mObywatel gorszego sortu. Nawet Sejm nie ufa rządowej aplikacji

5 mln Polaków korzysta z rządowej aplikacji mObywatel. To sukces cyfryzacji państwa, tyle że ci korzystający z aplikacji są już tak scyfryzowani, że... aplikacja oferuje im zdecydowanie za mało. Szczególnie, że wciąż wiele urzędów uznaje tylko i wyłącznie plastikowy dowód.

mObywatel gorszego sortu. Nawet Sejm nie ufa rządowej aplikacji

– Zgubiłem plastikowy tradycyjny dowód, więc złożyłem wniosek o nowy. Czeka się na niego do 30 dni, ale przecież mam aplikację mObywatel, a w niej dowód osobisty, prawo jazdy, dowód rejestracyjny samochodu, certyfikat covidowy, a nawet e-recepty, więc wydawało mi się, że wszystkie utrudnienia związane z wymianą dowodu da się ominąć. Niestety, myliłem się – rozkłada ręce Maurycy Korepta, właściciel sklepu spożywczego z Krakowa. – Naprawdę byłem zaskoczony. Ba, wręcz zszokowany, gdy okazało się, że cała aplikacja i wszystkie dostępne w niej dokumenty są nieaktywne do czasu wydania nowego dowodu. Nie mogę się dostać nawet do moich e-recept, a są mi potrzebne, bo choruję na cukrzycę i muszę wykupić zastrzyki – mówi nam mężczyzna.

Sławomir Dudek, dr ekonomii, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju i były dyrektor działu analiz w Ministerstwie Finansów, też czuł się zaskoczony, że jego mObywatel nie jest aż tak nowoczesny, jak mogłoby się wydawać. Tak ledwie kilka dni temu pożalił się na Twitterze: „Nieznajomość prawa szkodzi. Niestety, właśnie dowiedziałem się, że mTożsamość z mObywatel nie działa w urzędach. Odbiłem się od okienka w biurze paszportowym”.

Michał Gramatyka, poseł Polski 2050, prawnik i miłośnik nowych technologii:. – Składałem wniosek w śląskim oddziale NFZ i wylegitymowałem się rządową aplikacją. Staram się jak najczęściej używać oraz promować cyfrowe usługi państwowe. Udało mi się tylko dlatego, że urzędnik mnie znał, a co więcej był moim wyborcą. W zaufaniu powiedział mi jednak, że w normalnym trybie NFZ nie uznałby mObywatela – opowiada.

Po tym zdarzeniu Gramatyka wystosował interpelację do Cyfryzacji KPRM i do samego NFZ. Odpowiedzi obu urzędów okazały się być totalnie sprzeczne. Cyfryzacja tłumaczy „NFZ może honorować mObywatela”, zaś Fundusz twierdzi, że „usługa mObywatel (...) nie jest formą weryfikacji tożsamości osoby fizycznej”.

„Niezły bajzel macie w tym archeo” – podsumował to ironicznie poseł Gramatyka na Twitterze. – Teraz zapytałem Cyfryzację i Ministerstwo Zdrowia, czy czasem ze sobą rozmawiają. Przecież w interesie obu tych urzędów powinno być jak najszersze stosowanie e-usług – podkreśla Gramatyka.

Choć mowa o jednym z najbardziej udanych projektów polskiej e-administracji ostatnich lat, to te wszystkie przypadki pokazują, jak bardzo wymagania użytkowników zaczynają wyprzedzać ofertę cyfrowego państwa.

To co jest sukcesem rządu, czyli ekspresowy wzrost mObywateli - na początku rok było ich 2 mln, a dziś już niemalże 5 mln, jest też sporym wyzwaniem. Bo to właśnie ci użytkownicy są dziś prawdopodobnie najbardziej scyfryzowaną grupą spośród wszystkich obywateli. Ci heavy userzy przyzwyczajeni są do tego, że zdalnie i mobilnie mogą już w prywatnych usługach załatwić prawie wszystko. I tego samego chcą od e-państwa.

A to, no cóż, działa zarówno w sztywnych ramach legislacji, jak i czasem nawet sztywniejszej mentalności.

Krótka historia mObywatela 

Pierwsza wersja aplikacji mObywatel powstała jeszcze w czasach urzędowania minister Anny Streżyńskiej. Początkowo nazywała się mDokument i miała zastąpić dowód osobisty w kontaktach z urzędami i policją. Jednak okazanie samej aplikacji nie wystarczało, potrzebne było jeszcze połączenie z bazą danych za pomocą numeru PESEL lub numeru telefonu obywatela, a na koniec autoryzacja danych przez SMS. Brzmi skomplikowanie.

I tak właśnie było. Tę raczej protezę cyfryzacji niż faktyczną zmianę zapowiedziano w maju 2016 roku. I nie wywołała szału. Przez półtora roku zarejestrowano ledwie 6,5 tys. kont, a z „dowodu przez komórkę”, którego stworzenie kosztowało 3,3 mln zł, skorzystano mniej niż 600 razy.

Ministerstwo Cyfryzacji wyciągnęło wnioski z porażki i już nie próbowało zastępować dowodów osobistych aplikacją. Zamiast tego postanowiło proces potwierdzania tożsamości w aplikacji ułatwić i rozbudować ją o kolejne przydatne obywatelom funkcje. W pierwszej kolejności w poprawionym mObywatelu zrezygnowano z autoryzacji za pomocą SMS-ów. Zamiast tego pojawił się w niej po prostu cyfrowy wizerunek dowodu osobistego danej osoby. To rozwiązanie faktycznie znacznie przyjaźniejsze i dla użytkowników, i dla instytucji. Tyle że to ułatwienie stało się też pewnym ograniczeniem w szerszym używaniu mObywatela – ale o tym dalej.

mat. prasowe Cyfryzacja KPRM

Drugim pomysłem na to, by faktycznie umasowić mObywatela, było zmienienie go w rodzaj portfela na kolejne dokumenty. W pierwszej kolejności uruchomiono możliwość załadowania do niego szkolnych i uczelnianych legitymacji. Potem zaczęła się batalia o uznawanie dowodu w aplikacji (choćby w PKP Intercity) i możliwość przeniesienia do aplikacji dokumentów związanych z posiadaniem pojazdu.

Mobilny, obywatelski boom

Zmiany faktycznie zaczęły ściągać użytkowników. Wyraźny skok zainteresowania widać, gdy spojrzymy choćby na dane sprzed dwóch lat. W listopadzie 2019 roku mObywatela miało pobranych już 685 tys. osób, a aktywowało go 410 tys. Ale masowe zainteresowanie wywołało dołożenie do apki dwóch rodzajów dokumentów.

Pierwszym było to związane z mPojazdem. Dowody rejestracyjne do mObywatela pojawiły się w maju 2019 roku, a prawa jazdy – po zmianie prawa znoszącego w ogóle obowiązek posiadania przy sobie tego dokumentu – w grudniu 2020 roku.

Jednak najmocniej aplikację umasowiło wprowadzenie Unijnych Certyfikatów Covidowych. Jak podaje nam Cyfryzacja KPRM, w ramach tej aplikacji wydano do tej pory łącznie ponad 17 milionów dokumentów, z czego ponad 4,7 mln to właśnie certyfikaty covidowe. Biorąc pod uwagę, że łącznie wszystkich aktywnych aplikacji jest w granicach 5 mln, można wyciągnąć jeden wniosek: właśnie możliwość potwierdzenia szczepienia stała się dla ogromnej rzeszy ludzi decydującym argumentem do pobrania apki. Dla porównania do końca sierpnia mobilne prawo jazdy pobrało niemal 2,9 mln osób.

Ostatnio wraz ze spowolnieniem szczepień spowolniła też liczba nowych pobrań. I tak we wrześniu tego roku doszło nowych 173 219 mObywateli.

Ile dokumentu w aplikacji?

Tyle że wszystkie te zmiany, dokładane nowe dokumenty i tak nie zmieniły podstawowego faktu, o którym już pisaliśmy: owszem, mObywatel wygląda jak cyfrowy dowód osobisty, ale nie jest to żaden dowód, a nawet dokument. Zgodnie z rządową definicją jest to jedynie „sposób na okazanie i potwierdzenie danych” – i to z istotnymi ograniczeniami. Skoro nie ma tego dawnego SMS-a potwierdzającego faktyczną tożsamość właściciela aplikacji w rejestrze PESEL, to wiele instytucji wciąż mObywatelowi po prostu nie ufa.

– Dokument mObywatel może być wykorzystywany we wszystkich sytuacjach, z wyjątkiem tych, w których prawo szczególne wskazuje wprost na dokument tożsamości, np. dowód osobisty, paszport – tłumaczy nam Joanna Dębek z zespołu prasowego Cyfryzacji KPRM.

mat. prasowe Cyfryzacja KPRM

Tyle że zrozumienie, kiedy to wspomniane „prawo szczególne” działa, wcale nie jest proste i oczywiste. Niech dowodem na to będzie fakt, że niekoniecznie wiedzą to ekonomista z doświadczeniem urzędniczym czy poseł o wykształceniu prawniczym.

Cyfryzacja KPRM na stronie gov.pl opublikowała więc wykaz konkretnych, praktycznych przypadków. I tak aplikacja zadziała w: komisji wyborczej, publicznej i prywatnej służbie zdrowia, aptece, przy zakupie alkoholu, podczas kontroli drogowej i kontroli policji, na poczcie, podczas podróży pociągami i w hotelach. Ale już nie ma możliwości użycia jej u notariusza, w sądzie, podczas zawierania umów telekomunikacyjnych, podczas odbioru dowodu osobistego czy paszportu i przede wszystkim na granicach, a więc i na lotniskach.

Bo to jest niezwykle ważne: mObywatel nie jest dokumentem podróży. Te są uregulowane prawem międzynarodowym i są nimi tylko dowody osobiste i paszporty. – Nawet na lotach krajowych u naszego narodowego przewoźnika, czyli w LOT też nie jest uznawana ta aplikacja. Próbowałem w Gdańsku, odbiłem się od ściany – podkreśla poseł Michał Gramatyka.

Mobilne drążenie

Wraz z rozbudowywaniem aplikacji i wzrostem liczby jej użytkowników rosną też oczywiście koszty utrzymania mObywatela. W 2019 roku było to 5 mln 115 tys. zł, w 2020 r. – 7 mln 975 tys., a w obecnym roku szacunki mówią o 7 mln 686 tys. Tym bardziej rosną też apetyty samych użytkowników, by z mobilnych dokumentów korzystać najszerzej, jak się da.

Jednak to nie takie proste. To, jak skomplikowany jest proces uznawania mObywatela, najlepiej widać na przykładzie batalii z PKP, które długo opierało się, by pasażerowie kupujący bilety przez internet mogli się tak wylegitymować u konduktora. Dopiero od lipca 2019 roku PKP Intercity zaczęło akceptować aplikację. Później doszli kolejni przewoźnicy. – Obecnie wszyscy przewoźnicy kolejowi w Polsce mają zapisane w swoich regulaminach lub wewnętrznych przepisach informację o mObywatelu – zapewnia Dębek z Cyfryzacji.

Co więcej, od maja tego roku w mObywatelu można nawet mieć kupione on-line bilety kolejowe. Przykład PKP pokazuje, że kropla drąży skałę. – Za chwilę w mObywatelu pojawią się legitymacje posłów i senatorów, otoczenie prawne jest już przygotowane – mówi poseł Gramatyka. I dodaje, że jednym z ostatnich miejsc, które wciąż nie uznają mObywatela, jest Sejm RP. – Tam kompletnie nie ufa się usługom cyfrowym. Elektroniczne dokumenty przesyłane przez ministrów są drukowane i wysyłane do posłów w formie papierowej. A za oświadczenie majątkowe podpisane elektronicznie Profilem Zaufanym próbowano mnie ukarać w Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Rozśmieszył mnie argument, którego użyto: „oświadczenie musi być złożone w dwóch egzemplarzach”. Na szczęście komisja dała się przekonać i tym samym otworzyła drogę innym posłom do składania elektronicznych oświadczeń majątkowych – podkreśla Gramatyka.

Maurycy Korepta, którego zezłościło zawieszenie wszystkich dokumentów po zablokowaniu plastikowego dowodu osobistego, też się nie poddał. I jak nam mówi, cały dzień wydzwaniał do Cyfryzacji KPRM oraz Naukowej Akademickiej Sieci Komputerowej, która prowadzi projekt mObywatel. – Aż do mnie wreszcie kompetentny urzędnik oddzwonił. Owszem, potwierdził, że nie ma póki co szans na to, by mObywatel działał wtedy, gdy nie ma się ważnego dowodu osobistego, ale rząd naprawdę powinien wziąć pod uwagę takie scenariusze. Przecież ludzie mogą być w różnych okolicznościach i kłopotach, a ta aplikacja mogłaby być wtedy bardzo pomocna – mówi Korepta.

Cyfryzacja KPRM zapewnia, że nawet w takiej sytuacji jest wciąż choćby do e-recept dostęp przez Internetowe Konto Pacjenta. Co więcej rząd dodaje, że szykuje kolejne rozszerzenia mobilnych dokumentów. W ramach Polskiego Ładu trwają prace nad ustawą o publicznej aplikacji mobilnej, przygotowywana jest też nowelizacja prawa komunikacji elektronicznej, która pozwoli korzystać z aplikacji w punktach sprzedaży operatorów telekomunikacyjnych.

Zdjęcie tytułowe: Maria Savenko.Shutterstock.com