Darmowe laptopy dla uczniów śmierdzą kiełbasą. Ministerstwo przyznało, że nie ma pomysłu, co z nimi zrobić
Abstrahując od wyborczego kontekstu, laptopy dla czwartoklasistów wydawały się słusznym rozwiązaniem, dzięki któremu zmniejszy się wykluczenie cyfrowe wśród uczniów. Sęk w tym, że potencjał urządzeń trafiających do uczniów nie zostanie w pełni wykorzystany.
Komputery dla uczniów okazały się być kiełbasą wyborczą. Ministerstwo Edukacji nie ma pomysłu, jak je wykorzystać w procesie kształcenia.
"Dziennik Gazeta Prawna" donosi, że Ministerstwo Edukacji i Nauki nie ma planu na to, w jaki sposób laptopy mogłyby podnieść kompetencje cyfrowe młodych ludzi. Najwyraźniej rządzący uważają, że samo posiadanie sprzętu sprawi, że uczniowie dowiedzą się, co jest im potrzebne. "Masz rower to pedałuj" – mówiło się kiedyś o tego typu poradach, a teraz doczekaliśmy się nowej, cyfrowej wersji.
Dziennik pisze, że współpraca między resortami to trudny temat i dlatego każdy działa na własną rękę
Skoordynowanych działań nie ma, są półśrodki. Na przykład ministerstwo cyfryzacji postawiło na stronę Laptopdlaucznia.gov.pl, ale ta składa się tylko z odpowiedzi na pytania dotyczące sprzętu i materiałów odnośnie do cyberbezpieczeństwa. Są też przygotowane przez NASK kursy e-learningowe. Czy uczniowie sami z siebie będą chcieli odwiedzać witrynę? Jak mawiał klasyk: przypuszczam, że wątpię.
Zakładanie, że dzieci w sieci same znajdą wartościowe i potrzebne dla nich materiały jest bardzo odważne. A raczej: naiwne. Obecne problemy młodych doskonale pokazują, do czego doprowadza pewna samowolka i brak wartościowej cyfrowej edukacji.
Sprawdź nasze poradniki:
- Laptop dla ucznia podstawówki i liceum. Jaki wybrać? Ranking 2023
- Jaki laptop dla studenta? Ranking 2023
Z raportu "Młode głowy" wydanego właśnie przez Fundację Unaweza wynika, że aż 81,6 proc. uczniów podstawówek i szkół ponadpodstawowych (w badaniu wzięło udział 180 tys. osób) miało konta w mediach społecznościowych przed ukończeniem 13. roku życia. A jest to dla posiadania konta cezura, której przestrzega każdy z Big Techów. – To pokazuje, że dajemy dzieciom na tacy rozwiązania, które są niezdrowe. To tak, jakbyśmy podali im alkohol lub kokainę i powiedzieli: "spróbuj, jeśli ci smutno albo brak ci energii do życia" – komentuje ten wynik psycholożka Joanna Flis, współautorka badania.
- pisaliśmy na łamach Spider's Web+.
Podobnych zatrważających danych nie brakuje. Niedawno na Twitterze pojawiła się bardzo ciekawa nitka zwracająca uwagę, że młodym ludziom brakuje pewnych cyfrowych kompetencji – podobnie jak słynnym boomerom.
Najmłodsze pokolenie natomiast nie musi się dokształcać technologicznie, bo ma wszystko podane na talerzu, a właściwie na ekranie telefonu. Kompetencje elektroniczne Zetek są wysokie, jeśli chodzi o samą obsługę sprzętu, bo się z tymi kompetencjami niejako rodzą. (…) Mają jednak jeden problem. Wiedzą, że coś działa, bo za ich życia zawsze działało. Ale nie wiedzą, dlaczego i jak działa.
I jak dodaje:
Telefony zastąpiły bardziej skompilowane urządzenia (pod względem obsługi, bo technologicznie to są bardzo zaawansowane diabelstwa). Jednocześnie doprowadzając do wtórnego analfabetyzmu elektronicznego, bo wszystko robią niejako same, bez większej ingerencji.
- pisze Yoghurt.
Mamy więc i takie problemy, a stale dochodzą nowe, związane choćby ze sztuczną inteligencją, weryfikowaniem informacji, uczeniem się tego, jak rozpoznać, co jest prawdziwe, a co wygenerowane. To bardzo skomplikowane, trudne tematy. Laptopy dla uczniów wydawały się świetnym pretekstem, żeby pójść za ciosem i uczyć czegoś więcej.
Co najsmutniejsze, był pomysł, aby coś z tematem zrobić. "DGP" dodaje, że do każdego laptopa miała być dokładana książka promującą higienę cyfrową książkę "Wychowanie przy ekranie" Magdaleny Bigaj. I to była świetna koncepcja! Ale okazała się za droga. Na tyle, na ile to możliwe, uciekam od polityki, ale znalazłbym kilka kosztownych programów, z których śmiało można byłoby zrezygnować, za to postawić na zakup książek.
Ministerstwo Edukacji i Nauki nie zadbało nawet o żadną platformę edukacyjną dla uczniów
Laptopy trafią czyste, prosto z fabryki, jak do zwykłego użytkownika. Wiceminister cyfryzacji tłumaczy, że brak wgranych programów zapobiegnie oskarżeniom o szpiegostwo i inwigilację. Tyle że zrzuca też odpowiedzialność na szkoły i rodziców, które nie zawsze mają świadomość, z czego warto korzystać, a czego lepiej unikać.
Trudno nie dojść do wniosku, że program laptopów dla uczniów został zrobiony typowo po polsku. Wygrawerowanie orła na obudowie? Priorytet! Stworzenie zaplecza, które sprawi, że urządzenia faktycznie wzbogacą uczniów? Pożyjemy, zobaczymy, coś się wymyśli. A na razie rząd potraktował uczniów tak, jak często robią to sami rodzice. Załatwił laptop, zostawił, niech młodzi się bawią i uczą. Na pewno sobie poradzą, prawda? Może być jednak z tym różnie.