Trzy litery i masz o połowę kabli mniej. Ogarnąłem to po 20 latach
Jeden przewód, zamiast dwóch osobnych - w pakiecie mamy od razu i prąd, i internet. Po ponad 20 latach od premiery odkryłem, co naprawdę daje PoE i... nie mogę przestać podłączać w ten sposób kolejnych urządzeń.

Oczywiście sam fakt istnienia PoE - czyli rozwiązania pozwalającego jednym kablem ethernetowym przesyłać i prąd, i dane - nie był dla mnie tajemnicą. Po prostu skrzętnie go ignorowałem, traktując to jako rozwiązanie, które średnio przyda się w domu, szczególnie takim jak mój, czyli niezbyt wielkim.
Potem nagle pojawiła się potrzeba.

Tą potrzebą było dostarczenie bezprzewodowego internetu do mojego ogrodowego, letniego biura. Zasilanie - oczywiście brak. Ciągnięcie przewodów z prądem z domu - odpada, bo za dużo roboty i nie do końca czuję się na siłach, żeby samodzielnie przebudowywać istniejącą instalację elektryczną.
Mogłem więc sobie albo darować i zostać w domowym biurze, albo... skorzystać właśnie z PoE. I to był pierwszy moment, kiedy uznałem, że to ma sens.
Jeden kabel i tyle wystarczy.

Instalacja zewnętrznego routera - w stopniu działającym naprawdę świetnie - sprowadziła się właściwie do trzech rzeczy:
- kupić i zamontować tzw. PoE Injector, czyli urządzenie, które z jednej strony przyjmie prąd i dane w osobnych kablach, a z drugiej wypuści jedno i drugie już jednym przewodem;
- wywiercić jedną dziurę w ścianie i przeprowadzić przez nią kupiony w markecie przewód ethernetowy;
- podłączyć tenże przewód do punktu dostępowego WiFi w ogrodzie.
I to jest... koniec. Od tego czasu X50 Outdoor działa jak trzeba, będąc nie tylko zasilanym w łatwy sposób, ale też mając stałe, przewodowe podłączenie do reszty sieci mesh. Na dobrą sprawę planuję go przestawić kiedyś jeszcze dalej w ogród, żeby mieć jeszcze większą powierzchnię pokrytą WiFi. Wprawdzie z całego dopuszczalnego "zasięgu" PoE nie skorzystam (do 100 m przewodu), ale w sumie - tym lepiej.
Na tym jednak się nie skończyło.

Uznałem, że skoro zasilanie zewnętrznych urządzeń może być takie łatwe, to dlaczego przystanąć w tym miejscu. Tym bardziej, że wcześniej z "elektryfikacją" ogrodu wstrzymywałem się głównie dlatego, że nie chciałem a) bawić się w elektryka i b) wiercić za dużo w ścianach.
Skorzystałem więc z tego jednego otworu, który wywierciłem wcześniej, ale przewód podłączyłem nie do Deco X50 Outdoor, a do switcha o pięknie brzmiącej nazwie SG2005P-PD. W rezultacie zamiast jednego złącza PoE uzyskałem cztery (nie liczę wejścia) i sumaryczny budżet PoE na poziomie 64 W. I tak, sam SG2005P-PD też zasilany jest z PoE, żadnych dodatkowych przewodów.
Zaraz, jaki "budżet"?
W ramach szybkiego wytłumaczenia, bez wdawania się w szczegóły, każdy standard PoE - a oczywiście jest kilka - ma swoją maksymalna dostępną moc. Przy zwykłym PoE jest to ok. 15 W, przy PoE+ - 30 W, przy PoE++ doskakujemy do 60 albo nawet okolic 100 W.
Co istotne, w większości przypadków moc takiego "przyłączenia" jest negocjowana, więc nie ma się co obawiać, że podłączymy coś "słabego" do portu PoE++, a nasze urządzenie się usmaży. Po prostu poinformuje, ile prądu potrzebuje i tyle dostanie. Wyjątkiem, na który trzeba dość uważać, jest tzw. pasywne PoE, gdzie takiej negocjacji nie ma i trzeba dobrze pomyśleć, co do czego podłączyć, żeby niczemu nie stała się krzywda.
Jeśli jednak operujemy w ramach bezpieczniejszego - i raczej bardziej powszechnego - aktywnego PoE, to zasadniczo możemy skupić się na kilku prostych rzeczach.
Po pierwsze - jeśli nie mamy jakiegoś switcha, tylko zasilamy przez PoE pojedyncze urządzenie - tak jak ja z Deco X50 Outdoor - to w sumie jest tylko jedna rzecz do przemyślenia. To, czy nasz PoE Injector ma wystarczającą moc do zasilenia urządzenia docelowego. Przykładowo wybrany przeze mnie Poe Injector od TP-Linka, czyli TL-POE160S, oferuje 30 W, czyli sporo poniżej energetycznego zapotrzebowania X50 Outdoor.
Jeśli natomiast planujemy np. switcha, to tu już trzeba pod uwagę wziąć dwie rzeczy. Pierwsze - i ważniejsze podczas doboru switcha, jest to, jaki standard PoE dostajemy na każdym z gniazd. Jeśli mamy coś, co potrzebuje 20 i więcej watów, i podłączymy to do gniazda PoE bez plusów, to będzie nam raczej smutno.
Druga kwestia to sumaryczny, wspomniany już wcześniej, budżet PoE, czyli to, ile prądu może nam ten switch dać w sumie. Przykładowo switch ES208GP oferuje PoE+, czyli teoretycznie obsłuży do 30 W na port, ale jego sumaryczny budżet to 64 W, a nie - jak można by sobie kalkulować - 240 W. Dla odmiany, taki SG3210XHP-M2 również ma 9 portów PoE+, ale już jego sumaryczny budżet to właśnie 240 W, czyli możemy zapełnić wszystkie gniazda urządzeniami pobierającymi tyle, ile tylko się da i wszystko będzie działało jak trzeba.
Trzeci wariant do rozważań to taki, jak mój, czyli ze switchem zasilanym z PoE. Tutaj trzeba pod uwagę brać to, co w poprzednim wariancie, ale też to, jaką moc do tego switcha dostarczamy. W moim przypadku injector kupiony z myślą o samym Deco X50 Outdoor dość szybko dotarł do granic swoich możliwości. I tak, mogłem bez problemu zasilić z niego - o dziwo - SG2005P-PD, Deco i kamerę, ale potem niezbędna była już wymiana na mocniejszy model.
Kamerę?
Tak, bo prawdopodobnie jest to jedno z częstszych zastosowań PoE i switchy PoE. Rozwiązanie jest o tyle piękne, że - tak jak w moim przypadku - nie trzeba nadmiarowo wiercić w ścianach i nadmiarowo prowadzić przewodów po domu czy ogrodzie. Wystarczy jeden przewód i nie dość, że jesteśmy podpięci do zasilania na stałe, to jeszcze mamy fantastyczną jakość połączenia kablowego. I wiem, co piszę - mam doskonałe WiFi w domu i okolicy, a jednocześnie moje kamery "na kablu" zawsze działają lepiej i sprawniej od tych bezprzewodowych.
Na tym się na szczęście nie kończy, bo lista urządzeń obsługujących PoE rośnie z roku na rok. Switche, smart domowe bramki, czujniki, wideodomofony, ekrany/panele sterowania i - oczywiście - punkty dostępowe WiFi.
Wszystkiego tego mamy w domach coraz więcej i podłączenie tego po PoE po prostu ma sens, bo jest łatwiej, wygodniej i przyjemniej, nie wspominając o tym, że poprowadzenie "po fakcie" kabla ethernetowego jest dużo bardziej komfortowe niż prowadzenie kolejnego kabla z prądem.
I tak, prawdopodobnie moim kolejnym krokiem będzie przestawienie moich wewnątrz-domowych punktów dostępowych właśnie na PoE, dzięki czemu będzie ładniej, lepiej i z... wolnymi gniazdkami w kontakcie.
Jest jeszcze jedna przewaga PoE nad "gniazdkiem"
I jest to coś, co poczujemy w momencie, kiedy... coś przestanie działać. O ile bowiem jeśli jakaś kamera czy czujnik się zawiesi i jest podpięta do gniazdka, to możemy albo ręcznie wyjąć i włożyć zasilacz, albo - jeśli sprawa jest zdalna - skorzystać np. ze smart gniazdka. Tyle tylko, że jedno i drugie to albo więcej zabawy, albo kosztów.
PoE natomiast - w przypadku chociażby "lekko" zarządzanych switchy - pozwala nam ten problem restartu rozwiązać jednym kliknięciem albo nawet automatycznie. Przykładowo przy moich switchach mogę albo zdalnie zresetować (lub po prostu wyłączyć) wybrany port, albo aktywować na nim tzw. PoE Auto Recovery, które automatycznie zresetuje dane urządzenie (przez odcięcie i uruchomienie zasilania), jeśli przez dłuższy czas będzie wyglądać na martwe.
Oczywiście wariant automatyczny nie jest wskazany dla wszystkich urządzeń i wszystkich sytuacji (nie chcecie resetować kamery w połowie aktualizacji jej oprogramowania), ale w wielu przypadkach może sprawić, że życie stanie się wygodniejsze. Już nawet sama opcja ręcznego restartu daje naprawdę sporo i wcale nie musi kosztować fortuny - taki ES205GP kosztuje ok. 200 zł, więc nie trzeba od razu bać się monstrualnych wydatków i szafy serwerowej.
Aczkolwiek PoE to nie tylko... urządzenia zgodne z PoE.

Przykładowo - to, co widać powyżej, to dość już wiekowa kamera Tapo, model C520WS. Czy obsługuje PoE? Nie, ani trochę. Czy w moim domu działa w ramach PoE? Oczywiście.
Jak? Z wykorzystaniem odwrotności PoE Injectora, czyli tzw. PoE Splittera. Tak jak wcześniej sprowadzaliśmy osobnymi przewodami dane i zasilanie, a wyprowadzaliśmy pojedynczy przewód ethernetowy, tak tutaj wprowadzamy pojedynczy przewód ethernetowy i wyprowadzamy osobne zasilanie i dane. Dla mnie takie rozwiązanie było idealne, bo i mogłem wykorzystać starszą kamerkę, i dalej z domu wychodzi tylko jeden kabel ethernetowy (do SG2005P-PD).
Dodam przy tym, że zdecydowanie dobrze jest odrobinę dopłacić do aktywnych splitterów PoE (u mnie - TL-PoE10R), bo kuszące ceną pasywne a) często po prostu nie działają i b) są w stanie uszkodzić urządzenie odbiorcze, jak je dobierzecie. Zdecydowanie lepiej zdać się na negocjacje.
I to dalej nie koniec!
Splittery występują bowiem w przeróżnych formach i z przeróżnymi końcówkami, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zasilić w ten sposób więcej urządzeń. W moim domu pomogło to chociażby znacząco w opanowaniu szafy serwerowej (tak, to jest dosłownie szafa, taka drewniana i z Ikei), gdzie w pewnym momencie wykorzystywane były 3 albo 4 listwy zasilające. Rozdzielenie PoE bezpośrednio ze switcha, na dane i zasilanie, pozwoliło mi pozbyć się co najmniej 4-5 osobnych zasilaczy, zdecydowanie przerzedzając zasilaczowo-kablowy gąszcz.
Podejrzewam zresztą, że zdecydowanie ułatwi mi to transfer tych wszystkich zabawek do normalnej szafki serwerowej, gdzie zaplanowałem po prostu jedną większą listwę zasilającą, a cała reszta będzie zasilana z PoE.
Gdybym tylko pomyślał o tym wcześniej...







































