REKLAMA

Historia Projektu A119. Chcieli zdetonować bombę atomową na Księżycu

W szczycie zimnej wojny, gdy świat z zapartym tchem śledził kosmiczny wyścig między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim, w tajnych laboratoriach Sił Powietrznych USA narodził się szalony plan. Projekt A119 zakładał detonację bomby atomowej na powierzchni Srebrnego Globu.

Historia Projektu A119. Chcieli zdetonować bombę atomową na Księżycu
REKLAMA

Jest rok 1958. ZSRR triumfuje, wysyłając rok wcześniej w kosmos pierwszego sztucznego satelitę, Sputnika. Ameryka - dotychczasowy lider kosmiczny - zostaje w tyle. Po tym, gdy Związek Radziecki objął wczesne prowadzenie w wyścigu kosmicznym, w USA zapanowała atmosfera nerwowości.

REKLAMA

Ameryka zaliczała kolejne wpadki, które opóźniały wysłanie jej pierwszego satelity na orbitę. W tej atmosferze presji i strachu przed radziecką dominacją rodzi się Projekt A119.

Więcej o technologii z czasów zimnej wojny przeczytasz na Spider`s Web:

Atom w służbie nauki

Jego głównym naukowcem był dr. Leonard Reiffel. Wierzył, że nuklearna eksplozja na Księżycu może przynieść szereg korzyści naukowych. Wybuch miał wydobyć księżycowy regolit, ułatwiając badanie składu i historii Księżyca.

Ciekawostką jest, że w programie uczestniczył młody Carl Sagan, przyszły popularyzator nauki i astronomii, który w programie był częścią zespołu odpowiedzialnego za przewidywanie skutków wybuchu jądrowego w próżni i niskiej grawitacji oraz oceny wartości naukowej projektu.

Podobny pomysł wysunął Edward Teller, "ojciec bomby wodorowej", który w lutym 1957 r. zaproponował detonację ładunków nuklearnych zarówno na powierzchni Księżyca, jak i w pewnej odległości od niej, aby przeanalizować skutki eksplozji.

To miał być pokaz siły

Nauka to jednak nie wszystko. Jednym z głównych celów programu, realizowanego pod auspicjami Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, które go pierwotnie zaproponowały, było spowodowanie eksplozji nuklearnej widocznej z Ziemi. Spodziewano się, że taki pokaz podniesie morale narodu amerykańskiego.

Był jeszcze jeden ważny powód. W momencie opracowywania koncepcji projektu gazety donosiły, że Związek Radziecki planuje zdetonować bombę wodorową na Księżycu.

Według doniesień prasowych z końca 1957 r. anonimowe źródło ujawniło agentowi służb Stanów Zjednoczonych, że Sowieci planowali uczcić rocznicę Rewolucji Październikowej atomową eksplozją na powierzchni naszego satelity. Ameryka, która zaliczyła już upokorzenie po sukcesie Sputnika, nie chciała tym razem zostać w tyle.

Po latach okazało się, że ZSRR faktycznie prowadził identyczny program, oznaczony jako Projekt E-4. Nigdy nie doszedł on do fazy realizacji ze względu na obawy przed awarią i eksplozją głowicy na terytorium Związku Radzieckiego oraz możliwością wystąpienia incydentu międzynarodowego.

Eksplozja widoczna z Ziemi

Pomysł ten, choć dziś wydaje się absurdalny, miał wówczas pewne uzasadnienie naukowe. Uczeni wierzyli, że wybuch jądrowy mógłby pomóc w rozwiązaniu zagadek planetologii i astrogeologii. Eksplozja miała odsłonić głębokie warstwy księżycowej skorupy, ujawniając ich skład chemiczny i strukturę.

Zakładano użycie głowicy atomowej W25, o stosunkowo niskiej mocy 1,7 kilotony TNT, czyli około 1/10 mocy bomby zrzuconej na Hiroszimę. Chmura pyłu powstała w wyniku eksplozji zostałaby oświetlona przez Słońce i dlatego eksplozja powinna być widoczna z Ziemi.

REKLAMA

Ostatecznie projekt nigdy nie został zrealizowany. Został odwołany po tym, jak urzędnicy Sił Powietrznych zdecydowali, że ryzyko przewyższa korzyści. Uznano też, że lądowanie na Księżycu będzie lepszym pokazem możliwości technologicznych Ameryki.

Chociaż Projekt A119 nigdy nie został zrealizowany, jego dziedzictwo przetrwało jako przykład ekstremalnych pomysłów z okresu zimnej wojny. Pokazuje, jak daleko były gotowe posunąć się supermocarstwa w swojej rywalizacji. Projekt A119 pozostaje fascynującym fragmentem historii nauki i technologii, który wciąż budzi ciekawość i zainteresowanie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA