Hulajnoga Red Bull Racing Take Up - opinie, test, czy warto?
Nawet jeżeli odrzucimy skojarzenia związane z nazwą Red Bulla, sama prezencja hulajnogi trochę przypomina pojazd znany z torów F1. Opływowe kształty, dziki, wręcz agresywny charakter. Ale to tylko pozory. Ten gepard jest potulny jak baranek.
Nie ukrywam, że spodziewałem się bestii. I to nie tak, że hulajnoga Red Bull Racing Take Up jeździ wolno. Przyspieszenie jest całkiem niezłe, a silnik 500 W żwawo pomaga nabrać prędkości. Jednak czuć, że projektantom bardziej niż na wietrze we włosach zależało na zapewnieniu komfortu i bezpieczeństwa.
Paradoksalnie sam się dziwiłem, że jechałem już maksymalne 20 km/h. Hulajnoga mocno i pewnie trzyma się powierzchni. Konstrukcja jest stabilna i daje poczucie bezpieczeństwa. Na tyle cała ta obudowa jest przekonywująca, że 10-calowe koła wydawały mi się zaskakująco... małe.
Na szczęście nie oznacza to, że radzą sobie tylko na ścieżce rowerowej i to na dodatek tej wybudowanej po 2022 roku. Łódź to fantastyczne miasto do testowania elektrycznych pojazdów, bo mamy rozkopane ulice, dziurawe chodniki, ścieżki rowerowe z kostki brukowej. Jest okazja, aby jeździć i po asfalcie, i po szutrze, nie opuszczając nawet centrum miasta.
I w takich warunkach hulajnoga Red Bulla hasała bez przeszkód
Przedni amortyzator skutecznie brał na siebie nierówności. Niewielkie, z perspektywy rozmiaru samej hulajnogi, koła podjeżdżały pod nieduże krawężniki. Nie jestem szaleńcem i nie atakowałem wysokich barier, ale w większości przypadków dawało się pokonywać je bez schodzenia z pojazdu.
Wyobrażam sobie, że trochę większe koła pasowałyby do tego modelu, ale rozmiar jest wystarczający, żeby komfortowo jeździć po mieście. Komfort to zresztą najlepsze słowo opisujące ten model. Już wcześniej pisałem, że zaskakująco przyjemnie jeździ się nawet 15 km/h. Hulajnoga ma trzy tryby jazdy (5 km/h, 15 km/h i 20 km/h) i skrupulatnie ich przestrzega, dostosowując się do przepisów.
Ja celowo często wybierałem ten środkowy, bo mam ten komfort, że rzadko kiedy się gdzieś spieszę. Nie czułem potrzeby gnania, bo taka jazda była wygodna, spokojna, bez irytowania się na nierówności czy drobne przeszkody. Wyobrażam sobie, że tak muszą się czuć kierowcy tych wszystkich SUV-ów. A jednocześnie hulajnoga ma typowo miejski charakter: zwinna, zgrabna, gotowa do działania.
Jedyne, czego brakowało, to może łatwiejszego przełączania pomiędzy trybami. W tym modelu trzeba przyciskać włącznik i wyłącznik, żeby zmieniła się opcja jazdy. Nie przeskakujemy więc wygodnie w górę lub w dół – czasami więc zamiast z dwójki przejść wygodnie na trójkę zeskakujemy na jedynkę, a potem robimy "koło".
Na dodatek tryby jazdy zmienia się podczas postoju. I ma to sens ze względów bezpieczeństwa, by nagle zbytnio nie wypruć. Nie grozi to nam również podczas startu, bo silnik odpowiednio dozuje moc, żeby ruszyć delikatnie, a nie z kopyta. Ma to sens, bo czasami hulajnogi na wynajem zachowują się jak dzikie konie. Tutaj musimy sami się odepchnąć i dopiero wtedy prędkość zaczyna rosnąć. Stopniowo, nie gwałtownie.
Wyświetlacz jest bardzo minimalistyczny, ale to żaden problem, bo w sumie co tu pokazywać. Jedynie prędkość, stan baterii i to, czy światła są włączone. Trochę szkoda, że ciągle standardem w elektrycznych hulajnogach nie są kierunkowskazy. Pojazd jest wprawdzie na tyle stabilny, że wyciąganie ręki nie jest czymś ryzykownym i niebezpiecznym, ale wolałbym jednak światłami dawać sygnał.
Bateria – czyli największa zaleta i wada tego modelu
Zaleta, bo można ją wygodnie odczepić i ładować "zdalnie". Szczególnie ucieszą się właściciele garażów, piwnic czy zadaszonych i pilnowanych miejsc garażowych. Zamiast brać sprzęt do siebie, wystarczy odczepić akumulator (za pomocą dodawanego kluczyka) i w domu podłączyć do ładowania. Nawet w mieszkaniu można zostawić ją w przedpokoju złożoną, a baterię gdzieś blisko kontaktu. To spore ułatwienie.
Podejrzewam, że bardziej odważni mogliby nawet zostawiać hulajnogę pod sklepem, zabierając baterię, ale ja na wszelki wypadek i tak zawsze przyczepiałem ją rowerową blokadą. Pewnie gdybym miał urządzenie na własność i oswoił się, zostawiałbym ją bez akumulatora. Chociaż szkoda, że producent nie pomyślał o funkcji alarmowej, odpalanej np. za pomocą aplikacji. Wprawdzie takie połączenie ma swoje wady – kiedyś testowałem model, który nie mógł połączyć się z aplikacją i nie chciał się włączyć – ale byłoby to dodatkowe zabezpieczenie.
Dlaczego bateria jest jednocześnie największą wadą tego modelu? Jeśli ją się odczepi, łatwo to zrozumieć – jest zaskakująco… mała. Ciężka, owszem, ale gabaryty takie, że wsadzicie ją do plecaka i spokojnie zrobicie większe zakupy. Stąd też pojemność wynosząca tylko 10,4 Ah.
Tylko, bowiem taką samą znajdziemy choćby w modelu Motus Pro 8,5 Lite, który ma mniejszą (350W) moc silnika czy w Xiaomi Mi Electric Scooter 3, hulajnodze ważącej… 13 kg. Red Bull Racing TakeUP ma zaś 17 kg i jednak nieco inny kształt niż "wychudzone" modele, jakie często można spotkać na ulicach. A to też odbija się na stylu jazdy i obciążeniu baterii.
Nawet w specyfikacji producent zaznacza, że maksymalny zasięg baterii wynosi do 40 km. To raczej bardzo optymistyczne założenia, zakładające moim zdaniem, że właścicielem będzie ktoś z tych dolnych przedziałów wagowych i jadący głównie po prostej, równej drodze. Ze mnie kawał chłopa i przy częstej jeździe pod górkę, nierzadko pod wiatr, hulajnoga prosiła o ładowanie nawet po 20-25 km jazdy.
Po prostu parametry Red Bull Racing TakeUP wskazują, że to model "lite". A patrząc (i nosząc go) na pewno nie da się go tak scharakteryzować
Ktoś niższy czy chudszy ode mnie może osiągać inne, lepsze parametry, ale pewnych rzeczy jednak się nie oszuka. Motus Pro 8,5, który waży raptem kilogram więcej (ale ma silnik o tej samej mocy) może pochwalić się pojemnością akumulatora wynoszącą 18,2 Ah. I będę upierał się, że to nie moje zbędne kilogramy są jedynym powodem, bo takich dysproporcji nie widziałem w innych testowanych przez siebie hulajnogach czy rowerach elektrycznych.
Na szczęście kierownicę bardzo łatwo złożyć, więc w przypadku chowania sprzętu w mieszkaniu, samochodzie czy komunikacji miejskiej nie są to wielkie problemy. Hulajnoga ma duży "blat", więc miejsca na nogi jest sporo, ale jeśli byście wnosili ją codziennie na czwarte piętro, to raczej to odczujecie.
Dla kogo jest ten model Red Bulla?
Dla osób ceniących wygląd oraz wygodę ponad parametry. I tych, którzy wiedzą, że hulajnoga ma służyć do konkretnych dojazdów od punktu A do punktu B, bez dodatkowego zwiedzania. No, chyba że ktoś jest lekki jak piórko i wie, że nie będzie dużo pod górkę, to wówczas bateria o mniejszej pojemności może wystarczyć. Reszta niech weźmie to pod uwagę, że o wyprawy na 40 km może być trudno.
Ale jeśli oczekujecie od pojazdu, że zawiezie was do pracy, która nie jest aż tak daleko od domu, i z powrotem, zaś czas na dojazd ma być spędzony w wygodnych, pewnych i komfortowych warunkach, to Red Bull Racing Take Up jest ciekawym wyborem. Tym bardziej że wygląda naprawdę nieźle. Patrzyłem na kierowców na nieco mniejszych i chudszych hulajnogach, i zrozumiałem, jak muszą czuć się prowadzący zgrabne, sportowe fury, gdy podjeżdżał obok nich np. stuningowany stary golf. Od skrzyżowania do skrzyżowania mógł być szybszy, ale to ja jechałem z większą klasą.
Red Bull Racing Take Up ma sportowe zacięcie, radzi sobie z miastowymi problemami, wygląda ciekawie, ale ma nieco rozczarowującą baterię.