Wróciłem na studia po czterdziestce. Już tłumaczę, dlaczego warto
Podobno człowiek uczy się przez całe życie. Potraktowałem to powiedzenie dosłownie i po czterdziestce skończyłem jedne studia i podjąłem kolejne. Polecam to każdemu, kto ma takie możliwości, a w tym tekście wytłumaczę, dlaczego warto to robić.
Moje wspomnienia ze studiów sprzed 25 lat nie są zbyt dobre. Były oczywiście jasne momenty, ale gdy się nad tym zastanawiam - traciłem czas swój i wykładowców. Niby szło mi nieźle, ale robiłem to jakoś bez przekonania. Po czterdziestce postanowiłem wrócić do studiowania i nie tylko niczego nie żałuję, ale uważam, że to najbardziej płodny intelektualnie i szczęśliwy okres mojego życia.
Dlaczego wróciłem na studia? Bo, po pierwsze, mogłem. Nie jest oczywiście tak, że każdy może sobie pozwolić na takie szaleństwo. Gdy ma się małe dzieci i szereg zobowiązań związanych z pracą, taki krok może być niezwykle wymagający. Przyznaję bez bicia, że pogodzenie pracy zawodowej i studiów wymaga nie tylko samodyscypliny, ale również nakładów.
Żeby było trudniej, na swoje pierwsze studia po powrocie na uniwersytet, udałem się do miasta oddalonego o prawie 400 km od mojego miejsca zamieszkania. Fakt, że pierwszy rok nauki odbywał się w warunkach pandemicznych (czyli zdalnie), wiele ułatwił, ale w kolejnych latach trzeba było już dojeżdżać (bywało, że tydzień w tydzień). Nie zamierzam zatem udawać, że realizacja tego pomysłu była bezbolesna. Po tygodniu pracy weekend bez odpoczynku jest wyzwaniem.
Zapytacie pewnie o koszty? Czesne: około 2500 zł za semestr (czyli około 500 zł miesięcznie). Dojazdy pociągiem: od 400 do 800 zł miesięcznie (w zależności od liczby weekendowych zjazdów). Nocleg: od 560 do 1200 zł (znowu w zależności od liczby zjazdów).
Czytaj więcej:
W przypadku pierwszych studiów dobrze sprawdziło się dojeżdżanie autem razem z koleżanką. Przy podziale kosztów transportu na 2 osoby, osiągaliśmy poziom ceny biletu kolejowego za przejazd w obie strony i jednocześnie byliśmy niezależni od rozkładu. Wybór studiów w rodzimym mieście znacząco obniżyłby koszty, ale zarówno mojego pierwszego i jak i drugiego kierunku, nie realizowano w Lublinie w formie zaocznej.
Skoro opowiedziałem już nieco o przeszkodach, opiszę teraz, dlaczego studiowanie po czterdziestce jest lepsze niż w młodszym wieku. A może nie tyle lepsze, co efektywniejsze i sprawiające więcej radości.
Motywacja
Natrafiamy na pierwszą różnicę między studiowaniem w wieku młodzieńczym i dojrzałym: motywacje, które kierują człowiekiem są zgoła odmienna. Gdy zaczynałem studia pod koniec XX wieku, miałem poczucie, że tak trzeba i wyższe wykształcenie będzie mi potrzebne, by zdobyć dobrą pracę i robić karierę. Później okazało się, że przez kolejne dekady moi pracodawcy nigdy nie zapytali, czy skończyłem studia. Gdy wróciłem do szkoły w ostatnich latach, motywacją nie był dyplom (a przynajmniej nie na tyle istotną, by podjąć decyzję o studiowaniu), ale czysta potrzeba zdobywania wiedzy i rozwijania się.
Taka postawa wpływa na efekty. Motywacja jest tak silna, że chcąc nie chcąc zdobywałem (i zdobywam) bardzo dobre oceny. Pierwsze studia po powrocie skończyłem z wyróżnieniem. Na drugich, póki co, mam średnią 4,9. Nie mówię tego, by się chwalić, ale by podkreślić, jak bardzo motywacja wpływa na to, co robimy w życiu. Przykłady moich koleżanek i kolegów, którzy poszli na kolejne studia później, potwierdzają ten efekt.
Gdy cofnę się do czasu pierwszych studiów, pamiętam zupełnie inny obraz. Nigdy nie miałem poprawek i bardzo słabych ocen podczas nauki w szkole wyższej, ale nie były one też wybitne. Najzabawniejsze jest chyba to, że bardzo dobre noty są skutkiem ubocznym opisywanej przeze mnie postawy. I choć nie są celem samym w sobie, stanowią bardzo przyjemny dodatek.
Pamięć
Gdy idzie się na uniwersytet po czterdziestce, zna się swoje ograniczenia. Głównie chodzi mi o te związane z pamięcią czy wzrokiem, czyli aparatem poznawczym. Kucie na blachę w zasadzie odpada, bo – po pierwsze - nie ma sensu, a po drugie, zupełnie się nie udawało, nawet gdy próbowałem. I choć nie byłem w stanie przygotowywać się do egzaminów tą najprostszą z metod, to miałem świadomość pewnej przewagi nad dużo młodszymi koleżankami i kolegami z uczelni.
Doświadczenie życiowe oraz zdobyta przez lata wiedza procentowały i zapewniały punkty odniesienia nie tylko do przyswojenia materiału, ale i efektywnego zrozumienia go. To ROZUMIENIE, a nie ZAPAMIĘTYWANIE za wszelką cenę, stawało się moim celem. Można było stosować rzecz jasna jakieś mnemotechniki, ale skoro już wywraca się swoje życie do góry nogami, jedzie się kilkaset kilometrów na zajęcia, to nie po to, by zakuwać po nocach dzień przed egzaminem i zapomnieć wszystko 3 dni później. Gdy zatem studiuje się bezinteresownie, robi się to dla samej wiedzy i rozumienia otaczającego świata.
Pamiętam moją frustrację, gdy przeczytałem świetną książkę, a pół roku później wydawało mi się, że pamiętam tylko autora (tytułu już nie bardzo). Jakie było moje zdziwienie, gdy na ćwiczeniach omawialiśmy temat pokrewny do tego ze wspomnianej książki i na podstawie skojarzeń i innych punktów odniesienia wydobyłem spory kawałek przydatnej wiedzy. Ludzie po czterdziestce często narzekają na słabszą pamięć, ale mam dobrą wiadomość: mamy przewagę, bo potrafimy łączyć kropki i linkować zdobyte informacje.
Obowiązek
Studia po czterdziestce pokazały mi, jak zmieniłem się na przestrzeni lat. To kolejna cenna lekcja. Nikt nie musiał mnie zachęcać czy przymuszać do czytania lektur, pisania esejów zaliczeniowych, nauki.
Należę do tych ludzi, na których przymus działa niezbyt dobrze. W warunkach wolności okazało się, że potrafię być niezwykle sumienny, obowiązkowy i przygotowany na każde zajęcia. Jakby tego było mało, czytałem więcej niż potrzeba, bo często temat wciągał mnie tak bardzo, że zupełnie naturalnie postanowiłem go zgłębić.
Studia w takim wieku dobrze pokazują, jacy jesteśmy, a jeszcze bardziej, co potrafimy. W wieku szkolnym słyszałem od nauczycieli najgorszy z możliwych komplementów, który bardziej deprecjonuje niż motywuje: że jestem zdolny, ale leniwy. Nie mówcie tego swoim dzieciom czy podopiecznym, bo zrobicie im krzywdę. Dziś wiem, że nauczyciele się mylili i problemem w przypadku przedmiotów, które nie szły mi jakoś szczególnie, nie było lenistwo, ale brak odpowiedniej motywacji i pomocy.
Dlaczego warto studiować po czterdziestce
Jeżeli zbierze te wszystkie aspekty i pomyśli nad efektami, okaże się, że studiowanie w późniejszym wieku może mieć znaczący wpływ na dobrostan psychiczny. Dyskusje na ćwiczeniach potrafią być niezwykle wymagające, ale i przynoszą ogrom satysfakcji. Dobre oceny zwyczajnie po ludzku cieszą. Zdobywana wiedza przydaje się w życiu – bez względu na to, co studiujemy. Rośnie samoocena, a jednocześnie ćwiczymy umysł, oddalając w czasie zmiany neurodegeneracyjne w mózgu.
Koszty? Oczywiście są – zarówno te wymierne, które wyliczyłem na początku, jak i niewymierne w postaci energii potrzebnej do uciągnięcia studiów i pracy jednocześnie. Sam się czasem zastanawiam po intensywnym weekendzie, skąd biorę na to siły. Na pewno pomaga dobra organizacja czasu i stosowanie różnych technik. W przypadku trudniejszych partii materiału wykorzystuję na przykład technikę pomodoro. Ważny okazał się również sposób notowania informacji z lektur i zajęć – to są jednak tematy na osobny tekst.
Jeżeli masz siłę i środki potrzebne, by studiować w starszym wieku, przeżyjesz wspaniałą przygodę, dowartościujesz się, poznasz nowych wspaniałych ludzi, a przede wszystkim zdobędziesz wiedzę, która pozwoli ci lepiej zrozumieć świat. Polecam!
PS. Nie napisałem, jakie studia skończyłem i na jakich jestem obecnie. Zrobiłem to celowo, bo tak naprawdę nie liczy się, jaki kierunek wybierzecie. Jeżeli jednak bardzo chcecie wiedzieć - skończyłem kognitywistykę na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, a od października rozpocznę ostatni rok filozofii na Uniwersytecie Warszawskim.