Poszedłem na autobus, odjechałem Uberem. Tak się żyje w polskim mieście
Przychodzisz na przystanek, sprawdzasz rozkład, po czym wyciągasz telefon i zamawiasz Ubera, Bolta lub FreeNow, bo inaczej czeka cię 20, 30, a czasem 40 minut oczekiwania. W dzień powszedni! Wakacyjny rozkład lubelskiego MPK pokazuje patologię polskich miast, które zamiast rozbudowywać sieć komunikacji miejskiej, wzmacniać ją, dają mieszkańcom powód, by ci przesiedli się do samochodu osobowego.
Tak się składa, że z racji posiadania auta, rzadko poruszam się komunikacją zbiorową w moim mieście, a gdy już muszę, okazuję się, że nie jestem w stanie zdążyć na umówione spotkanie i jestem zmuszony zamówić taksówkę. Ktoś powie – ale przecież mogłeś sprawdzić rozkład! Racja, tak można zrobić wcześniej, gdy wychodzi się z domu. Później, na przykład w wirze załatwień i chodzenia po urzędach, taki scenariusz nie jest realistyczny, bo co mi z dostępu do rozkładu, skoro autobusy kursują w bardzo długich interwałach? Coś takiego mnie spotkało. Nie była to sobota, ale rzecz działa się w dzień powszedni. Lubelski Zarząd Transportu Miejskiego doszedł bowiem do wniosku, że skoro są wakacje, to wszyscy na nie wyjechali i autobusy raz na 20 – 30 minut wystarczą.
Śmieszne i strasznie jednocześnie jest to, że na przykład trolejbusy ważnej linii 156, która wozi pasażerów do jednego z największych szpitali w Lublinie, w dzień powszedni jeżdżą 2 razy na godzinę, (kilka razy na dobę 3 razy), zaś w sobotę rozkład wygląda niemal identycznie pomijając godziny odjazdu i wspomniane dodatkowe kursy. Dostajemy wówczas 2 kursy na godzinę. Niedziela to już w Lublinie horror połączony z koszmarem – 1 autobus na godzinę jest standardem w moim mieście.
Serwis Jawny Lublin na początku roku opublikował tekst dotyczący siedmiu grzechów głównych lubelskiej komunikacji miejskiej. Szczególne wrażenie robi zamieszczone tam zdjęcie porównujące wcześniejszy rozkład MPK dla linii 151 z wówczas aktualnym. Na pierwszym obrazku widzimy 8 kursów na godzinę, co mniej więcej 8 minut, na drugim już tylko maksymalnie 4 kursy, a częściej 3. Sprawdziłem obecny rozkład wakacyjny dla tego samego trolejbusu i widzę już tylko po 3 kursy kilka razy na dobę i 2 w pozostałym czasie. To pokazuje skalę degradacji, jaką przechodzi komunikacja miejska w moim mieście. Niestety podobne przemyślenia ma mój redakcyjny kolega, Paweł Grabowski, który na łamach Autobloga opisywał swoje przygody z lubelskim zbiorkomem.
Miasto Lublin i prezydent Krzysztof Żuk lubią chwalić się komunikacją, a powinni się wstydzić
A to autobus wodorowy, a to zakup nowoczesnych autobusów - na profilach społecznościowych miasta znajdziemy wpisy, w których urzędnicy chwalą się inwestycjami w lubelski zbiorkom. Rzeczywistość z punktu widzenia pasażera jest zgoła odmienna i wygląda tak, jak opisałem na początku. Scena, w której ludzie przychodzący na przystanek zamawiają taksówkę po sprawdzeniu rozkładu, nie jest bowiem odosobniona - sam robiłem tak kilkukrotnie. Żeby było smutniej, gdy trafi się na promocję przejazd taksówką może kosztować tylko 3 zł więcej niż MPK.
Plagą lubelskiej komunikacji są też autobusy jeżdżące stadami. W ciągu 5 minut na przystanek potrafi przyjechać większość linii, a póżniej czekamy 20, 30 minut. Nie ma mowy, by sprawnie przesiąść się do innego autobusu, bo nie da się zsynchronizować podróży. Zarzut stadnego poruszania się lubelskiej komunikacji pojawia się w mieście od dekad. Działo się tak, gdy dojeżdżałem do szkoły ponad 25-30 lat temu, dzieje się tak nadal.
W ubiegłym roku lubelskie media obiegła wiadomość o nadchodzącej rewolucji w komunikacji miejskiej. Zebrano ponad 2,5 tys. uwag mieszkańców, zapowiedziano dostosowanie transportu do ich potrzeb. I co? I nic. Dziś pasażer, jeżeli go na to stać, wsiądzie w taksówkę, a jeżeli ma siłę, pójdzie piechotą do miejsca docelowego.
Przeczytaj także:
W ostatnich latach miasto Lublin wydało dziesiątki milionów złotych na parkingi typu park and ride, które miały zachęcić pasażerów do przesiadki do autobusów komunikacji miejskiej. Dziś te obiekty świecą często pustkami, bo dojazd samochodem na taki parking, a następnie czekanie 30 minut na odjazd autobusu, ociera się o groteskę. Zwłaszcza, że w Lublinie w 30 minut można dotrzeć samochodem do większości miejsc. Sam nawet kiedyś sprawdziłem, ile zajmuje podróż autem i autobusem pomiędzy dwoma przeciwnymi punktami miasta i samochód pomimo korków i buspasów pasów bił na głowę transport zbiorowy, a do tego musimy doliczyć długie oczekiwanie na autobus.
Nigdy nie będzie lepiej, gdy na komunikację miejską patrzymy przez pryzmat twardej ekonomii
W lipcu pojawiła się informacja, że lubelskie MPK zakończyło rok 2023 największą w historii spółki stratą wynoszącą 58 mln zł. Wspomniany już Jawny Lublin wylicza, że jeszcze 2 lata wcześniej MPK notowało zysk w wysokości 3,5 mln zł. W takim myśleniu tkwi jednak pułapka, bo zakłada ono, że celem transportu publicznego są zyski i zarabianie pieniędzy. Fundamentalnie się z tym nie zgadzam. Rzecz jasna nie bronię gigantycznej straty, bo nie jestem w stanie osądzić jaka jej część jest skutkiem zaniedbań i złego zarządzania, a jaka realiów ekonomicznych związanych z wysokimi cenami paliwa, inflacją itp. Pokazuję tylko, że patrzenie na miejskie spółki tylko przez pryzmat strat i zysków zaciemnia obraz i powoduje, że tracimy z oczu ich główny cel - służenie mieszkańcom.
Zdjęcie główne: Martyn Jandula / Shutterstock