Cukierkowa opowieść vs wielka udręka. Jak Instagram i TikTok utrwalają mity rodzicielstwa

Gdy w domu pojawia się dziecko, życie rodziców kompletnie się zmienia. Ale nie staje się wielką udręką czy też cukierkową opowieścią, jak każą wierzyć nam media społecznościowe. Zakłamując rzeczywistość, dokładają cegiełkę do demograficznej zapaści.

Jak Instagram i TikTok utrwalają mity rodzicielstwa?

Ujęcie pierwsze. Pięknie urządzony salon w nowoczesnym mieszkaniu. W nim błyszczące i designerskie meble. Wokół porządek i harmonia. Elegancko ubrana para młodych ludzi popija wino z kieliszków. W tle gra delikatna muzyka.

Ujęcie drugie. Ten sam salon, ale wszędzie walają się zabawki i dziecięce ubranka. Meble upaćkane jedzeniem, ściany pomazane kredkami. Zamiast porządku – totalny bałagan. Ta sama, tyle że zmęczona para w poplamionych i pomiętych dresach stara się zapanować nad szalejącymi berbeciami.

To scenariusz typowej rolki, czyli krótkiego filmiku na Instagramie lub TikToku. Podobnych pokazujących życie rodziców "przed i po" urodzeniu dziecka są dziesiątki. W alternatywnej rzeczywistości ogromną popularność zyskują ci rodzice, którzy ukazują rodzicielstwo idealne: z radosnymi dziećmi, czystymi ubrankami i bez oznak jakiegokolwiek zmęczenia. Jedno i drugie utrwala nieprawdziwy obraz tego, jak rodzicielstwo faktycznie wygląda.

A to nie zachęca do posiadania potomstwa. Kiedy jeszcze dołożymy obiektywne przeszkody, to nie powinno nas dziwić, że tak wiele Polek i Polaków, którzy nawet chcą mieć dzieci, odraczają decyzję o ciąży. O zbliżającej się wielkimi krokami katastrofie demograficznej eksperci alarmują od lat. Dane są co najmniej niepokojące. Główny Urząd Statystyczny wylicza, że w 2022 roku urodziło się 305 tys. dzieci. To najmniej od końca drugiej wojny światowej. Współczynnik dzietności to zaledwie 1,3 dziecka na kobietę, czyli o wiele za mało, aby Polaków nie ubywało. Aby osiągnąć zastępowalność pokoleń, ów współczynnik musiałby wynosić 2,1. Dziś to wartość, o jakiej możemy jedynie pomarzyć.

Dlaczego Polki i Polacy nie chcą mieć dzieci

Oczywiście są "twarde" powody, dla których Polki i Polacy nie chcą wcale mieć dzieci albo odkładają tę decyzję na później. Trudno o nowego członka rodziny przy niestabilnym zatrudnieniu, gdy np. pracując na śmieciówce, nie ma płatnego urlopu macierzyńskiego. Trudno o dziecko, żyjąc w ciasnym mieszkaniu. A jakby tego było mało, młodzi rodzice często nie mogą liczyć na pomoc w opiece. I to ani od państwa, bo brakuje miejsc w żłobkach i przedszkolach, ani od dziadków, bo ci np. zostali w rodzinnych miejscowościach. Nie pomaga też praktyczny zakaz aborcji w Polsce oraz rejestr ciąż.

Istotne są także przyczyny nieco bardziej "miękkie", które mówią o tym, co jest dla nas ważne i jakimi priorytetami się kierujemy. To zaś często wiele ma wspólnego z otoczeniem, kulturą, w jakiej żyjemy, czy stylem życia, który aktualnie uważany jest za atrakcyjny.

Dodatkową perspektywę rzuca badanie pracowni ASM z końca 2020 roku wykonane dla Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Jego wyniki mówią jasno: osoby bezdzietne pytane o powód, dla którego nie chcą mieć potomstwa, wskazują najczęściej brak takiej potrzeby (22 proc.), chęć zachowania niezależności (16 proc.) oraz obawy, że dziecko to zbyt duża odpowiedzialność (14 proc.).

Na pytanie o to, jakie warunki muszą być spełnione, aby zdecydować się na dziecko, ponad połowa ankietowanych mówiła o "twardych" przyczynach, jak stabilna sytuacja finansowa, zawodowa czy mieszkaniowa. Lwia część uznała też, że ważne jest, aby się wyszaleć, wybawić (53 proc. odpowiedzi), dorobić, coś osiągnąć (48 proc.) czy zrobić karierę (35 proc.).

Każdy da się złapać

Ci jednak, którzy się na potomstwo decydują, często niedługo potem lądują z nim na Instagramie czy TikToku. Jest tam pełno różnej maści głównie mam, które niedługo po porodzie kilka razy w tygodniu są na siłowni, więc z ich brzucha nie znika kaloryfer. A do tego mają czas na liczne spotkania z przyjaciółmi i prowadzenie własnego biznesu, oczywiście z niemałymi sukcesami. W tej cukierkowej powieści niewiele jest jednak miejsca na dziecko. Bobasek zwykle śpi albo słodko się uśmiecha.

fot. Shutterstock/ PCH.Vector
fot. PCH.Vector / Shutterstock.com

Dlaczego rodzice tak się przedstawiają? Dr Kamil Janowicz, psycholog z Uniwersytetu SWPS, autor bloga popularnonaukowego Father_ing, wyjaśnia, że w mediach społecznościowych często pokazujemy się tylko od tej dobrej strony. – Żyjemy w kulturze sukcesu. Chcemy, aby ludzie myśleli o nas dobrze i widzieli, że mamy szczęśliwe życie, więc na zewnątrz pokazujemy to, co jest w nim udane. Jeśli rodzicielstwo jest dla nas ważne, to nawet jeśli dostrzegamy trudności, to mamy pokusę, aby skupiać się tylko na pozytywach i trochę tę rzeczywistość ubarwiać, idealizować. To samo robimy z innymi ważnymi dla nas aspektami życia, jak praca czy małżeństwo. Jednak rzadko jest to w pełni prawdziwy obraz – mówi dr Kamil Janowicz.

O tym, jak mocno wyidealizowany obraz wdziera się w głowy przyszłych rodziców, wie psycholożka dzieci i rodziców Aleksandra Belta-Iwacz, która prowadzi na Instagramie konto Mamologia. Wie to jednak nie z gabinetu lekarskiego. Przyznaje, że kiedy sześć lat temu została mamą, to sama – mimo wiedzy i świadomości psychologicznej – uwierzyła w ten obraz idealnego macierzyństwa. Była przekonana, że jej życie niewiele się zmieni i nadal będzie miała czas na swoje pasje i aktywności. Zderzenie z trudami codzienności nie było łatwe. – Trafił mi się taki egzemplarz, który mało spał i uwielbiał być noszony na rękach, co ważne, tylko w określonym rytmie. Odczuwałam wtedy duże rozczarowanie, bo wydawało mi się, że tylko ja robię coś nie tak, skoro wszystkie mamy, jakie widzę, radzą sobie lepiej – wspomina.

Później zrozumiała, że, owszem, zdarzają się "bezproblemowe" egzemplarze noworodków, ale to rzadkość. Częściej młodym rodzicom jest trudno, ale nie dzielą się gorszymi chwilami w mediach społecznościowych. Kiedy więc pojawienie się dziecka faktycznie jest odmiennym od wyobrażeń "twardym lądowaniem", to bywa, że starają się oni sobie i wszystkim wokół pokazać, że dają radę. W ten sposób próbują poradzić sobie z tą wielką zmianą w ich życiu.

– Dzielimy się wtedy tym, co dobre, aby inni mogli pomyśleć: o, jaka fantastyczna mama, doskonale sobie radzi, dziecko zawsze czyste i w wyprasowanych ubrankach. To nie jest zakłamywanie rzeczywistości, ale po prostu jej wycinek. Problem w tym, że inni, widząc tylko ten fragmencik, mogą poczuć się źle ze sobą, tak jak ja kiedyś – dodaje psycholożka.

Wieczna walka o przetrwanie

Na drugim biegunie jest kategoria zdjęć i filmów pokazujących życie z dzieckiem jako opowieść, którą można streścić w dwóch słowach: wielka udręka. Panuje w nich klimat, jakby rodzicielstwo było wypełnione niemal wyłącznie trudnymi momentami, a posiadanie dziecka równało się z głęboką traumą.

Wiele z nich wykorzystuje proste porównanie: bez dziecka i z dzieckiem. To pierwsze jest uporządkowane, pełne harmonii. Tak jakby pojawienie się dziecka zamieniało życie w pełen cierpienia i dramatu koszmar.

Przykład? Choćby tutaj. Widzimy parę na wakacjach. Oboje są uśmiechnięci. Odpoczywają na leżakach, popijając alkohol. Wakacje z dziećmi zaś to pasmo niekończących się dramatów. Od płaczu w samolocie, przez wymioty w samochodzie i pobudki o godz. 5 rano, aż po ataki histerii na plaży. 

– To historie na zasadzie: pojawiło się dziecko, a wraz z nim nasze życie uległo destrukcji. Jakby dziecko było terrorystą, który zniszczył idealne życie rodziców – mówi Aleksandra Maciejewska, przedsiębiorca, a prywatnie matka trójki dzieci, która tego rodzaju narrację nazywa "rodzicielską martyrologią".

Zwraca uwagę, że przedstawianie rzeczywistości wyłącznie w ciemnych barwach rodzi negatywne konsekwencje. – Powstaje fatalistyczna opowieść o rodzinie, posiadaniu dzieci, która z rzeczywistością niewiele ma wspólnego, a która pozbawia rodziców czystej radości, miłości i wdzięczności, którą dają nam dzieci. Kiedy utrwalany jest taki przekaz, to nie można dziwić się młodym osobom, że nie chcą mieć dzieci lub odkładają tę decyzję w czasie – dodaje.

Psycholog Kamil Janowicz zauważa, że takie treści są niezwykle popularne. Także na jego kanałach w mediach społecznościowych często mają więcej odsłon niż inne. Wyjaśnia, że odbiorcy tak chętnie je czytają i oglądają, bo mogą poczuć się nieco lepiej, widząc, że w trudzie rodzicielstwa nie są sami, a inni rodzice mają podobne (albo i większe) problemy. Zauważa, że wiele z tych filmów i zdjęć przedstawia rodzicielstwo jako "walkę o przetrwanie". Zdaniem dra Janowicza, takie wpisy często wywołują dużą liczbę reakcji i komentarzy, bo to jest dla rodziców szansa na "zrzucenie" z siebie nieprzyjemnych doświadczeń i emocji.

– Częściej dotyczą one kobiet, których poświęcenie wpisane jest w obraz "matki Polki". To ich umęczenie, prezentowanie składanej ofiary legitymizuje ich jako dobrych, zaangażowanych, oddanych rodziców – wyjaśnia dr Kamil Janowicz. Dodaje też, że z jego badań wynika, iż wielu młodych ludzi ma bardzo nierealistyczne wyobrażenia na temat rodzicielstwa. – Kiedy zostają rodzicami, następuje zderzenie ze ścianą i bańka pryska. Publikowanie, ale i oglądanie takich treści może być takim wentylem bezpieczeństwa, który pozwoli ujść frustracji wynikającej z tego rozczarowania – dodaje.

Uważaj, jak narzekasz

– Może rodzice, a w szczególności matki, które w taki sposób przedstawiają rodzicielstwo, w głębi serca chciałyby być po prostu docenione? Pokazują, jak im ciężko, bo chciałyby, aby ktoś napisał: "tak, to trudne, ale super sobie radzisz, wspaniale, że wkładasz tyle wysiłku dla dobra tego małego człowieka" – zastanawia się Aleksandra Maciejewska.

Podkreśla jednak, że utrwalanie takiego obrazu rodzicielstwa jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Z jednej strony zrzuca bowiem winę na dziecko, które przecież nie przyszłoby na świat, gdyby nie decyzja rodziców. Z drugiej staje się usprawiedliwieniem dla ich narzekania i rezygnacji z proszenia o pomoc, np. bliskich, sąsiadów. A z trzeciej tworzy niebezpieczną sytuację. Dzieci mogą bowiem za kilka czy kilkanaście lat przeczytać o sobie, że były tak wielkim ciężarem dla rodziców, a ich życie zamieniły w koszmar.

fot. Shutterstock/ GoodStudio
fot. GoodStudio / Shutterstock.com

– Taka wizja mnie przeraża, mimo że nie należę do osób, które sądzą, że takie jednorazowe wydarzenia mogą wywołać u dzieci traumę. Jednak kiedy dziecko zobaczy taki film czy wpis, to może pomyśleć: kurczę, coś ze mną bardzo nie tak, skoro zniszczyłem mamie życie i było jej ze mną tak trudno – mówi Maciejewska.

To osobny aspekt publikowania zdjęć i filmów z dziećmi w internecie, o czym pisaliśmy niedawno w reportażu "Kidfluencerzy i dzieci-manekiny. Jak instarodzice zamieniają dzieciństwo w towar". Dzieci nie mogą wnieść sprzeciwu wobec publikowania ich wizerunku w sieci. Tworzenie takich materiałów w pierwszych krajach zaczyna już być traktowane jak praca i regulowane prawnie. Do tego jednak, by prywatność dzieci w sieci była powszechnie chroniona, jest jeszcze daleka droga.

Psycholożka dzieci i rodziców Aleksandra Belta-Iwacz tłumaczy jednak, że jeśli nasze dzieci kiedyś dokopią się do tych treści, to gdy będziemy mieli z nimi dobrą, opartą na zaufaniu relację, będziemy mogli wytłumaczyć im, że ludziom nawet we wspaniałych chwilach, jak pojawienie się dziecka, towarzyszą różne, czasem nawet skrajne emocje. – Trzeba jednak być czujnym i mówić o sobie, a nie o dziecku – ostrzega. 

I podkreśla, że rodzicom bywa trudno i to zupełnie naturalne. Przyznaje, że dobrze, że pozwalają sobie na takie uczucia. – Czasem pojawia się w nas tęsknota za życiem "przed dzieckiem" oraz żal za tym, co utraciliśmy, stając się rodzicami. To zupełnie normalne. Dobrze jest czasami sobie po prostu ulżyć – mówi Aleksandra Belta-Iwacz. 

Rodzicu, nie ufaj social mediom

Nie ma bowiem wątpliwości, że rodzicielstwo, choć piękne, to wywraca życie do góry nogami. Jest też ciężką pracą, wymagającą ogromnej wiedzy i przygotowania. Podkreślanie, jak bardzo ważne są te ostatnie, to trzecia z popularnych narracji, które opisują życie rodziców w mediach społecznościowych.

– To profesjonalizacja rodzicielstwa, które opiera się na eksperckości. Tworzy wrażenie konieczności posiadania ogromu wiedzy i umiejętności oraz zadbania o każdy detal. W tej opowieści bycie rodzicem jest bardzo wymagające, bo musimy się nie tylko świetnie do tej roli przygotować, ale i na kolejnych etapach zdobywać nową wiedzę, kompetencje, rozwijać ten rodzicielski know-how, aby sprostać wymaganiom – mówi dr Kamil Janowicz. W skrajnych formach taka postawa podszyta jest często nadmierną potrzebą kontroli, a nierzadko też perfekcjonizmem. Dla swoich korzyści podsycają ją także firmy oferujące produkty dla dzieci: zabawki, ubranka, materiały edukacyjne. – Mówiąc brzydko, wiele firm widzi w rodzicach dojne krowy. Wzmacnia troski i lęki o dziecko, aby sprzedawać gadżety, usługi, książki itd. W ramach komercjalizacji rodzicielstwa buduje tę narrację, aby zdobywać klientów – mówi dr Kamil Janowicz.

fot. Shutterstock/ Macrovector
fot. Macrovector / Shutterstock.com

A media społecznościowe sprzyjają porównywaniu się. Oczywiście rodzice zawsze to robili. Tyle że dawniej zestawialiśmy się z rodziną, znajomymi, sąsiadami. Od czasu do czasu musieliśmy zmierzyć się z pytaniem teściowej, dlaczego nie robimy czegoś tak, jak syn jej przyjaciółki.

Teraz porównujemy się bez przerwy. Wystarczy przy karmieniu dziecka zacząć scrollować Instagrama. Można tłumaczyć sobie, że szukamy tam inspiracji, pomocy, mądrych treści, ale nawet czytając porady kolejnej specjalistki od laktacji czy doświadczonej matki-influencerki, podświadomie stawiamy sobie kolejne cele, rzeczy do kupienia, książki do przeczytania. Przestrzeń na nasze braki i niedoskonałości zawsze się znajdzie.

– Uleganie tej narracji może rodziców wpędzić w stres i poczucie, że nie są wystarczająco dobrzy. A osoby, które zastanawiają się nad dzieckiem, do tego zniechęcić, bo wizja bycia "rodzicielskim cyborgiem" nie jest specjalnie zachęcająca ani osiągalna. Część osób może uznać: skoro to takie trudne, to może lepiej nie, bo nie chcę ani zrobić krzywdy sobie, ani temu dziecku – mówi dr Janowicz.

Jednocześnie przestrzega przed popularnym ostatnio postawieniem na kierowanie się wyłącznie instynktem i zaufanie sobie. – Owszem, warto to czasem zrobić, ale nie wbrew naukowej wiedzy dotyczącej rozwoju dziecka, a to niestety się zdarza. Jest tak chociażby z klapsami. Wiele osób uważa, że kary cielesne są dobre dla dzieci, uczą je zasad, dyscypliny. Uważają, że skoro sami kilka razy dostali po tyłku i "wyrośli na ludzi", to ich dzieciom też to nie zaszkodzi. Jednak badania naukowe dostarczają nam tysięcy danych, że to po prostu przemoc, która ma niezwykle negatywne skutki dla rozwoju dziecka – dodaje.

Uwolnić się od fałszu 

Kluczowe więc wydaje się znalezienie złotego środka. Prawda o rodzicielstwie leży zapewne gdzieś pośrodku, ale zlokalizowanie tego punktu nie jest proste, bo dla każdego znaczy coś trochę innego.

– Zamiast doszukiwać się w macierzyństwie czy rodzicielstwie czegoś niebywałego i niezwykłego, warto zacząć myśleć o nim jak o czymś normalnym, bo to doświadczenie jak każde inne. Nie jest ani czymś nadzwyczajnym i ponad ludzkie siły: w końcu towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Nie jest też tragicznym koszmarem, ale zwykłym doświadczeniem, w którym zdarzają się dobre, jak i złe chwile. Życie i rodzicielstwo nie jest czarno-białe. Jest pełne różnych odcieni szarości. Zrozumienie tej perspektywy może być bardzo uwalniające – wyjaśnia Aleksandra Maciejewska.

Dodaje też, że taka postawa będzie dużo bardziej odpowiedzialna względem tych osób, które rodzicielstwo dopiero rozważają lub planują. Rodzice powielający wspomniane narracje kształtują i utrwalają publiczny obraz rodzicielstwa. Niezależnie, czy będzie to zalatująca fałszem cukierkowa opowieść, czy wielka udręka, to uwolnienie od niej może przynieść pozytywne skutki. 

Zdjęcie tytułowe: fot. GoodStudio / Shutterstock.com
DATA PUBLIKACJI: 28.07.2023