Kurier stracił pół kciuka, pracując dla Glovo. Platforma odmówiła mu odszkodowania

Kurier Glovo w czasie pracy uległ wypadkowi i stracił część kciuka. Platforma odmówiła mu odszkodowania, twierdząc, że… nie był zalogowany do aplikacji. Zdanie zmieniła dopiero po naszej interwencji.

Glovo, wypadek kuriera, odszkodowanie

Kurierzy pracujący dla platform mogą zwykle liczyć tylko na siebie. Nie chronią ich przepisy BHP. A ich strajki, w których upominają się o lepsze warunki oraz bezpieczeństwo pracy, mogą być tłumione jednym przyciskiem. Niedawno opisywaliśmy, jak wyglądają ich zmagania z upałami, kiedy stają przed dylematem: albo jeździć w nieludzkich temperaturach i ryzykować zdrowie, albo nie jeździć i tracić środki do życia. A teraz poznajemy, jak wyglądają ich zmagania z systemem, który nie stoi po ich stronie, nawet gdy przytrafi im się poważny wypadek.

W oczekiwaniu na zlecenie

Damian Truszkowski ma 26 lat i mieszka w Łomży. Tutaj też od blisko półtora roku pracuje jako kurier Glovo. Autem dostarcza zamówione w restauracjach posiłki.

Tak miało być też w środę, 9 sierpnia. Damian zaczynał pracę o godz. 11. Zgodnie z zarezerwowanym wcześniej tzw. slotem godzinowym zalogował się do aplikacji i czekał na zlecenia. Tych jednak nie było. Zaczął więc majsterkować przy motorze, bo dla oszczędności na paliwie, chciał zacząć realizować dostawy na jednośladzie. Postanowił nasmarować w maszynie łańcuch. Jednak po chwili otrzymał komunikat, że aplikacja nie wykrywa jego GPS-u. – To dość częsty błąd. Wystarczy odświeżyć i skalibrować GPS w aplikacji, aby wszystko wróciło do normy – opowiada Damian, który tak właśnie zrobił i po chwili dostał informację, że jest aktywny w aplikacji Glovo.

Zleceń dalej nie było, a za oczekiwanie kurierzy Glovo nie otrzymują wynagrodzenia. Aby nie marnować czasu, Damian wrócił do smarowania mechanizmu. Wtedy wydarzyła się tragedia. Zębatka, po której porusza się łańcuch, wciągnęła trzymaną przez niego ściereczkę razem z kciukiem. – Obcięło mi pół kciuka – wspomina Damian.

Chwilę po wypadku był już w szpitalu. Kiedy czekał, aż medycy zajmą się jego palcem, przypomniało mu się, że w aplikacji ma wciąż zarezerwowane tzw. sloty, czyli godziny pracy. – Chciałem szybko je powyrzucać, bo bałem się, że aplikacja uzna to za ucieczkę z pracy i dostanę bana. Wyrzuciłem godziny wszystkie od 13 do 18. Gdybym tego nie zrobił, mógłbym zostać zablokowany. To oznaczałoby, że być może nie mógłbym już więcej pracować dla Glovo – wspomina.

Damian stracił pół kciuka pracując dla Glovo. Będąc w szpitalu obawiał się, że zostanie zablokowany i nie będzie mógł już pracować dla platformy. Pozbył się wielu zarezerwowanych slotów godzinowych, dlatego obecnie na jego koncie widnieje informacja, że jest zagrożone fot. Damian Truszkowski
Damian stracił pół kciuka, pracując dla Glovo. Będąc w szpitalu, obawiał się, że zostanie zablokowany i nie będzie mógł już pracować dla platformy. Pozbył się wielu zarezerwowanych slotów godzinowych, dlatego obecnie na jego koncie widnieje informacja, że jest zagrożone. Fot. Damian Truszkowski

Tego samego dnia Damian zgłosił wypadek do Glovo. Złożył wniosek o odszkodowanie do Qovera, czyli ubezpieczyciela platformy, bo jej kurierzy są objęci polisą ubezpieczeniową. W jej zakres wchodzi m.in. zwrot wydatków na leczenie (maksymalnie 2,5 tys. euro), wsparcie finansowe w przypadku czasowej utraty zdolności do pracy wskutek wypadku (20 euro dziennie płatne do 30 dni, czyli maksymalnie 600 euro) oraz odszkodowania. W przypadku amputacji, ale też złamania czy zwichnięcia w następstwie nieszczęśliwego wypadku to maksymalnie 3 tys. euro.

Jak informuje Glovo na swojej stronie internetowej, ubezpieczenie chroni kurierów w razie wypadku podczas korzystania z aplikacji (od momentu zalogowania do aplikacji i do jednej godziny po zamknięciu sesji, czyli zakończeniu pracy). – Nie ma żadnych zasad co do tego, co kurierzy mogą robić w czasie oczekiwania na zlecenie. Nie mogą od nas wymagać, aby nic nie robić, bo nie płacą nam za oczekiwanie. Możemy robić wszystko, byle być aktywnym w aplikacji w wybranym obszarze miasta. Wtedy jesteśmy objęci ubezpieczeniem – mówi Damian.

Glovo nie widzi logowania…

Tyle teoria. Praktyka pokazała jednak, że kurier może być zalogowany w aplikacji, a mimo to jego wniosek o odszkodowanie może zostać odrzucony. Tak właśnie było w przypadku Damiana. Otrzymał on informację, że Glovo nie wykryło jego aktywności w dniu wypadku.

– Nie mam żadnych narzędzi, aby udowodnić, że było inaczej. Musiałbym mieć screen z aplikacji, że byłem aktywny w chwili wypadku, ale nie myślałem o tym, aby go zrobić, kiedy obcięło mi palec. Oszukali mnie. Myślałem, że dostanę jakieś pieniądze na okres leczenia, bo teraz nie mogę pracować. Nie mogę jeździć, bo z dłonią w opatrunku nie dam rady zmieniać biegów. Co ja mam teraz robić? – pyta zrozpaczony Damian.

To zasadne pytanie, bo kurierom pracującym poprzez platformy nie przysługuje znane z umów o pracę zwolnienie lekarskie czy płatny urlop. Choć wykonują pracę dla platform, to formalnie nie są ich pracownikami. Platformy, w tym Glovo, przekonują, że tylko pośredniczą między kurierami a restauracjami i ich klientami. W ich wizji dostawcy są niezależnymi kontrahentami czy przedsiębiorcami, bo często swoje usługi wykonują, podpisując umowę zlecenie czy umowę na wynajem… roweru i to nie z platformą, a dodatkowym pośrednikiem, czyli tzw. partnerem. W efekcie więc umywają ręce od tego, w jakich warunkach przychodzi pracować kurierom.

– Wszystko po to, aby omijać obowiązki wynikające z powszechnie obowiązujących przepisów prawa pracy. Gdyby tacy kurierzy byli zatrudnieni na umowę o pracę, to mieliby gwarancję minimalnego wynagrodzenia, płatny urlop, ale także zwolnienie lekarskie na wypadek choroby czy wypadku. Obecnie niemal wszystkie te osiągnięcia cywilizacyjne ich nie dotyczą – mówi SW+ Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych.

…ale zmienia zdanie

Choć w minimalnym stopniu kwestię finansowego zabezpieczenia w razie wypadku rozwiązywałoby wspomniane ubezpieczenie i odszkodowanie, które przynajmniej w teorii obiecuje kurierom Glovo. To, którego Damianowi jednak firma odmówiła.

fot. Mariia Boiko / Shutterstock.com

Zapytaliśmy Glovo o przyczyny odmownej decyzji, mimo że – jak twierdzi – był zalogowany w aplikacji. – Decyzja na temat wydania świadczenia została oceniona negatywnie przez zewnętrznego konsultanta. Po analizie sytuacji uważamy, że wydana decyzja była nieprawidłowa i obecnie aktywnie pracujemy nad pozytywnym rozwiązaniem tej sprawy, aby kurier otrzymał należytą, przysługującą mu opiekę – wyjaśnił w przesłanym do SW+ oświadczeniu Robert Tarnowski, PR&PA Manager Glovo Polska.

Zapewnił też, że firma dokłada wszelkich starań, by zapewnić bezpieczne i wspierające środowisko dla kurierów realizujących dostawy. – Każda sytuacja budząca wątpliwości będzie szczegółowo przez nas analizowana i będziemy wdrażać rozwiązania mające na celu eliminację tego typu zdarzeń w przyszłości – dodał.

W międzyczasie broni nie składał też sam poszkodowany. Domagał się informacji od supportu aplikacji odnośnie tego, czy w chwili wypadku był zalogowany. Początkowo – jak relacjonuje – był zbywany, ale po wysłanych przez nas pytaniach do Glovo okazało się, że platforma jednak odnotowała jego aktywność w aplikacji. – Potwierdzili, że byłem zalogowany i przesłali tę wiadomość do ubezpieczyciela. A od tego otrzymałem informację, że ponownie rozpatrzy mój wniosek o ubezpieczenie – mówił Damian.

To jednak nie oznacza, że na pewno dostanie pieniądze. Musi jeszcze poczekać, aż ten ponownie rozpatrzy jego sprawę i to rozpatrzy pozytywnie.

Mit wolności

Polskie przepisy od wielu lat nie nadążają za cyfrową ekspansją platform, które niczym tsunami rozlewają się po rynku pracy, obniżając standardy zatrudnienia. Obecnie praca platformowa dotyczy głównie dwóch skrajnych grup na rynku pracy. Pierwsza, mniej liczna, to pracownicy mający mocną pozycję, będący najbardziej uprzywilejowani pod względem kompetencji, czyli np. programiści, którzy mogą stawiać pracodawcom warunki.

Fot. Viewimage / Shutterstock.com

W drugiej znacznie liczniejszej są osoby o niskich, łatwo zastępowalnych kompetencjach, godzący się na najniższe stawki i trudne warunki pracy, często imigranci. To pracownicy, których koszt szkolenia, rozwoju i utrzymania na stanowisku jest wyższy niż koszt znalezienia ich zastępcy. To w ich przypadku najmocniej widoczny jest spadek jakości zatrudnienia, który często trzeba nazywać brutalnym wyzyskiem. Pracujący dla platform najczęściej nie mają narzędzi ani możliwości, aby mu się przeciwstawić. Trudno im się zorganizować czy zaprotestować. Ich główny wybór sprowadza się do tego czy pracować, czy też nie.

A wolność i "bycie własnym szefem" to wartości, które rzekomo oferują platformy. Głoszenie tych haseł bywa zwykle pustym sloganem. Doskonale ukazał to znany ze społecznych zainteresowań brytyjski reżyser Ken Loach w filmie "Nie ma nas w domu".

Już w pierwszej jego scenie jesteśmy świadkami rozmowy o pracę. Zdesperowany kandydat starający się o pracę kuriera dostarczającego przesyłki wymienia swoje wcześniejsze doświadczenia, podkreśla zalety. Mówi nawet, że prędzej umrze z głodu, niż pójdzie na zasiłek. – Miło to słyszeć – kwituje szef i kiedy decyduje się dać mu robotę, wyjaśnia, że nie zatrudnia go, lecz "bierze na pokład", a on nie będzie pracował "dla niego, tylko z nim". Nie będzie więc jeździł "dla niego, a wykonywał usługę". Nie ma stałych godzin pracy. Kurier jest po prostu dostępny lub nie. – Jesteś panem swojego losu – mówi szef. Szybko jednak okazuje się, że rzeczywistość jest zupełnie inna. Kurier musi wykonywać wszystkie polecenia, nie może sam decydować o zleceniach, odmówić nadgodzin, stanąć w obronie kolegi czy wziąć urlopu na żądanie, bo grożą za to finansowe kary. Choć w teorii jest niezależnym przedsiębiorcą, to o żadnej wolności nie ma mowy. O wszystkim decyduje szef, a właściwie algorytm aplikacji.

Na regulacje poczekamy

Nad regulacją pracy platformowej od kilku lat pracuje Unia Europejska, w której według szacunków już ponad 28 mln pracowników to osoby pracujące przez platformy. Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, ponad połowa z nich otrzymuje wynagrodzenie niższe niż minimalna krajowa. Według prognoz do 2025 roku liczba takich osób ma wzrosnąć do 43 mln.

fot. Gints Ivuskans / Shutterstock.com
fot. Gints Ivuskans / Shutterstock.com

Regulacje wydają się więc niezwykle potrzebne i coraz bardziej palące. Przepisy obejmujące pracę platformową mają znaleźć się w dyrektywie, która określać będzie m.in. prawidłowy status ich zatrudnienia. Ma też sprawić, że algorytmy, od których zależy choćby ich wynagrodzenie, staną się bardziej przejrzyste.

Pojawienie się regulacji może dawać nadzieje na ucywilizowanie tego rynku. Jednak póki co przepisy rodzą się w bólach i pewne jest, że pracownicy platformowi na ich przyjęcie będą musieli poczekać co najmniej do końca tego roku. Nie znaczy to jednak, że od razu ich obejmą. Prawo muszą bowiem wdrożyć u siebie kraje członkowskie, a na to mają kolejne dwa lata.

Zdjęcie główne: fot. Mariia Boiko/shutterstock.com
DATA PUBLIKACJI: 23.08.2022