REKLAMA

Oddali ulice pieszym, rowerzystom i kierowcom. Miało być pięknie, jest prawo silniejszego

Woonerf szybko stał się jeszcze jedną wizytówką Łodzi, bo wcześniej żadne polskie miasto nie zdecydowało się tak przerobić ulicy. 10 urodziny koncepcji to jednak słodko-gorzka rocznica.

28.06.2024 08.36
Oddali ulice pieszym, rowerzystom i kierowcom. Miało być pięknie, jest prawo silniejszego
REKLAMA

Fundacja Normalne Miasto Fenomen na swoim facebookowym profilu przypomniała, że 28 czerwca 2014 r. w Łodzi oddano do użytku pierwszy polski woonerf. To koncepcja zakładająca, że ulica staje się bardziej przyjazna rowerzystom i pieszym, ale bez wyłączania ruchu dla samochodów. Kierowcy dalej mogą poruszać się trasą, choć wolniej i mając na uwadze, że tym razem to nie auta są pępkiem świata.

REKLAMA

Porównując zdjęcia sprzed 2014 r. z tym, co się stało potem, nie można nie zauważyć spektakularnej różnicy

Dawniej fragment ul. 6 sierpnia i Traugutta były ulicami jakich w centrum jest wiele. Wąziutki chodnik, zaparkowane auta i tradycyjna jezdnia.

fot. Google Street View (2013)

Po 28 czerwca 2014 r. całą szerokością spacerują ludzie, zatrzymują się ławkach, korzystają z cienia, które dają posadzone na środku drogi drzewa. W teorii.

fot. Google Street View (2021)

Ten utopijny obraz jest lekko zafałszowany. Zdjęcia przedstawiające pierwszy polski woonerf pokazują zwykle momenty, kiedy nie ma aut. Wtedy wydaje się, że udało się sięgnąć ideału – ludzie siedzą w kawiarnianych ogródkach, cieszą się miejskim życiem mając obok siebie zieleń, życie bywa piękne.

W rzeczywistości jednak zarówno na odcinku ul. 6 sierpnia jak i Traugutta notorycznie przejeżdżają samochody. Teoretycznie to nic dziwnego: w końcu woonerf nie zakłada wyłączenia ich z ruchu, przemienione ulice dalej mają być przejezdne dla aut. Sęk w tym, że choć poruszają się wolniej, to nadal hałasują i nadal nie zgadzają się na dominację pieszych oraz rowerzystów.

fot. Google Street View (2013)
fot. Google Street View (2021)

Szczególnie jest to odczuwalne w weekendy, kiedy kierowcy robią pokazy dla siedzących na zewnątrz, tak jakby myśleli, że ci o nie marzą o niczym innym jak podziwianie ich wozów. Na dodatek na wszelki wypadek prowadzący dodają gazu, by fura zabrzmiała jeszcze głośniej i każdy miał pewność, że tak, on teraz jedzie, patrzcie i podziwiajcie.

Owszem, nie brakuje rowerów, sam często przejeżdżam tą trasą, aby wjechać lub wyjechać z Piotrkowskiej. Przewija się tłum pieszych – idą czy wracają z dworca, zmierzają na wspomnianą wcześniej długą ulicę czy po prostu to ich droga do domu bądź pracy.

Trzeba jednak liczyć się z tym, że nawet na tym krótkim fragmencie samochód będzie próbował cię wyminąć. Droga z teoretycznym pierwszeństwem dla pieszych w praktyce jest drogą, z której ci schodzą, aby samochody mogły przejechać.

Jeśli myślicie, że kierowcy po 10 latach pogodzili się z tym, że w mieście jest fragment, w którym należy ciągnąć się za spacerowiczami, to nic takiego nie miało miejsca

Nadal piesi po prostu wolą zejść im z drogi, bo sami nie wierzą, że mogą z tych fragmentów korzystać do woli. Można poruszać się całą szerokością, ale do czasu, kiedy za plecami nie pojawi się samochód.

A jednak ulica żyje. Ludzie siedzą w ogródkach, na ławkach, spacerują, przejeżdżają rowerami. Są też samochody, czyli zwaśnione strony jakoś udało się pogodzić. Nie jest idealnie, ale jest dobrze?

I tak, i nie. Oczywiście, że ludzie spędzają tam czas, bo na ulicy są dobre kawiarnie, puby i restauracje. Na dodatek jest piękne otoczenie. Chce się tam być pomimo obecności samochodów. To nie tak, że one są nagle niewidoczne, nie przeszkadzają i stanowią przykład, że wszyscy możemy żyć w zgodzie.

Ilekroć jestem na pierwszym polskim woonerfie, zawsze zastanawiam się, jak mogłoby to miejsce wyglądać, gdyby zdecydowano się zamknąć ruch. Zamiast tego mamy ciągle przeciągnie liny, nieustającą szarpaninę. Raz my (rowerzyści i piesi), ale częściej oni wygrywają. Bo ciągle przecież trzeba schodzić na bok.

lodz
woonerf

Uwielbiam Piotrkowską w weekendy. Potok ludzi ciągnie się przez całą ulice. Szczególnie w ciepłe dni, święta albo długie weekendy ludzi jest mnóstwo, na całej szerokości. Wówczas auta potulnie jadą za nim i czekają na swoją kolej, by móc skręcić w uliczkę. Miny kierowców mówią wszystko: „po co ja się tu pchałem”. Dokładnie – tak powinna wyglądać reprezentacyjna część miasta. Deptak, a nie ulica. A potem przychodzi tydzień, ludzi jest mniej, kierowcy wracają do sprawowania rządów.

Woonerf mógłby więc być dowodem na to, że i piesi oraz rowerzyści mają swoje enklawy w centrum miasta. Miejsca, gdzie to oni rządzą i dominują. Właśnie dlatego moja ocena koncepcji w polskim wykonaniu jest niejednoznaczna. Owszem, jest lepiej niż 10 lat temu – ale ciągle brakuje odwagi, którą widać w zachodnich miastach.

Woonerf mimo wszystko wciąż może być dobrym przykładem

Jak swego czasu przypominał portal lodz.pl, koncepcja na początku nie spodobała się nie tylko kierowcom, ale nawet urbanistom i architektom. Architekt miasta – co zauważa jeden z komentujących pod wpisem fundacji Fenomen – twierdził, że tradycyjna ulica jest potrzebna, bo to dojazd do dworca.

Tymczasem jak widać świat się nie zawalił. I to ważna informacja np. dla mieszkańców i władz Bielska-Białej. Tam planowane jest w najbliższych latach „uspokojenie ruchu w centrum”. Żeby tak się stało potrzebne jest:

„odzyskanie” po jednym pasie ruchu w każdym z kierunków dla potrzeb ruchu pieszych, rowerzystów lub innych celów społecznych, stworzenie przestrzeni miejskiej przyjaznej mieszkańcom i turystom.

- informuje serwis bielskiedrogi.pl.

Wizualizacje wyglądają świetnie i trzymam kciuki, aby udało się je zrealizować. Woonerf łódzki może być dowodem na to, że strachy kierowców – a nawet architektów i urbanistów! – są niepotrzebne. Jakoś sobie poradzicie.

REKLAMA

Przykładem jest właśnie Łódź i ten niewielki odcinek w centrum

Choć świat się nie zawalił, to mimo wszystko trudno też uznać, że jakoś znacząco się poprawił. Po 10 latach od wdrożenia koncepcji nie ma już sensu zachwycać się pomysłem i zadowalać się zwężeniem ulicy. W końcu czas zastanowić się, czy takich fragmentów nie powinno się zwyczajnie odcinać od samochodowego ruchu, dając pełną swobodę pieszym i rowerzystom.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA