Jednym zdjęciem pokazał, jak wyglądają polskie miasta. Dlatego muszą się zmienić
„Polska w pigułce” – podsumował jeden z użytkowników Reddita, wrzucając zdjęcie ze Szczecina. Tak naprawdę podobną fotkę faktycznie dałoby się wykonać w każdym innym mieście. Market alkoholowy, kebab, lombard – duże, świecące szyldy. Skąd my to znamy, prawda?
W komentarzach wyliczono, że brakuje kilku klasyków z automatami paczkowymi na czele, ale spokojnie – autor wpisu dodaje, że były po drugiej stronie budynku.
Jeden obrazek opisuje wiele skomplikowanych problemów. Najważniejszy związany jest z tym, że żyjemy w świecie, który „eliminuje zatrzymywanie się: wejście gdzieś na chwilę, przy okazji”, jak opisywała go Olga Drenda. To miasto, w którym „elektryczna hulajnoga wiezie naprzód, bez zbędnego rozglądania się i marnowania czasu na jakieś tam pauzy”.
A bardzo przyjemnie jest móc zatrzymać się i dać się zaskoczyć. Choćby w księgarni. Ostatnio w weekend wpadła mi w ręce książka, o której nie wiedziałem, że wyszła – bo przecież nie da się śledzić nowości od każdego wydawnictwa, zaś te niszowe niekoniecznie są w ofercie dużych sieciówek.
Paradoks polega na tym, że nawet miejsca, które powinny sprzyjać takim niezobowiązującym odwiedzinom, jakoś do tego zniechęcają. Natknąłem się niedawno na dyskusję o pewnej księgarni, której właściciel – wprawdzie niby żartobliwie – domagał się 15 zł opłaty za przeglądanie tytułów. Kwota nie byłaby naliczana w przypadku zrobienia zakupów.
Niektórzy go bronili tłumacząc, że małe, niezależne księgarnie mają w Polsce pod górkę. Klienci wchodzą, patrzą, co wyszło, zerkają na cenę i już wiedzą, że zamówią książkę z sieci z dostawą do automatu paczkowego. Nic dziwnego, że księgarnie prowadzone przez pasjonatów zaczynają upadać, ale problem jest dużo szerszy. Można by wskazać palcem na to, co zrobiono z rynkiem książki. Albo właśnie na to, czym stały się same miasta.
Po co bywać w centrum, skoro coraz częściej wygląda tak, jak na zdjęciu zamieszczonym na Reddicie? A nawet gdyby chciało się jechać „do miasta”, to wymaga to planowania, wyprawy, kłopotów, bo np. komunikacja miejska nie wszędzie dobrze funkcjonuje. Na koniec zaś dostajesz na wejściu informację, że w sumie to nie jesteś mile widziany - chyba że zapłacisz. Wtedy twoje plątanie się pod nogami ma sens.
Kiedy więc patrzy się na zdjęcia jak to z Reddita, uderza bezsilność, bo lista problemów jest długa i nie wiadomo, od czego zacząć. Uderza nawet to, jak szyldy wyglądają. Są krzykliwe, wręcz rażą po oczach. Lata zaniedbań i samowolki doprowadziły właśnie do tego. Jak nie automaty paczkowe poustawiane gdzie popadnie, to szyldoza połączona z ekranozą. A do tego źle zaparkowane hulajnogi. I przede wszystkim auta. I brak zieleni.
Właśnie dlatego patrząc na wycinek rzeczywistości wiemy już wszystko
Tak często wygląda dzisiaj życie w mieście. Nie zrozumcie mnie źle – jestem fanem miast. Fascynuje mnie, jak potrafią się zmieniać, ewoluować. Coraz częściej bywają bardziej znośne, myślące o mieszkańcach. Ale bywają też okrutnie nieludzkie – jak ta ulica ze Szczecina, która w zasadzie może być ulicą w każdym innym polskim mieście.
Walka z Hydrą, której odrastają głowy, mimo wszystko trwa. Radio Gdańsk informuje, że Zarząd Dróg i Zieleni w Gdyni wydał aż 300 wezwań o usunięcie nielegalnych reklam z pasa drogowego. 2/3 spraw już załatwiono.
- Do biura plastyka wpłynęło około 750 wniosków z prośbą o opinię zgodności urządzeń reklamowych z uchwałą krajobrazową. Około 80 procent z nich zostało zaopiniowanych negatywnie – stwierdziliśmy niezgodność rozwiązań z daną uchwałą. W związku z tym zalecamy naszym klientom, żeby dostosowali te nośniki do obowiązującej uchwały w trybie niezwłocznym – żeby uniknąć kary – mówi w rozmowie z radiem Jacek Piątek, plastyk miejski.
W Gdyni dzięki ustawie krajobrazowej wyznaczono strefę ciszy reklamowej, która obejmuje pas nadmorski od granicy z Sopotem do Nabrzeża Polskiego. Na szerokości 2,5 km nie można stawiać reklam wielkoformatowych.
Podoba mi się, że użyto sformułowania „cisza reklamowa”, bo chociaż bilbordy nie emitują dźwięków to przecież patrząc na nie ma się wrażenie, że krzyczą
Tak mam ze zdjęciami neonów z Reddita – atakują nie tylko kolorami, ale i podświadomie hałasują. Jak niemal wszystko w naszej rzeczywistości.
We Wrocławiu z kolei przygotowano wytyczne związane ze stawianiem automatów paczkowych. Takie zmiany cieszą, choć ma się świadomość, że wprowadzane są z dużym opóźnieniem, a na dodatek nie dotyczą terenów prywatnych, a jedynie tych należących do gminy. Zawsze jednak coś – a być może zmiany będą na tyle istotne, że wszyscy zobaczą, że „da się” i zaczną wymagać, by standardy obowiązywały wszystkich.
Jednocześnie nie da się ukryć, że nie chodzi tu wyłącznie o automaty paczkowe. O hulajnogi. O źle parkujące samochody. O świecące szyldy. O hałasujące reklamy. O brak przyjaznych miejsc. To wszystko się zbiera, kumuluje, a efektem jest to, jak wygląda nasza rzeczywistość. I dlatego jedno zdjęcie tak bardzo trafiło w punkt. Pytanie, czy jest szansa, by to zmienić.
Zdjęcie główne: Grand Warszawski / Shutterstock