – dodał. Jednak na ten moment liderem jest firma Starlink Elona Muska.

Kosmiczna niezależność wspólnoty

14 lutego Parlament Europejski podjął decyzję o budowie własnego systemu internetu satelitarnego IRIS2. Decyzja była niemal jednomyślna. Poparło ją 603 europosłów, zaledwie sześciu było przeciwnych. IRIS2 ma być europejską alternatywą dla Starlinka. "Rosyjska agresja militarna na Ukrainę pokazała, jak istotne w przypadku konfliktu są suwerenne i bezpieczne usługi komunikacyjne w przestrzeni kosmicznej" – stwierdził w komunikacie Thierry Breton, europejski komisarz ds. rynku wewnętrznego.

IRIS2 będzie skupiony na usługach rządowych, w tym na zastosowaniach obronnych. Ma zapewnić łączność szerokopasmową całej Europie, w tym tzw. martwym strefom, gdzie obecnie jej nie ma. Ma to zniwelować przepaść cyfrową nie tylko Unii Europejskiej, ale także jej partnerów, m.in. tych z Afryki. IRIS2 ma zacząć w pełni działać w 2027 roku. Unia liczy na wkład technologiczny ze strony zarówno największych europejskich przedstawicieli przemysłu kosmicznego, jak i start-upów. Jednym partnerów będzie Thorium Space, którego założyciel wskazuje, że łączność satelitarna jest niezbędna nie tylko ze względów militarnych, lecz także w obliczu narastającej liczby klęsk żywiołowych. 

– W czasie powodzi czy pożarów, kiedy sprzęt, tj. maszty telekomunikacyjne czy światłowody, jest zalany, spalony, po prostu zniszczony, żadne telefony nie działają. W takich sytuacjach rozwiązanie jest jedno – łączność satelitarna. To jedyny środek, który jest niezależny od tego, co dzieje się na Ziemi – zaznacza Paweł Rymaszewski. 

Satelita Starlinka w kosmosie
fot. PHOTOCREO Michal Bednarek/Shutterstock.com

Już w marcu tego roku ruszył przetarg na zawarcie umowy koncesyjnej na realizację IRIS2. – Podczas pierwszego etapu, który trwał od 23 marca do 26 kwietnia 2023 r., Komisja zaprosiła branżę do składania propozycji. Na tym etapie oceniono kwalifikowalność i warunki udziału oferentów – mówi nam rzecznik prasowy Komisji Europejskiej Eric Mamer.

W drugiej fazie, która zaczęła się w maju, wybrane firmy proszone są o złożenie wstępnych propozycji dotyczących zakresu umowy, w szczególności pod względem projektu, kosztów, harmonogramu i inwestycji sektora prywatnego. Faza ta będzie istotna dla konsolidacji łańcucha dostaw. Ten etap ma się zakończyć jesienią tego roku, po czym przyjdzie czas na wyłonienie dostawców. 

– To pierwszy raz, kiedy Europa nadrabia zaległości – wspomina w rozmowie ze Spider’s Web+ Josef Aschbacher, dyrektor generalny Europejskiej Agencji Kosmicznej. – Europa, która przespała moment tworzenia GPS-a w latach lat 80., w końcu zdecydowała się zbudować własny system nawigacji o nazwie Galileo. Dziś jest on najdokładniejszym systemem nawigacji na świecie, dokładniejszym niż GPS. To pokazuje, że jeśli Europa zbierze siły, może stworzyć coś konkurencyjnego, a nawet najlepszego na świecie. Oczywiście w przypadku Starlink mamy ogromne opóźnienie do nadrobienia, które zajmie dużo czasu, ale ostatecznie europejskie rozwiązanie będzie działać.

Budowa IRIS2 wpisuje się w szerszy trend uznania przez Unię Europejską przestrzeni kosmicznej za dziedzinę strategiczną mającą kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa i obronności oraz funkcjonowania społeczeństwa i gospodarki. – Unia coraz częściej mówi o zapewnieniu łączności internetowej wszystkim Europejczykom, w czym łączność satelitarna będzie odgrywała dużą rolę. Polska, Finlandia i parę innych krajów, które mają niezurbanizowane tereny, mają trudność z przyłączeniem gospodarstw do światłowodu, czyli kabla z internetem. A są miejsca w Polsce – Mazury czy Bieszczady – gdzie pociągnięcie światłowodu do domu może kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych – mówi Piotr Mieczkowski z Digital Poland.

Eutelsat i OneWeb liczą na współpracę z rządami, w tym przy projektach militarnych. Przeprowadzili już demonstrację możliwości swoich satelitów przedstawicielom NATO. "Unia Europejska nie może sobie pozwolić na zależność od innych"– stwierdził cytowany w komunikacie prasowym Thierry Breton, komisarz europejski nadzorujący projekt europejskiej strategii kosmiczna na rzecz bezpieczeństwa i obrony.

Jednak ta niezależność ma swoją cenę. Na samą budowę infrastruktury IRIS² Unia przeznaczy 2,4 mld euro z budżetu, dodatkowe 685 milionów euro ma przekazać Europejska Agencja Kosmiczna, resztę ma pokryć sektor prywatny. Cały projekt ma kosztować 6 mld euro

Worek bez dna

OneWeb jeszcze trzy lata temu miał ogromne problemy. Pod koniec marca 2020 roku rozpoczął przygotowania do ogłoszenia upadłości po tym, jak nie udało mu się pozyskać finansowania o wartości 2 mld dol. od japońskiego konglomeratu SoftBank, największego inwestora firmy. „Nasza obecna sytuacja jest konsekwencją skutków gospodarczych kryzysu Covid-19. Jesteśmy przekonani o społecznej i ekonomicznej wartości naszej misji połączenia wszystkich na całym świecie” – powiedział wówczas w oświadczeniu dyrektor generalny OneWeb Adrian Steckel.

Chociaż OneWeb wyszedł z bankructwa już w listopadzie 2020 r. za sprawą inwestycji 1 mld dol. od rządu Wielkiej Brytanii i indyjskiej firmy Bharti Enterprises, w przeszłości nie wszystkim firmom inwestującym w tę branżę się udało.

Zarówno budowa, jak i wysyłanie satelitów na orbitę jest kosztowne. Oprócz OneWeb przekonało się o tym kilka firm, zanim zbankrutowało. Jedną z nich był Teledesic, firma wspierana przez Billa Gatesa, chciała transmitować szerokopasmowy internet z orbity, ale przed złożeniem wniosku o upadłość w 2002 r. wystrzeliła tylko jednego satelitę. Z kolei Iridium udało się wystrzelić konstelację 66 satelitów, nim ogłosiła upadłość w 1999 r. Stało się to po tym, jak nie udało jej się pozyskać wystarczającej liczby klientów, którzy mogliby wesprzeć jej działalność.

– Utrzymanie konstelacji satelitów do telekomunikacji na niskiej orbicie kosztuje gigantyczne pieniądze. Mówimy o kwotach rzędu nawet dwóch miliardów euro rocznie – mówi Rymaszewski. 

Jednak w przypadku OneWeb szanse na sukces zwiększają się w związku z budową IRIS2. Firma jest w grupie największych europejskich firm kosmicznych, które chcą połączyć siły, aby ubiegać się o rolę w proponowanym przez Unię Europejską projekcie IRIS². 

Armand Musey, długoletni analityk zajmujący się łącznością satelitarną w rozmowie z Financial Times stwierdził, że w OneWeb "w najlepszym przypadku: rozwinie konstelację, ściągnie klientów, masowo zwiększając popyt i wszystko się uda". "W najgorszym przypadku zbankrutują" – dodał.

Nowy wyścig w budowaniu konstelacji satelitów internetowych przypomina trochę powtarzającą się historię. Nie jest pewne, czy główni konkurenci OneWeb – SpaceX i Amazon – znajdą wystarczającą liczbę klientów, aby własne satelitarne usługi internetowe utrzymać na rynku. Z drugiej strony OneWeb, w przeciwieństwie do Starlinka, ma być skierowany wyłącznie do klientów korporacyjnych, a to powoduje pewne ograniczenia. Szczególnie te związane ze skalowaniem biznesu. 

– Regularnego klienta, na którym najłatwiej jest zarobić, odstraszają ceny OneWeb. Polski dystrybutor za ich internet TS2 proponuje najwyższy pakiet za 16 tys. dol., więc są to naprawdę kolosalne ceny w porównaniu do Starlinka, który kosztuje trochę ponad 300 zł – zaznacza Broniarz. 

Starlink
fot. Mike Mareen/Shutterstock.com

Do gry o internet satelitarny wchodzą także Chińczycy. Rodzimy operator satelitarny China Satcom, który do tej pory stawiał satelity geostacjonarne i trochę przespał rewolucję zapoczątkowaną przez Elona Muska i jego Starlink, teraz dostaje spory zastrzyk inwestycji. Ma otrzymać wsparcie rządu, co może zmienić reguły gry na światowym rynku usług satelitarnych, utrudniając rozwój zachodnich rywali. 

Podczas głównej prezentacji na konferencji branży satelitarnej 2020 roku Elon Musk przyznał, że konstelacja internetowa Starlink firmy SpaceX stanowi wyzwanie pod względem ekonomicznym. "Zgadnijcie, ile konstelacji nie zbankrutowało?", zapytał Musk swoją publiczność. "Zero". – Europejski projekt stworzenia niezależnego internetu satelitarnego ma szansę pod jednym warunkiem – jeśli będą stały za nim duże pieniądze, oczywiście pochodzące z rządowych czy unijnych subsydiów. W przeciwnym razie szansy na sukces mieć nie będziemy – zaznacza Piotr Mieczkowski.

Zdjęcie główne: fot. Mike Mareen/Shutterstock.com
DATA PUBLIKACJI: 25.09.2023