Wysiadasz na dworcu i musisz zainstalować aplikację. Uber zatrudni ludzi, żeby w tym pomogli
Uber wygrał przetarg, dlatego to kierowcy korzystający z aplikacji mają pierwszeństwo w zabieraniu pasażerów sprzed dworca w Gdańsku. A co, jeśli ktoś aplikacji nie ma? Rozwiązanie jest dość nietypowe.
Od grudnia kierowcy korzystający z aplikacji Ubera mogą korzystać z wyznaczonej strefy do parkowania przy dworcu Głównym w Gdańsku. Firma zaznacza, że dzięki temu „pasażerowie mogą liczyć na szybsze i bardziej komfortowe znalezienie kierowcy”. Mieszkańcy zauważyli jednak, że to reklamowane udogodnienie ma pewien haczyk – w końcu nie każdy musi być użytkownikiem aplikacji i wiedzieć, jak zamawia się pojazdy.
Podróżni, którzy przyjadą do Gdańska, po wyjściu przed dworzec nie zastaną taksówek. Jeśli nie korzystają z żadnych aplikacji, będą musieli wygooglować, jakie taksówki w Gdańsku są i zadzwonić do którejś z korporacji. Reasumując, takie rozwiązanie faktycznie chroni podróżnych przed naciągaczami, ale nie dlatego, że przed dworcem parkują uczciwi i sprawdzeni kierowcy, a dlatego, że nie będzie tam żadnych taksówek, bo w miejsce postoju taxi powstały miejsca odbioru pasażerów przez kierowców Ubera
– zauważała jedna z czytelniczek portalu trójmiasto.pl.
Jak przekazało serwisowi biuro prasowe Ubera, firma planuje zatrudnić specjalnych „promotorów marki”. Będą to ludzie, którzy w okolicach gdańskiego dworca będą pomagać pasażerom. Wytłumaczą, jak korzystać z aplikacji i rozwiążą ewentualne problemy techniczne.
Postęp okazał się zbyt szybki
Jeszcze kilka lat temu wielu wśród zalet Ubera wymieniało fakt, że przede wszystkim nie jest korporacją taksówkarską. Dziś te różnice się zacierają, skoro nawet kierowcy zamawiani za pomocą aplikacji mogą rozliczać się za pomocą taksometru.
Zapewnienie użytkownikom większego wyboru przewoźników fundamentalnie wydaje się dobrą decyzją. Jest ona tym niemniej dość ciekawa - Uber przecież wybił się na kompletnej zmianie doświadczenia klienta związanego z zamawianiem przewozu. Bez machania na ulicy czy zamawiania przez telefon, z wyłącznie opcjonalnym kontaktem z kierowcą, z w całości automatycznym procesem rozliczeniowym. Tymczasem już dziś pod ikonką Uber kryją się też tradycyjne taksówki.
- zauważał Maciej Gajewski na łamach Spider's Web.
Paradoksalnie konieczność zamówienia przewozów przez aplikację w Gdańsku stała się pewnym wyzwaniem dla firmy, skoro musi zatrudniać ludzi, żeby tłumaczyli nowym użytkownikom, jak to robić. Na swój sposób faktycznie „kiedyś było prościej” – pasażerowie wsiadali, mówili, dokąd chcą jechać i tyle. Dziś bez aplikacji, jak do wielu innych rzeczy, nie podchodź.
Trudno ganić Ubera za to, że ułatwia nowym użytkownikom zapoznanie się z aplikacją
Z drugiej strony można mieć już jednak wątpliwości, czy pasażerowie wysiadający z dworca na dzień dobry powinni być stawiani przed wyborem: albo aplikacja prywatnego przewoźnika, albo proszę szukać innego transportu gdzieś dalej. Oczywiście pojawią się głosy, że poprzedni system również nie był idealny, skoro znajdowali się nieuczciwi taksówkarze wykorzystujący niewiedzę turystów i obwożący ich po całym mieście, mimo że cel był blisko.
W tej sprawie ciekawsze jest coś jeszcze. To kolejny dowód na to, że przynajmniej w niektórych kwestiach postęp technologiczny nie o wszystkich pamiętał, a teraz odbija się to czkawką.
Podobnie jest przecież z biletami na pociąg. Wzrosła ich sprzedaż w sieci, a dziś to w zasadzie główny kanał dystrybucji. Tylko co z tymi, którzy woleli kupować wejściówki na miejscu? Kasy na dworcach są zamykane, więc w niektórych miejscach rozwiązaniem okazały się być ekrany oferujące wideorozmowy z konsultantami. Niby jest to rozmowa z żywym człowiekiem, a więc dla wielu wygodniejsza i łatwiejsza niż klikanie czy dialog z botem, ale ciągle jest bariera w postaci wyświetlacza. To nie to samo, co kasjerzy w okienku, którzy są dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Mam wrażenie, że problem dotyka też kas samoobsługowych. Widać to po ich ewolucji – nie dość, że wymagają jednak obecności żywych pracowników sklepów, to jeszcze muszą być bardziej łopatologiczne. Najwyraźniej ich obecne działanie wzbudzało zbyt duży niepokój i zniechęcało ciągle sporą grupę klientów. Teoretycznie dobrze, że to się zmienia i codzienne technologie próbują być bardziej dostępne. Ma to jednak i swoje wady. Np. jeden z komentujących czytelników wolałby, żeby kasy raczej się nie odzywały i nie zasypywały nas kolejnymi hasłami.
Jak pogodzić dwa światy? Nowoczesne, wygodne rozwiązania nie docierają do wszystkich, więc wychodzi na to, że ciągle człowiek jest potrzebny. Na swój sposób to pocieszające, jeżeli ktoś obawiał się, że automatyzacja wymiecie wszystkich bez wyjątku.