REKLAMA

Niedługo będą widzieć tylko wiatraki. Teraz chcą im dołożyć 300-metrowe kolosy

Już jest ich dużo, a może być więcej, bo firmy chcą kolejnych inwestycji. I to niemałych. Mieszkańcy Starej Kościelnicy patrzą na swoją okolicę i boją się, że niedługo wszędzie będą widzieć wiatraki.

Niedługo będą widzieć tylko wiatraki. Teraz chcą im dołożyć 300-metrowe kolosy
REKLAMA

Jak informuje portal malbork.naszemiasto.pl zainteresowana budową farmy wiatrowej firma już od kilku miesięcy prowadzi badania środowiskowe. W grę wchodzą wiatraki o wysokości do 300 m, których średnica wirnika wynosi 200 m.

REKLAMA

Były wójt i radny Waldemar Kurpias martwi się o hałas, który nowe wiatraki miałyby emitować. Jak dodał obecne konstrukcje już są uciążliwe, a te planowane będą przecież jeszcze większe.

Zainteresowana budową farmy firma powołuje się na opracowania Polskiej Akademii Nauk, według których hałas nie ma negatywnego wpływu na zdrowie, lecz jedna z mieszkanek przekonuje, że ludzie słyszą, jak wiatraki pracują i jest to dla nich uciążliwe. Problem hałasu bardzo często podnoszony jest przez społeczności, które nie chcą kolejnych inwestycji w swoim bliskim sąsiedztwie.

Inwestor odniósł się również do ewentualnej wysokości konstrukcji. Przedstawiciel uspokaja i zaznacza, że 300 m to punkt wyjściowy. Być może firma nie uzyska stosownych zgód – zielone światło muszą dać np. instytucje lotnicze – i wiatraki urosną jedynie na wysokość 150 m.

Taka alternatywa mieszkańców jednak nie przekonuje. Twierdzą, że w ich bliskiej okolicy już jest dużo wiatraków. Za dużo.

Stara Kościelnica jest obłożona z każdej jednej strony wiatrakami, które są lub mają być. Od prawej strony, gdzie mamy już wiatraki - fakt dokonany, po drugiej stronie dostaniemy kolejną porcję. Jesteśmy „zakreskowani”

– mówił Waldemar Kurpias.

Wójt gminy Miłoradz Arkadiusz Skorek zwraca uwagę, że gmina na inwestycji może skorzystać. Do budżetu wpłynie suma za podatek od budowli, a inwestor może wybudować lub naprawić drogi, które będą prowadzić do elektrowni. Na dodatek w grę wchodzi ewentualny sponsoring wydarzeń organizowany przez gminę.

Przeciwnicy mieszkańcy skupiają się jednak na stratach. Przekonują, że nikt nie będzie chciał budować się w okolicy „otoczonej” wiatrakami.

Znajdziemy w kraju przykłady inwestycji, na których gminy skorzystały. Ale są też przykłady w drugą stronę. Wójt gminy Płużnica Marcin Skonieczka zwracał swego czasu uwagę, że nawet ci, którzy chcieliby się budować w pobliżu wiatraków, nie mogli tego robić.

Wystarczyło, że działka znajdowała się 700, 1000 czy 1500 m od istniejącej elektrowni wiatrowej, by nie otrzymać zgody. Doszło do tego, że gmina pozyskała dotację w wysokości 3 mln zł na budowę budynku wielorodzinnego, ale nie mogła go wybudować właśnie ze względu na nieżyciowe – jak twierdził wójt – przepisy.

Mieszkańcy wsi zostali ukarani za to, że w okolicach ich posesji wytwarzana jest zielona energia. Przez złe przepisy, zamiast rozwoju mamy stagnację. Ponadto, działania państwa są niespójne. Wiele gmin dostało dotacje na budynki wielorodzinne, ale nie może rozpocząć budowy, ze względu na obowiązujące obostrzenia (…) Mieszkańcy są oburzeni, gdyż im te wiatraki nie przeszkadzają i nie rozumieją, dlaczego nie mogą postawić wymarzonego domu na swojej działce. Często jest tak, że są to młodzi ludzie, którzy dostali grunt od rodziców i chcą zamieszkać niedaleko nich

– pisał w liście do mediów.

Na tzw. ustawę wiatrakową ciągle czekamy. Według ustaleń wiatraki będą mogły znajdować się 500 m od domów.

REKLAMA

Więcej o energii z wiatru przeczytasz na Spider`s Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA