Już w pierwszej jego scenie jesteśmy świadkami rozmowy o pracę. Zdesperowany kandydat starający się o pracę kuriera dostarczającego przesyłki wymienia swoje wcześniejsze doświadczenia, podkreśla zalety. Mówi nawet, że prędzej umrze z głodu, niż pójdzie na zasiłek. – Miło to słyszeć – kwituje szef i kiedy decyduje się dać mu robotę, wyjaśnia, że nie zatrudnia go, lecz "bierze na pokład", a on nie będzie pracował "dla niego, tylko z nim". Nie będzie więc jeździł "dla niego, a wykonywał usługę". Nie ma stałych godzin pracy. Kurier jest po prostu dostępny lub nie. – Jesteś panem swojego losu – mówi szef. Szybko jednak okazuje się, że rzeczywistość jest zupełnie inna. Kurier musi wykonywać wszystkie polecenia, nie może sam decydować o zleceniach, odmówić nadgodzin, stanąć w obronie kolegi czy wziąć urlopu na żądanie, bo grożą za to finansowe kary. Choć w teorii jest niezależnym przedsiębiorcą, to o żadnej wolności nie ma mowy. O wszystkim decyduje szef, a właściwie algorytm aplikacji.