Poprosiłem Google o pomoc w rozwiązaniu problemu. Tak trafiłem do internetowego piekła
Usterka Instagrama zawiodła mnie w odmęty internetu robionego pod SEO przez sztuczną inteligencję. Tak trafiłem do piekła
Popsuł mi się Instagram. Aplikacji tej używam od jej początków w 2011 r. Nie służy mi ona do generowania zasięgów czy zbierania followersów, ale polubiłem ją jako sentymentalny album z miłymi dla (mojego) oka zdjęciami.
Usterka jest wyjątkowo uciążliwa, bo aplikacja na iPhonie nie radzi sobie od niedawna nie tylko z edycją zdjęć (to można jeszcze znieść, robiąc podstawową obróbkę w innej aplikacji), ale nie pozwala na opublikowanie fotografii nawet nie tyle dobrej, ale nawet przyzwoitej jakości. Kompresja jaka się dokonuje, generuje pikselozę. I to dosłownie.
Problem nie dotyczy wszystkich telefonów. Z jakiegoś powodu aplikacja ma problem ze zdjęciami z iPhone’ów 15. Jak się jednak okazuje nie wszystkimi. Znam użytkowników, którzy nie doświadczają tej usterki, mimo że korzystają z analogicznego modelu. Trudno powiedzieć, gdzie jest pies pogrzebany, ale błąd (czy raczej błędy) uniemożliwiają czynne używanie Instagrama.
Rozwiązania zacząłem szukać w Google. Trafiłem na spam SEO
W polskojęzycznym internecie nie znalazłem oczywiście sensownych porad, zacząłem więc szukać po angielsku i to na różne sposoby. Owszem, udało mi się znaleźć kilka stron, na których poruszano podobny do mojego problem, ale ograniczały się one do zabiegów, których dokonałem, zanim zacząłem szukać jakiegokolwiek rozwiązania. Radzono zatem, by odinstalować aplikację, wyłączyć i włączyć telefon itp. Goście z IT w serialu „IT Crowd” opracowali ten kodeks postępowania już wiele lat temu:
Najdziwniejszą poradą i jedyną, która przyniosła jakikolwiek skutek było… włączenie trybu oszczędzania energii podczas korzystania z Instagrama na iPhonie. Zadziałało dokładnie dwukrotnie, po czym działać przestało.
Kiedyś to był internet, teraz już nie ma internetu
Biję się z myślami, czy to internet tak bardzo zszedł na psy, że dziś znalezienie w wyszukiwarce wartościowych porad staje się coraz trudniejsze, czy może mój problem jest tak niszowy, że dotyczy niewielkiej grupy urządzeń.
Mimo wszystko skłaniam się ku pierwszej możliwości, a powodem ku temu jest to, co zobaczyłem w wyszukiwarce. Co to było? Przede wszystkim dziesiątki poradników robionych pod SEO przy użyciu SI, w których znajdują się odpowiedzi na typowe pytania dotyczące Instagrama.
Być może gdzieś głęboko w wynikach wyszukiwania znalazłyby się cenne porady, ale najpierw trzeba przebić się przez spam podobnych do siebie stron, którym treści generuje ChatGPT. Niby Google miał walczyć z tym zjawiskiem, ostatnio odbył się nawet tzw. spam update algorytmu. Google chwalił się, że zmiana będzie historyczna, ale efekty prawdopodobnie są widoczne wyłącznie w Excelu (czy raczej Arkuszu Google) tych menadżerów giganta, którzy odpowiadali za aktualizację. Jedyną pozytywną zmianę, jaką zauważyłem była nieco wyższa pozycja strony rozwiązywania problemów samego Instagrama i kilku jego podstron pomocy technicznej.
Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, jak działa internet
Doskonale zdaję sobie sprawę, że użytkownicy poszukują w Google odpowiedzi na najprostsze pytania. Na liście popularnych fraz w wyszukiwarce znajdują się takie – wydawałoby się – oczywistości jak choćby pytanie „jak wylogować się konta Google?”. Cenię dobre poradniki, które tłumaczą ludziom rzeczy w prostych słowach. Na Spider’s Web również publikujemy takie materiały. Problem dotyczy SEO spamu generowanego przez cwaniaków, którzy dosłownie zalewają internet spamem.
Generatywna sztuczna inteligencja potrafi naprawdę wiele i choć moja redakcyjna koleżanka krytykuje zastój w temacie chatbotów, ja staram się patrzeć na rzecz nie tylko przez pryzmat samej technologii, ale skutków jej użycia. Zagłada z ręki SI martwi mnie znacznie mniej niż jej wpływ na miejsca pracy i nasze życie w ogólności. Tak oto za pomocą SI doprowadzamy do tego, co nieco poetycko ujął niemiecki filozof koreańskiego pochodzenia, Byung-Chul Han: „niewolnik odbiera panu bat z ręki i biczuje sam siebie”.
Jestem przekonany, że zatęsknimy jeszcze za czasami sprzed boomu na sztuczną inteligencję, gdy nawet wyszukiwarka Google’a była bardziej ludzka.
Czytaj także: