Im dłużej trwa wojna, tym skuteczniejsza jest "propaganda pokoju"

Wojna polsko-polska, polaryzacja polityczna w mediach społecznościowych i plemienność podkręcana przez algorytmy. Wiedzieliśmy, że te mechanizmy będą wykorzystane do dzielenia ludzi. Ale teraz mogą stać się paliwem także w rosyjskiej dezinformacji skierowanej przeciwko Ukrainie.

"Propaganda pokoju" jest używana przez Rosję do dezinformacji

Siedem głównych obszarów tematycznych jest już od dawna odpalonych i wręcz czekają, by stać się podpałką pod dezinformacyjnego grilla. To: uchodźcy, ludobójstwo, bezpieczeństwo narodowe i ekonomiczne, choroby, korupcja, koronawirus i teorie spiskowe. Tych siedem obszarów budzi emocje, podbija dyskusje, wpada w algorytmy, więc jest idealne do tego, by pojawiły się w nich narracje sprzyjające Rosji.

Na te siedem obszarów wskazało badanie rozprzestrzeniania się kontrowersyjnych narracji omawiających wojnę na Ukrainie w polskich mediach społecznościowych. Przeprowadził je na przełomie lutego i marca zespół pod kierownictwem prof. Richarda Rogersa z Uniwersytetu w Amsterdamie, badacza mediów cyfrowych i dezinformacji w sieci. Wyniki badania właśnie się ukazały.

– Głównym celem było sprawdzenie, czy posty i wiadomości pojawiające się w sieci są elementami zagranicznej dezinformacji, czy może przejawem kulturowych wojen i polaryzacji polskiego społeczeństwa – tłumaczy nam współautorka badania Kamila Koronska. Raczej nie jest wielkim zaskoczeniem wynik tej analizy: podziały polityczne świetnie płoną w dezinformacyjnym ogniu.

Superroznosiciele w socialach

Różne media społecznościowe niosą różne narracje. I tak te związane z teoriami spiskowymi (np. "laboratoria biologiczne, które miały opracowywać patogen uderzający tylko w Słowian") są obecne głównie na Telegramie. Podobnie jak i obraźliwe określenia dotyczące uchodźców. Facebook z kolei wykorzystywany jest przede wszystkim jako platforma "ostrzegająca" przed tym, ile to Polska nie straci zarówno finansowo, jak i w kwestii bezpieczeństwa z powodu zaangażowania się po stronie Ukrainy. Także na Facebooku pojawiało się najwięcej treści związanych z ludobójstwem, jakiego dopuściło się UPA.

Na Twitterze zaś najczęściej rozpowszechniane narracje dotyczyły rzekomych chorób przenoszonych przez ukraińskich uchodźców. Rozprzestrzeniają się narracje, iż są wśród nich też nosiciele COVID-19. Uchodźcy mają rzekomo przenosić odrę, gruźlicę lekooporną i HIV. – Oczywiście te narracje pojawiają się na wszystkich platformach, ale jednak można zauważyć pewne silne schematy charakterystyczne dla danego medium społecznościowego. Podobnie jak i udało nam się wskazać pewne grupy uczestników dyskusji związanych z wojną. Włącznie z całą siatką dezinformacyjną, której działania krążyły wokół komentatorskiej sekcji na stronie kontrowersyjnej kancelarii Lega Artis – mówi Koronska.

Na to, że jest ona w centrum dezinformacyjnych działań, wskazywały już zresztą już wcześniejsze sygnały choćby od Demagoga. Według analizy Rogersa stała się ona źródłem materiałów dla grupy nazwanej "suprerroznosicielami". To osoby i konta udostępniające mnóstwo linków do treści zewnętrznych, zachęcające ludzi do przeglądania filmów, artykułów lub postów z innych grup i platform społecznościowych, utrwalając w ten sposób kontrowersyjne narracje lub próbując zainicjować destrukcyjne reakcje społeczne (np. masowe wypłacanie pieniędzy z kont bankowych).

fot. Kastoluza

Obok suprerroznosicieli jest grupa użytkowników, którzy ewidentnie są mięsem armatnim. Publikują często i wyłącznie w kontrowersyjnych tematach, ale ich aktywny udział nie generuje szczególnie dużego zaangażowania, a zazwyczaj reakcja na udostępniane treści jest minimalna. Jednak ich aktywność sprawia wrażenie dużej nośności danego tematu.

Influencerzy dezinformacji

Ich przeciwieństwem jest kolejna grupa wskazana w analizie, czyli internetowe osobistości mające znaczne zasięgi i wpływ. To, jak wylicza analiza, "prawicowi politycy, populiści, teoretycy spiskowi, historycy-amatorzy, powieściopisarze, profesjonalne serwisy informacyjne, serwisy satyryczne i inne, które są uczestnikami internetowych wojen kulturowych". Większość z nich to politycy i prawnicy związani z prawicowymi ruchami politycznymi (najczęściej z partii Konfederacja) lub osoby publiczne (np. youtuberzy), które prowadzą kanały poświęcone "medycynie naturalnej", wróżbiarstwu, magii czy koronasceptycyzmowi.

Analitycy bliżej przyjrzeli się 20 najaktywniejszym kontom na polskim Facebooku. Wśród nich wyróżniało się to Wróżbity Macieja, który był odpowiedzialny przede wszystkim za wpisy o podwyżkach podatków i problemach gospodarczych związanych ze zwiększoną obecnością ukraińskich uchodźców w Polsce.

Czwartą grupą użytkowników związanych z niesieniem się dezinformacji są ci z sieciowego ruchu oporu. To te osoby, które utrzymują "organiczny opór", angażując się w zagorzałe dyskusje na portalach społecznościowych na temat inwazji. Ale oni starają się podważać fałszywe twierdzenia i ostrzegać ludzi, aby nie dali się nabrać na wprowadzające w błąd treści lub dezinformację.

Choć jest to badanie z pierwszych tygodni po wybuchu wojny, to wnioski z niego są wciąż aktualne. Bo nawet jeżeli ostatnio mniej jest już wyraźnych działań dezinformacyjnych ze strony Rosji, to nie ma co się oszukiwać, że wojna informacyjna wciąż trwa.

Jak mówi SW+ Emerson T. Brooking, analityk amerykańskiego thinkthanku Atlantic Council oraz współautor książki "LikeWar: The Weaponization of Social Media": – Na korzyść interesów Rosji działa wydłużanie konfliktu i zmniejszanie uwagi wokół niego. Dlatego też Rosja tak prowadzi działania wojenne, by akumulować głębokie koszty gospodarcze dla Ukrainy i by zmęczyć tą wojną zachodnie społeczeństwa. Także na polu informacyjnym.

Rosja gra na czas i na zmęczenie zachodnich społeczeństw. Cel: zniechęcić do Ukrainy

Czy po przeszło 150 dniach od wybuchu wojny jesteśmy dziś mądrzejsi? Czy lepiej rozumiemy narracje dezinformacji, lepiej orientujemy się w rosyjskich narracjach, dogłębniej znamy mechanizmy działania mediów społecznościowych w tym zakresie? 

Emerson T. Brooking

Emerson T. Brooking: To jest bardzo ważne pytanie. Wydaje mi się, że Zachód jest już dzisiaj lepiej przygotowany na akt rosyjskiej agresji także w tym zakresie. Owszem, początkowo szybkość i zakres operacji był zaskakujący. Mimo iż przecież było wiele grup analityków, ekspertów od lat śledzących rosyjskie sieci propagandowe i dezinformacyjne, więc wydawać by się mogło, że mieliśmy niezłe zrozumienie stosowanych przez nie taktyk. Ale i tak początkowo był na tyle duży szok, że trzeba było jakby przegrupować szyki. Dziś już do takiego przegrupowania doszło.

Ale nie mówię tego, żebyśmy sami sobie mogli pogratulować, jacy nie jesteśmy świetnie przygotowani. Raczej to kwestia niewystarczająco dobrego przygotowania Rosji. Nie skorzystali z wielu możliwości, których się po nich spodziewaliśmy. Owszem, rosyjska propaganda przez pierwszych kilka dni była w silnej ofensywie, ale sama miała problem z odpowiednim budowaniem narracji. Przecież przez lata przekonywano, że "operacja wojskowa" dotyczy tylko regionu donieckiego, a więc jak nagle wytłumaczyć próby zajęcia Kijowa? Dlatego też duża część rosyjskich działań w sferze informacyjnej mocno skoncentrowała się na samym społeczeństwie rosyjskim. To dało nam szansę na odpowiednią reakcję.

Odparcie dezinformacyjnego ataku było więc możliwe dzięki jego słabości. Dziś Rosja zdążyła już trochę zmienić swoją postawę, przygotować się do dłuższego konfliktu i zacząć aktywować wiele elementów propagandowych i informacyjnych, których nie używała na początku. Tyle że i Zachód jest już też bardziej świadomy tych mechanizmów.

W tym pierwszym etapie wojny kluczowe było zmapowanie problemu i zakomunikowanie, że równocześnie z wojną konwencjonalną idą też działania w sferze informacyjnej. A dzisiaj co jest głównym zadaniem? Czy widzimy jakieś bardziej wyrafinowane, trudniejsze do rozbrojenia taktyki, narracje?

Waham się przed użyciem dzisiaj zwrotu "wyrafinowany", bo opisywaliśmy i znajdowaliśmy już wcześniej wiele różnych działań Rosji, które były naprawdę sprytne i wysublimowane. Jak choćby podczas wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2020 roku, gdy następcy niesławnej Internet Research Agency zaczęli kampanię tworzenia fałszywych serwisów medialnych w USA. Płacili Amerykanom za tworzenie dla nich treści, a strony te były w pewien sposób legitymizowane w oczach odbiorców, bo były na nich nawet pokazywane twarze redaktorów. Tyle że to były wizerunki generowane przez sztuczną inteligencję. I to była niewątpliwie wyrafinowana kampania. Jednocześnie nie była jednak wcale aż tak bardzo skuteczna.

Myślę, że rosyjskie służby wyciągnęły z tego wnioski i zaczęły działać według innych strategii. Dziś ludzie odpowiedzialni za dezinformację są trochę jak redaktorzy przydzieleni do konkretnych obszarów. Przekazują swoim lokalnym pełnomocnikom i sympatykom szerokie wskazówki, takie "przekazy dnia" i pozwalają, by rozsiany po świecie ekosystem prorosyjskich sił sam podjął te tropy i rozwijał je zgodnie z lokalną specyfiką.

To nie jest za bardzo wyrafinowana strategia medialna. Jest to strategia skoncentrowana na ilości komunikatów, na takim zasypaniu nas nimi. I wydaje się to być skuteczne. Moim zdaniem Rosja coraz bardziej będzie korzystać z tego modelu. Myślę, że nastąpi gwałtowny wzrost liczby fałszywych narracji propagowanych przez nie właśnie w ten sposób.

Jaki jest ich cel?

Główny cel to osłabienie zachodniego poparcia dla Ukrainy. I w tym celu działają w każdym możliwym kierunku. Możemy się zapewne spodziewać podbijania zarzutów związanych z ukraińską korupcją, a te zawsze były szeroko rozpowszechnione. Będą podkreślane akty przemocy i zemsty popełnione w niektórych przypadkach przez ukraińskich żołnierzy. Wreszcie będą próby podkreślania konieczności ponownego przyjrzenia się działaniom, które Zełenski podjął w pierwszych dniach wojny. Wtedy gdy konsolidował władzę wykonawczą i być może działał w sposób antydemokratyczny.

Wszystkie te tematy już są na stole i będą tak używane, by maksymalnie zmniejszyć pomoc, szczególnie materialną, dla Ukrainy.

Mówisz, że celem jest wywieranie wpływu na społeczeństwa zachodnie. Ale równocześnie obserwujemy przecież bardzo silne narracje skierowane ewidentnie do Globalnego Południa. To te wszystkie chwyty używające technik "whataboutismu", podkreślające, że to konflikt ważny tylko dla Zachodu.

fot. Master1305

Tak, drugim kierunkiem silnych działań jest właśnie Globalne Południe. Widać to choćby po tym, jak duże zasięgi ma RT Espaniol, jak duża jest jej medialna obecność choćby na Facebooku. I co bardzo ważne, tam te działania mogą faktycznie padać na bardziej podatny grunt. Powód jest czysto polityczny. Wiele rządów z tych państw jest mniej chętnych potępiać Rosję, bo w swojej "neutralności" czy wręcz w milczącym wspieraniu Moskwy widzą szansę na konkretne gospodarcze korzyści. Do tych państw, do tych społeczeństw używana jest więc tzw. propaganda pokoju. 

Jakie nowe narracje objawią się w kolejnych miesiącach?

W Stanach Zjednoczonych zaczęliśmy już teraz obserwować zapowiedź narracji, która na pewno będzie nasilana w czasie kampanii wyborczej pod koniec tego roku. A mianowicie, że Ukraina roztrwoniła otrzymane pieniądze. Ta narracja może być też wiązana z rosnącymi cenami gazu w USA w taki sposób, że za tym wzrostem cen stoi wysokość kosztów pomocy udzielonej Ukrainie przez administrację Bidena.

Fot. pedrorsfernandes / Shutterstock.com

Te narracje będą łatwe do wykorzystania, bo można tu grać argumentem, że zwykli Amerykanie ponoszą koszty jakieś wojny na drugim końcu świata. Więc po co dalej wspierać Ukrainę? Po co dorzucać pieniądze, gdy są one marnowane? Myślę, że będzie to potężna narracja, którą może poprzeć też duża część Partii Republikańskiej. 

Wciąż jest wiele głosów podkreślających, że Ukraina wygrała wojnę informacyjną, że są znacznie bardziej skuteczni w mediach społecznościowych. Jak mówisz o tej strategii, która może być używana w Stanach, to myślę sobie, że Ukraina, owszem, wygrywa, ale w tych miejscach i w tych społecznościach, które już po prostu miała po swojej stronie.

Faktycznie obecnie według większości dostępnych danych Ukraina można by powiedzieć, że "podbiła informacyjne pole bitwy". Jednak Rosja i jej cele są obliczone na znacznie dłuższe ramy czasu. Na korzyść interesów Rosji działa wydłużanie konfliktu i zmniejszanie uwagi wokół niego. Dlatego też Rosja tak prowadzi działania wojenne, by akumulować głębokie koszty gospodarcze dla Ukrainy i by zmęczyć tą wojną zachodnie społeczeństwa. Także na polu informacyjnym.

Ale na razie dominacja Ukrainy, choćby na TikToku, jest niepodważalna. W efekcie jest osiągnięta szeroka i wyraźna sympatia wśród ludzi w wieku 13-22 lata. Ważniejsza jest jednak kwestia, co na dłuższą metę da to Ukrainie. Ile milionów dolarów pomocy dla ukraińskich sił zbrojnych to przekieruje? Czy skłoni Kongres USA do uruchomienia kolejnego pakietu pomocowego w ciągu najbliższych 18 miesięcy? Czy to obecne wsparcie, ten pozytywny sentyment przełoży się na długofalowe, bardzo konkretne działania?

Czy ten pozytywny sentyment, gdy zderzy się z nadchodzącą stagflacją, z tymi cenami benzyny, o których mówisz w Stanach, a w Polsce z galopującymi cenami ogrzewania, będzie wystarczająco mocny, by nie zmieniła się optyka? Bo sentyment ten oparty jest na emocjonalnym oglądaniu horroru wojny na filmikach, w relacjach ofiar. Bardzo rzadko idzie za tym pogłębianie wiedzy, w tym także ekonomicznej. Więc może to najmłodsze pokolenie dziś tak silnie dzięki mediom społecznościowym kibicujące Ukrainie będzie też niezwykle podatne na manipulacje?

Myślę, że są spore różnice w tym pokoleniu między Europejczykami, szczególnie z Europy Wschodniej, a Amerykanami. Młodzi z Europy nie tylko oglądają wojnę w social mediach, ale także są świadkami ucieczek milionów uchodźców, którzy zostali przecież świetnie przyjęci w Polsce, Czechach, Rumunii do lokalnych społeczności. Dzięki temu doświadczeniu, dzięki spotykaniu Ukraińców w szkołach, na uczelniach, zoomerzy z Europy będą jednak mniej podatni na rosyjskie manipulacje.

Chyba trochę za bardzo optymistycznie patrzycie na to w Stanach. Owszem, wybuch wojny automatycznie obudził ogromne pokłady solidarności, w której świetnie odnaleźli się młodzi ludzie. Odnaleźli się, bo faktycznie społeczeństwa naszego kawałka świata są z pokolenia na pokolenie chowane w głębokim zrozumieniu dramatu wojny z punktu widzenia cywili. Ale co innego zryw pomocowy, a co innego konieczność zderzenia nagłego spadku poziomu życia z przedłużającą się wojną i świadomością, że ona niesie konkretne koszty dla naszych państw. Zetki przecież jeszcze nie doświadczyły w swoim życiu kryzysu gospodarczego i teraz mogą przeżyć potężny szok. W takiej przedłużającej się sytuacji łatwo w ludziach budzić demony.

Ukrainka w schronie w kijowskim metrze, marzec 2022 r. Fot. Drop of Light / Shutterstock.com

Faktycznie nawet kryzys z lat 2008-2010 przeżyły co najwyżej jako dzieci i dorastały w bardzo spokojnym, ekonomicznie rozwijającym się świecie. Dzisiejsze wyzwania będą więc dla nich na pewno bardzo trudne. I to rzeczywiście może być na różnych polach wykorzystywane. Pojawi się jakiś akt przemocy, jakieś przestępstwo i choćby nie był winny mu uchodźca, to i tak będzie to można propagandowo wykorzystać.

Już mamy takie przykłady w Polsce. A więc wracając do naszego pierwszego pytania: czy jesteśmy mądrzejsi niż na początku roku i będziemy sprawniej takie sytuacje na polu informacyjnym rozbrajać? 

Dałaś mi dużo do myślenia. Faktycznie mój optymizm związany z lepszym zrozumieniem rosyjskich metod działania może być trochę na wyrost. Coraz większym wyzwaniem jest i będzie to, czy jesteśmy przygotowani na rozciągnięcie w czasie wszystkiego, co się dzieje.

Gdy jest się w zamku i nagle atakuje wróg, to wszyscy sprężają się do obrony i walki. Rośnie poczucie koleżeństwa i wsparcia od innych. A co w sytuacji, gdy wróg nie atakuje, tylko zaczyna oblężenie i to trwa kolejne dni, tygodnie, miesiące? Życie jest coraz trudniejsze, ludzie zaczynają się nawzajem obwiniać.

Kiedy przeciwnik ma przewagę czasu, może łatwiej manipulować i wywierać presję sposobami, których trudno się domyślić. Ale tym bardziej musimy starać się przewidzieć te działania, próbować je rozbijać i tłumaczyć ludziom, że tu nie ma przypadków, że są poddawani strategiom używanym w konkretnych celach.

Ilustracja tytułowa: Marko Aliaksandr / Shutterstock.com
DATA: 10.08.2022