Zakaz smartfonów w szkole? Spokojnie, twoje dziecko wcześniej doczeka się własnych dzieci
Zakaz smartfonów w polskiej szkole to przykład na to, że w naszym kraju da się zepsuć absolutnie wszystko i nic nie osiągnąć. Kolejny rok bicia piany przed nami, a jak się okazało, czeka nas jeszcze kilka kolejnych lat dyskusji o niczym.
Spokojnie, tu trzeba usiąść i pogadać, pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. Takie hasła najprawdopodobniej przyświecają doradcom Ministerstwa Edukacji, bo ostatnio doszli do wniosku, że sprawa ewentualnego zakazu używania smartfonów jest zbyt skomplikowana, żeby zająć się nią od razu.
W podobnym tonie wypowiada się pani minister Barbara Nowacka, która udzieliła wywiadu, który nie pozostawia żadnych wątpliwości, że na zakaz smartfonów w szkołach jest jeszcze zbyt wcześnie. Trochę tego nie rozumiem, bo w wielu państwach te zakazy wcielono już w życie i co więcej - przynoszą pozytywne efekty.
Uczniowie korzystający ze smartfonów w trakcie lekcji mają trudności ze skupieniem się, są rozpraszani powiadomieniami, odczuwają potrzebę sięgnięcia po telefon, zamiast do książki, ale to tylko jeden wycinek. Dzieci doświadczają również hejtu, mają dostęp do niedozwolonych treści, bo pierwsze czego się uczą, to jak obejść blokady rodzicielskie.
Rzeczniczka Praw Dziecka - Monika Horna-Cieśla stwierdziła ostatnio, że zakaz korzystania z telefonów nie zostanie wprowadzony, ale będzie prowadzona szeroka dyskusja na ten temat, żeby wypracować wspólne rozwiązania przy udziale uczniów, rodziców i nauczycieli, a ja zastanawiam się, po co tracimy czas?
Gadaniem niczego się nie rozwiąże
Przypominam, że temat ten leży na stole od kilku lat i żadna ekipa rządząca nie ma odwagi, żeby wdrożyć jeden kierunek - albo zezwolić na smartfony, albo zakazać. Zamiast tego przeprowadza się kolejne konsultacje, przerzuca się decyzję na poszczególne szkoły, co prowadzi do tego, że mamy kilka porządków prawnych, które wzajemnie sobie przeczą, a tematy zdrowia psychicznego dzieci leżą w kącie, bo brakuje osób decyzyjnych.
Dajmy na to takie Chiny, które są od lat uznawane za wizjonerów w kwestii nauczania dzieci przy użyciu nowych technologii. Tam przeprowadzono badania, z których wynikało, że gwałtownie rośnie liczba dzieci z krótkowzrocznością, a jej zwiększenie się wynika z rosnącej popularności smartfonów. Dlatego ograniczono tam korzystanie z ekranów w szkołach do 15 minut na godzinę, a łącznie w ciągu dnia czas przed ekranem ma wynosić maksymalnie godzinę. We Francji zakaz obejmuje dzieci do 15 roku życia, wychodząc z założenia, że starsi uczniowie mają więcej oleju w głowie i większą świadomość o zagrożeniach.
W Anglii odkryto, że w szkołach z zakazem używania smartfonów dzieci mają lepsze wyniki w testach. Nie będę nawet wspominał o państwach skandynawskich, gdzie takie zakazy są przebadane pod każdym możliwym kątem. A w Polsce nadal gadamy. I będziemy gadać jeszcze przez kilka lat, bo możemy zrazić do siebie elektorat. A dzieciaki? Kto by się nimi przejmował, jak nie mają praw wyborczych.
Więcej o smartfonach w szkołach przeczytacie w:
Zdjęcie główne: Vladimir Tretyakov / Shutterstock.com