Rafał Zaorski i jego wygranko. Na giełdzie gra, jakby boksował na ringu

W miesiąc zarobił 44 mln zł, kupił sobie najdroższy apartament w kraju, zapowiedział kupno Wykopu, a w sieci pojawiły się filmy i postaci podważające jego wiarygodność. Rafał Zaorski w ciągu kilku miesięcy stał się pierwszoligowym finansowym celebrytą i influencerem. Jego ruchy na giełdach kopiują tysiące graczy amatorów. Tylko czy faktycznie jest tak sprawnym graczem giełdowym, czy raczej spekulantem-szarlatanem?

Rafał Zaorski - kto to. Milioner, spekulant

Marzec 2020 r. Arabia Saudyjska zaczyna wojnę cenową z Rosją. Saudowie niespodziewanie zwiększają wydobycie ropy i dają swoim odbiorcom duże rabaty. Kontrakty na czarne złoto w ciągu jednego weekendu spadają o jedną trzecią. Rynek jest w szoku. Zazwyczaj wahania na ropie to plus minus kilka procent.

Dla Rafała Zaorskiego to duży problem. Korzysta z tzw. dźwigni finansowej. To znaczy, że tylko część pieniędzy, które trzyma na giełdzie, jest jego. Gra za pożyczone. Dzięki temu w przypadku wzrostów na ropie zarobiłby wielokrotność tego, co sam wpłacił. Tak samo jest jednak w przypadku strat.

– Musiałem dopłacić do rachunku, miałem pozamykane pozycje. Decyzja Arabii Saudyjskiej była kompletnie nieracjonalna. Gdybym podejmował ją jeszcze raz, postąpiłbym tak samo. To tak jakby Orlen obraził się na kogoś i powiedział, że zamiast po 8 zł będzie sprzedawał benzynę po złotówce – tłumaczy Zaorski w rozmowie ze Spider’s Web+.

Z tym – dziś najsłynniejszym – polskim spekulantem spotykam się w restauracji na parterze wieżowca przy ul. Złotej 44, w ścisłym centrum Warszawy. Wita ubrany w białą bluzę z kapturem i krótkim rękawkiem. Siadamy w niemal pustej sali.

Pierwsze minuty spędzamy w całkowitej ciszy. Zaorski sprawdza na tablecie, co dzieje się na rynkach, wydaje się tym całkowicie pochłonięty. Uprzedzał, że jego szefem jest giełda. To ona dyktuje dzienny harmonogram. Bywa, że jest jak szef mobber, który pozwoli zejść na lunch, by jeszcze w windzie wszcząć alarm i przywołać pracownika na stanowisko.

Gdy zaczynamy trwającą łącznie grubo ponad godzinę rozmowę, jest już skupiony wyłącznie na niej. Spokojny i wyluzowany, ale uśmiecha się z rzadka. Przez cały czas patrzy mi prosto w oczy. Zaczynam się zastanawiać, jak bardzo się pomyliłem, biorąc go za beztroskiego luzaka, który z trudem utrzymuje powagę i strzela bon motami jak na zawołanie. Bo przecież właśnie takiego znałem go z występów na żywo.

W ten sposób radzi sobie na przykład tuż po wspomnianym bankructwie. Bez pieniędzy został właściwie z dnia na dzień. – Cały czas szacuję straty. Wszystko wskazuje na to, że będę musiał zacząć znów od zera po 22 latach od rozpoczęcia mojej przygody z rynkiem. Kilka zer z konta ubędzie i to nieodwracalnie – pisze na Facebooku.

Na YouTube ląduje nagranie, na którym śpiewa piosenkę Wojciecha Młynarskiego, potwornie fałszując:
"Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy.
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany"
.

Pieniądze niezbędne, by odbić się od tej ściany, a dokładniej 100 tys. zł, pożycza od znajomego. Swoim zwyczajem odpala transmisję na żywo i pokazuje, jak obstawia na giełdzie. Tu czuje się bardziej naturalnie niż przed mikrofonem i idealnie trafia w nuty. Kilka dni później ma już 1,3 mln zł.

To, co dla zwykłego człowieka, a nawet inwestora byłoby huśtawką emocji mogącą doprowadzić do ataku serca, dla Zaorskiego było już niemal normą. W końcu było to jego trzecie bankructwo. Pierwsze zaliczył w 1997 r. przez straty wywołane powodzią. Drugie w 1999 r. przed pęknięciem bańki internetowej, bo zaczął grać na spadki na kontraktach terminowych, gdy rynek jeszcze rósł. Ale z takim hukiem, jako doświadczony spekulant, nie runął jeszcze nigdy.

– Myślałem, że nigdy więcej mi się to nie zdarzy – przyznaje.

Szorty na bańce

Pochodzi z Pruszcza Gdańskiego. Smykałkę do spekulacji miał w zasadzie od zawsze. Pasją zaraził się od swojego nauczyciela w Technikum Łączności. Pierwszą transakcję przeprowadził tuż po skończeniu 18 lat za pieniądze z pracy w trakcie wakacji. Na kupnie akcji Polifarb Dębica zarobił skromne 5 proc.

Po zachłyśnięciu się pierwszym sukcesem obstawiał dalej. I przegrywał. Pieniądze swoje, a potem kilka tysięcy złotych pożyczone od mamy. W ciągu roku stracił wszystko. Straty odrabiał dzięki firmie, którą założył. Składał komputery, tworzył oprogramowanie i strony internetowe. Po zrobieniu matury trafił na studia do Wyższej Szkoły Bankowej. Zrezygnował z niej przed obroną dyplomu. Pochłonął go biznes. Do tej pory do różnego rodzaju certyfikatów ma zresztą bardzo sceptyczne podejście.

Poważnych pieniędzy dorobił się jednak nie dzięki własnym firmom, a przez grę na spadki spółek internetowych w trakcie pęknięcia bańki dot-comów. – Szortowałem szeroki rynek. To była głupota, miałem dużo szczęścia – wspomina.

Środki poszły w software house Etendard, założony w 2004 r. Zaorski zajmował się m.in. edukacją, miał platformę e-learningową. Obsługiwał PWN, Bibliotekę Narodową, Ministerstwo Edukacji Narodowej, szkolił nauczycieli z nowoczesnych technologii. Aż przyszło wypalenie. Dziś mówi, że być może przez błędy w zarządzaniu, bo sam biznes całkiem nieźle prosperował. Postanowił wrócić do spekulowania.

#moje #jest #wygranko

Pierwszy raz naprawdę głośno o Rafale Zaorskim zrobiło się w 2015 r., kiedy w relacji na żywo pokazał, jak zarabia milion złotych. Podobne show urządzał potem wielokrotnie. W 2018 r. podczas gry na niemieckim indeksie giełdowym DAX (relacjonowanej na Facebooku) zarobił 2,5 mln zł w ciągu doby. Pięć procent tej kwoty przekazał potem na cele charytatywne. Kwota 125 tys. zł została rozbita na kilka części i trafiła na zbiórki pomocowe dla chorych dzieci.

– Interesują mnie emocje, podaż, popyt, ile osób się tym interesuje, gdzie można ich wybić, czy czasami nie są w euforii albo panice. A czy to będzie marchewka, Ethereum, bitcoin, ropa czy eurodolar, nie ma aż takiego znaczenia – streszczał zasady swojego działania w kwietniu w "Kanale Sportowym".

Dla Zaorskiego spekulacja jest po prostu kolejną dyscypliną sportową. Uwielbia porównywać swoje giełdowe zmagania do boksu albo MMA. Do ringu wychodzi dwóch rywali. Jednemu zależy, by spółka, której akcje kupił, zyskała na wartości. Drugi, którym często jest właśnie Zaorski, zakłada się, że będzie na odwrót. Zaczyna się gra psychologiczna. Realna wartość inwestycji nie ma znaczenia. Spekulant czeka, aż pozostali gracze dadzą się porwać panice i wyprzedadzą walory. Wtedy on zarabia na spadkach. Lub wzrostach, jeżeli przyjął odmienną strategię i obstawiał nagły wzrost kursu. Na koniec likwiduje pozycje, wyciągając z giełdy pieniądze.

– Obserwowanie Rafała nie daje 1 proc. gwarancji, że będzie się zarabiało tak samo jak on. Ma ten dar od Boga. Jego pokazy to show, rodzaj rozrywki, ale oglądając je, nabieram przekonania, że to jest nie do powtórzenia. Znać metodę, a potrafić ją zastosować, to dwie różne rzeczy – przekonuje Michał Masłowski ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.

W giełdowej nomenklaturze takie zachowanie nazywa się "szortowaniem". Przez wielu postronnych obserwatorów nie jest ono odbierane przychylnie. Pamiętacie jeszcze aferę Gamestop? Tysiące internautów zmówiło się wtedy przeciwko funduszom inwestycyjnym grającym na spadki spółek. Rozpoczęto masowy skup akcji, a szorciarze ponosili potężne straty. Zaorski łatki szorciarza się jednak nie boi. Wręcz przeciwnie – z dumą podkreśla, że zajmuje się spekulacją.

Dba jednocześnie o swój image. Zamiast garniturów wybiera wymięte koszule, bluzy z kapturem i czapki z daszkiem. Wiecznie rozczochrany. Chłopięca uroda sprawia, że aparycją bliżej mu do nastolatka niż doświadczonego 44-latka, którym przecież jest.

– Trudno ze mną rozmawiać na poważnie – ostrzega przed spotkaniem.

Zamiast zapozować przed regałem pełnym książek, woli chwalić się znajomością wulgarnych, chociaż inteligentnych kreskówek w rodzaju "Kapitana Bomby" czy "Ricka i Mortiego". Czasami jednak poważnieje i potrafi szczegółowo przytoczyć biznesowy case sprzed kilkunastu lub kilkudziesięciu lat. – Często żartuję, bo muszę się odmóżdżać przy tradingu. Żeby podjąć dobrą decyzję na rynku, trzeba mieć jakiś background inwestycyjny, doświadczenie, znajomość ekonomii – opowiada.

"#moje #jest #wygranko" – wrzuca na Twittera tuż po dopisaniu do swojego rachunku kolejnych milionów złotych.

Złota za bitcoiny

Bitcoiny. To one przynoszą Zaorskiemu internetową popularność. Paradoksalnie, bo jeszcze w 2017 r. zapowiadał, że czeka je zjazd na samo dno. Dziś już tak nie myśli. W momencie wybuchu wojny w Ukrainie kupił kryptowalutę, licząc, że spanikowani oligarchowie, ale też zwykli ludzie, rzucą się na coiny w celu ratowania oszczędności. Bingo.

Jeszcze lepszym ruchem okazała się jednak… sprzedaż bitcoinów i rozpoczęcie gry na spadki e-waluty. Szortując kryptowalutowe złoto, Zaorski zarobił 44 mln zł w miesiąc. Część tych pieniędzy zainwestował w Złotą. Ulicę Złotą, a dokładniej w reprezentacyjny wieżowiec pod numerem 44, w którym swoje mieszkanie ma choćby Robert Lewandowski. Zaorski kupił najdroższy apartament pod najdroższym adresem w Polsce.

Ta informacja mogła stać się jednym z większych newsów dnia. Błyskawicznie została jednak przykryta przez inne, dużo mniej przyjemne dla Zaorskiego zdarzenie.

Wojna z Traderem21

Uwielbia prowokować. Nie tylko stawiając odważne tezy inwestycyjne, ale przede wszystkim naśmiewając się ze szkoleniowców, którzy sprzedają inwestorom książki i kursy, mające ich nauczyć zarabiania pieniędzy na giełdzie.

Mówi o sobie "wolnościowiec". Nie chce delegalizować coachów. Wystarczy mu satysfakcja z podważania ich autorytetu. Nie wszystkim się to podoba.

– Rafał ma bardzo wyrazisty i mocny styl. Razi mnie jednak forma tej krytyki. Jeżeli ktoś ma przeświadczenie, że sprzedawanie szkoleń jest złe, to sam nie musi ich robić. Jest nawet taki mem: jeżeli ktoś nie toleruje laktozy, nie chodzi po wsi i nie krzyczy na krowy – mówi Michał Masłowski. Zaorskiemu milczenie nie wystarcza. Szkoleniowcom dostaje się od "farmazoniarzy" i "małych siurków". – To wojna na wyniszczenie – twierdzi.

Prawdziwe show daje w trakcie wizyty u Krzysztofa Stanowskiego w "Kanale Sportowym". Na oczach ponad miliona oglądających lecą konkretne ksywy i nazwiska. "Trader21"? Chyba "Farmazoniarz21", śmieje się Zaorski. Chwilę później dostaje się znanemu w sieci sprzedawcy konsultacji Cezaremu Grafowi za pomylenie denominacji z dewaluacją. Zaorski krztusi się na wizji ze śmiechu. Zaorski nie rzuca jednak obelg na oślep. Zapytany o Phila Koniecznego, bodaj najpopularniejszego youtubera kryptowalutowego w Polsce, milioner przezornie odmawia odpowiedzi, tłumacząc, że nie chce osobiście o każdym się wypowiadać.

Z kolei Trader21, a dokładniej Cezary Głuch, miesiąc później nagrywa niemal godzinny film, który ma ujawnić prawdziwą twarz Rafała Zaorskiego. Padają poważne zarzuty.

– Rafał jest jedyną osobą, która publicznie chwali się zarobionymi przez siebie pieniędzmi. (…) To niebezpieczne. Jeżeli pokazujesz swój majątek na live, mnóstwo osób ma do tego dostęp. To przyciąga uwagę dziwnych ludzi. Nie chcę iść drogą, którą wybrał i w zasadzie skończył Sylwester Suszek (słynący z wystawnego życia były szef giełdy kryptowalut BitBay, obecnie zaginiony – przyp. red.). Nie chcę skończyć jak piłkarze, którzy chwalą się swoim majątkiem, ich domy są regularnie okradane, a ich rodziny są narażone na traumy – atakuje Głuch.

Potem robi się coraz gęściej. Trader21 pokazuje na ekranie wykresy Merlina i mPay. Obie spółki miały wejść we współpracę z firmami Zaorskiego. Ich kursy w pewnym momencie wystrzeliły, by po fiasku negocjacji spaść w końcu do poziomu wyjścia.

Głuch mówi wprost – to realizacja strategii pump & dump. Zaorski kupił akcje, nakręcił na nie swoich fanów, a potem puścił ich w skarpetkach. Reakcja "króla polskich spekulantów" jest natychmiastowa: idziemy z Traderem21 do sądu. – Oskarżenia o pump & dump są bezpodstawne, bo akcje obu spółek trzymam do tej pory. Nic na nich nie zarobiłem – broni się Zaorski.

Sprawy komentować nie chce Michał Masłowski. – Żeby fachowo się na ten temat wypowiedzieć, trzeba byłoby mieć wiedzę, która jest w rękach Giełdy Papierów Wartościowych i Komisji Nadzoru Finansowego. Tylko oni wiedzą, jakie transakcje naprawdę idą pod spodem – ucina.

Głuch twierdzi też, że Zaorski jest hipokrytą. Nabija się ze szkoleń, a sam zarabiał kiedyś na ich sprzedaży. Na ekran wjeżdżają screeny z dawnej rozmowy na Messengerze. Zaorski pisze w korespondencji, że wyciąga milion złotych, handlując kursami Briana Tracy.

Ale to nie do końca tak. Spółka Brian Tracy Poland trafia w jego ręce w 2015 r. w ramach rozliczenia za długi. Zaorski został jej prezesem, zrestrukturyzował ją, a potem sprzedał, odzyskując pieniądze.

Kilka godzin po publikacji wideo Tradera21 Zaorski rozpoczyna live z bardzo szczegółowym omówieniem jego materiału. Jeszcze przed jego rozpoczęciem proszę o komentarz. – Źródełko wysycha, ludzie nie chcą kupować szkoleń. To prowokuje szkoleniowców do ataków na mnie – tłumaczy.

"Piramidy na F"

Historia potyczek znanego spekulanta ze środowiskiem inwestorskim jest jednak dużo dłuższa. U Stanowskiego Zaorski wspominał, że przestał być zapraszany na imprezy branżowe, gdy podszedł do przedstawicieli "brokera na X" i zapytał, jak to jest zgarniać nagrody branżowe, gdy chwilę wcześniej dostało się karę od KNF-u za działanie na niekorzyść klientów. W 2018 r. Komisja kazała X-Trade Brokers zapłacić niemal 10 mln zł.

– Jest też wielu analityków, którzy wprowadzają ciągłą narrację strachu. Tworzą sformułowania typu "pandemiczne stoliki". Myślę, że to manipulacja. Ludźmi, którymi kieruje strach, jest łatwiej manipulować. Można ich skierować do lejka sprzedażowego i opchnąć konsultacje. To żerowanie na ludzkim odruchu strachu przed niepewną przyszłością – opowiada Zaroski.

44-latek nie ogranicza się jednak do słownych prowokacji. Kilka lat temu wszedł do siedziby Exp Asset i nagrał całą wizytę smartfonem. Firma oferowała Polakom pakiety edukacyjne, których zakup miał łączyć się z uzyskiwaniem dochodu pasywnego w wysokości 1 proc. dziennie. Biuro okazało się tak naprawdę kilkoma niewielkimi pokojami na tym samym piętrze. W jednym z nich Zaorski natrafił na zaskoczonego założyciela firmy Patryka Krupińskiego, który na pytanie o to, jak spółka chce zarobić pieniądze na wypłatę 120-procentowego zysku w ciągu 4 miesięcy, zasłonił się… tajemnicą handlową.

Exp Asset już nie istnieje. Firma zamknęła się niespodziewanie w 2019 r. Oficjalne tłumaczenie? Atak na serwery spółki. Serwis comparic.pl wspominał jednak, że gdy jeden z użytkowników zwrócił się do firmy hostingowej z pytaniem o rzekomy atak, dostał odpowiedź, że taka sytuacja nie miała miejsca.

Zaorski za nazywanie spółek "piramidami na F" dostał już kilka pozwów. Jeden z procesów niedawno się zakończył. Ewelina Podgrudna, adwokat założonej przez Zaorskiego Fundacji Trading Jam Session, poinformowała, że sąd umorzył postępowanie w sprawie oskarżeń wytoczonych przez FutureNet.

Szefom spółki nie spodobało się, że w 2018 r. Zaorski publicznie nazwał ich projekt piramidą finansową. Nie była to odosobniona opinia. Rok wcześniej FutureNet znalazł się pod lupą UOKiK-u. Urząd opisywał FutureNet i FutureAdPro jako portale oferujące w zamian za opłatę nabywanie pakietów reklam. – Zgodnie z informacjami na stronie spółki musisz kupić pakiet i namówić inne osoby do udziału – ostrzegał w komunikacie.

Użytkownicy nęceni byli dodatkowo nową kryptowalutą – futurocoinem. W szczytowym momencie jeden coin kosztował ponad 70 zł, a e-waluta została sponsorem zespołu Formuły 1.

W 2019 r. UOKiK stawia FutureNet i FutureAdPro zarzuty, a wrocławska prokuratura rozpoczyna śledztwo. Pada sakramentalne: tak, to piramida finansowa. Dwa lata później prezes urzędu Tomasz Chróstny informuje o nałożeniu 740 tys. zł kar na trzech przedsiębiorców zajmujących się naganianiem użytkowników. W tym kontekście umorzenie postępowania w sprawie Zaorskiego wydawało się czystą formalnością.

– Po co ci to wszystko? – pytam.
– Dla funu – rzuca beztrosko Zaorski.

Chwilę później poważnieje, gdy zaczynam dociekać o jego stosunek do pieniędzy.

– Nigdy nie były moim celem, chociaż ułatwiają życie. Kiedyś myślałem, że będę za nie podróżował i spełniał zachcianki. Gdy okazało się, że są na wyciągnięcie ręki, straciło to głębszy sens. Postrzeganie siebie przez pieniądze jest płytkie. Ile scamów powstało, ile piramid finansowych? Łatwo jest kogoś oszukać i zarobić. Ja chcę zarabiać w sposób etyczny – zapewnia.

Braku pieniędzy, jak twierdzi, się nie boi. Gdy gra, odcina się od wszystkiego i wszystkich. Nie odbiera telefonów, dodzwonić nie może się nawet najbliższa rodzina. – Mój kalendarz jest robiony w locie. Po godz. 9.00, kiedy otwiera się giełda, może zdarzyć się wszystko – dodaje.

W najbardziej intensywnych okresach spędza przy monitorze niemal całą dobę, analizując rynek w czasie rzeczywistym. Przerwy na sen są bardzo krótkie. Brutalnie wyrywa z nich odgłos budzika. Głód zagryza Grześkami, mózg odżywia cukrami prostymi z energetyków i coli.

Mieszkanie przy Złotej 44 Zaorski kupił za niemal 23 miliony złotych. Fot. Radek Świątkowski

Cebulliony Zaorskiego

Pytanie: jak długo? W fachu spekulanta okres szczytowy przychodzi między 40. a 60. rokiem życia. Zaorski dopiero wszedł do swojego prime’u. Chciałby zdominować rynek kontraktów terminowych w Polsce jako inwestor indywidualny. Ma zamiar, jak to ujmuje, doprowadzić kilka spółek do fundamentalnych zmian, żeby nabrały wartości. I zrobić duży zakład na rynkach międzynarodowych. Taki na miliard dolarów.

Ale to nie wszystko. Po kilku wcześniejszych przygodach z przedsiębiorczością Zaorski po raz kolejny zapowiada duży projekt. To cebullion – nowy polski stablecoin, czyli kryptowaluta o stałym kursie, która w przeciwieństwie np. do bitcoina nie ma wahań w stosunku do tradycyjnych walut. Z jedną z nich jest powiązana po stałym kursie. Cebullion, jak na polskiego coina przystało, ma być wymienialny na złotówkę w stosunku 1:1. Memiczna nazwa ma ściągnąć uwagę mediów i użytkowników.

Zaorski ma wobec cebulliona większe plany. Jako stablecoin ma stać się podstawą gospodarki 3.0. W tę filozofię działania wpisuje się także próba zakupu i reformy Wykopu. Szczególnie, że ten serwis społecznościowy więcej niż prosi się o jakieś zdecydowane zmiany. Ale ta zapowiedź została szybko utrącona zresztą przez jego obecnego właściciela Wykopu Michała Białka. Z tego względu do Zaorskiego przykleja się łatka "polskiego Elona Muska". Polak – tak samo jak lider Tesli – zapragnął mieć własne medium społecznościowe i urobić je na własną modłę.

– W web 2.0 wykorzystywaliśmy darmową pracę społeczności do tworzenia treści. Wykop czy Reddit to dobre przykłady. Teraz to się zmienia w kierunku wynagradzania tokenami. Oczywiście te projekty nie są na razie ekonomiczne uzasadnione, ale modele się tworzą i myślę, że prędzej czy później zwyciężą. Twórcy treści będą opłacani i oceniani – zapowiada Zaorski w rozmowie z Bizblog.pl.

W tle jego zdaniem majaczy już kolejna przełomowa dla internetu zmiana. Tak jak pierwsza rewolucja web 2.0. wiązała się z dostępem do informacji, tak kolejna przełoży się na zmianę w relacjach finansowych między ludźmi, bankami i instytucjami. – Chociaż lepszym słowem byłaby pewnie "ewolucja" – precyzuje.

Stabilność tej ewolucji mają nadać stablecoiny. Jak będą działać? Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Zaorski rzuca przykład:

"Wyobraź sobie, że stablecoin pojawia się na serwisie do zrzutek internetowych. Załóżmy, że na takiej zrzutce jest ustawiony limit pół miliona zł do zebrania. Zamiast przesyłać pieniądze na konto bankowe, wysyłasz coiny na smart kontrakt. W kontrakcie jest informacja, że po zebraniu 500 tys. algorytm przesyła środki na konkretne konto. Część wysyła na podatek. Jeżeli internauci nie uzbierają pieniędzy, są one automatycznie odsyłane do wpłacających. To lepsze niż notariusz".

Na pytanie o porównania z Muskiem Zaorski tylko pobłażliwie się uśmiecha. – Nie mam nawet prawka, a rakiety tym bardziej. Poza tym Elon może potrafi manipulować giełdą, ale spekulantem nigdy nie był – odpowiada.

Jest także inna różnica. Musk słynie z pracoholizmu. Rafał Zaorski twierdzi, że się z niego wyleczył. Wcześniej praca pochłaniała całe jego życie. Od roku znajduje czas na urlopy, wyjazdy zagraniczne. W wolnym czasie jeździ na desce i rolkach. O swoim życiu prywatnym nie chce rozmawiać. – Podjąłem wiele złych decyzji osobistych. Na tym skończymy, bo jest takie powiedzenie: albo ma się szczęście w biznesie, albo w miłości – dorzuca.

Przede wszystkim jednak Musk w kryptowaluty nie wszedł, choć lubi bawić się ich kursami. Zaorski chce natomiast, by jego cebullion szedł na czele awangardy. Bo, jak mówi, same pieniądze nic dla niego nie znaczą. W historii zapisywali się ludzie, którzy zmieniali świat. Byli wyjątkowymi władcami, wynalazcami, podbijali krainy...

– To nie byli bogaci ludzie – stwierdza Zaorski. – Wiele osób pamięta, że Kolumb odkrył Amerykę, ale nie wie, jaki król go do niej wysłał i opłacił wyprawę – puentuje.

DATA: 14.06.2022

Zdjęcie tytułowe: Radek Świątkowski