Apple zrobił dla grania na Maku więcej w rok niż przez dekadę. Cook ma jednak dylemat
Podczas WWDC23 Apple zaprosiło na scenę legendę branży Hideo Kojimę, jednocześnie obiecując wiele nowych gier dla Maka. To coś więcej niż ruchy pozorowane, ale Apple jest tak daleko w tyle za konsolami i PC, że póki co rywalizuje wyłącznie we własnej kategorii: gamingowa waga wyimaginowana.
Można odnieść wrażenie, że zapraszając na WWDC23 ikonę, wizjonera i celebrytę branży gier - Hideo Kojimę - Apple na poważnie wchodzi do świata gamingu. Przekaz miał być jasny: w gry tak wielkie i piękne jak Death Stranding da się grać na MacBooku. Barier nie ma, są za to nowe możliwości, uzyskane dzięki wydajnym układom designed in California, made in China.
Póki co Apple rywalizuje o serca graczy w unikalnej kategorii: kalifornijskiej wadze teoretycznej.
Żebyśmy mieli jasność: na Makach z M2 da się grać w nowe, bogate wizualnie, natywnie uruchomione produkcje. Wiem, bo właśnie przechodzę w ten sposób Resident Evil Village, uruchamiane na 13-calowym MacBooku Air z M2. Sam fakt, że tytuł Capcomu działa na laptopie bez wentylatorów ze średnimi ustawieniami w 40 - 60 fps jest niesamowity. Magia Apple pryska co prawda po pół godziny, gdy throttling sabotuje płynność rozgrywki, ale nie zmienia to faktu: M2 imponuje.
Skoro na laptopach z układami M działa Resident Evil Village, to nie wątpię, że zadziała na nim również solidnie zoptymalizowane Death Stranding. Problemem nie będą wymagania, ale sposób dystrybucji. Apple popełnia bowiem dokładnie ten sam błąd, który wcześniej pogrążył ambitne plany Google dotyczące gier, wyrażone w projekcie Stadia.
Apple chciałoby kopiować nawyki z App Store dla iPhone w świecie stacjonarnego gamingu. To nie wyjdzie.
Na urządzeniach mobilnych Apple zarabia krocie ze sprzedaży gier. Haracz w wysokości 20 - 30 proc. od transakcji sprawia, że chociaż firma Tima Cooka sama nie produkuje gier, to zarabia na nich więcej niż Sony czy Microsoft. Dlatego nie dziwi mnie, że Apple chciałoby powtórzyć ten sam manewr na urządzeniach stacjonarnych.
Dobrym przykładem jest tutaj wcześniej wspomniany Resident Evil Village. Posiadacze tej gry na Steam nie uruchomią jej na Makach, chociaż sama platforma bez problemu obsługuje jednocześnie Windows oraz MacOS. Osoby chcące zagrać w interaktywny horror muszą kupić osobną, odizolowaną wersję bezpośrednio z App Store. Oczywiście droższą niż edycja Steam.
Taka polityka Apple to działanie nieperspektywiczne. Okej, Tim Cook dostanie trochę dolarów ze sprzedaży Resident Evil, ale co do zasady przytłaczająca większość osób wciąż będzie kupować gry na Windows i Steam lub konsole. Z kilku powodów: po pierwsze, mają tam cyfrowe biblioteki. Po drugie, gry działają tam lepiej. Po trzecie, są przy tym tańsze.
Granie na Maku może być czymś realnym, ale tutaj potrzeba podejścia twórców No Man's Sky.
Wydawca popularnego, świetnego No Man's Sky znajduje się po drugiej stronie dystrybucyjnej barykady. Zamiast wydawać kosmiczną przygodę wyłącznie w Mac App Store, zapewnił kompatybilność wersji ze Steam. Dzięki temu wszyscy posiadacze tej gry na Windows - a jest ich kilka milionów - mogą ją pobrać bezpłatnie na Maki z układami Apple, a także wybranymi podzespołami Intela. Kapitalna sprawa.
Taki model dystrybucji sprawia, że mainstreamowi gracze mają realną szansę odkrycia: hej, na Makach da się grać. Mało kto chce wydawać na taki eksperyment około 200 złotych z własnej kieszeni, ale jeśli może to zrobić za darmo, korzystając z gry którą już posiada w bibliotece Steam - wtedy optyka ulega diametralnej zmianie. Za nią bardzo powoli zmieniają się przyzwyczajenia.
Problem polega na tym, że Apple nie ma z takiej operacji natychmiastowych zielonych. Zyskuje jednak w dłuższej perspektywie. Odczarowuje bowiem Maka jako platformę, na której granie to egzotyka dla najbardziej szalonych i zdesperowanych entuzjastów jabłek. Pytanie tylko, czy Cooka interesuje długofalowy rozwój Maka w tym obszarze. Jeżeli zależy mu wyłącznie na odtworzeniu modelu App Store z iPhone, jest skazany na porażkę.
Google - inny gigant świata tech z workami pieniędzy bez dna - wyszedł niedawno z podobnie pyszałkowatego założenia. Alphabet uznał, że uda mu się stworzyć zamknięty ekosystem Stadia, bez żadnego przepływu ze Steam. Konkurencyjna w tym obszarze Nvidia wybrała alternatywne podejście, otwierając GeForce NOW na zewnętrzne kolekcje graczy. Każdy z nas wie, kto musiał spakować manatki, a kto wciąż się rozwija i rozszerza działalność w sektorze gamingu.
Apple musi podjąć ważną decyzję: albo długofalowa zmiana wizerunku Maka, albo szybka kasa z App Store.
Tylko pełne otwarcie na Steam daje jakąkolwiek możliwość zmiany podejścia graczy do MacOS. Wyłączna dystrybucja w App Store - do tego w wyższej cenie - jest tego kompletnym przeciwieństwem. Ze Steam próbował już walczyć Microsoft, walczyło z nim Electronic Arts i walczył Ubisoft. Wszyscy ponieśli porażkę. Nie ma żadnych, absolutnie żadnych przesłanek za tym, by Apple miało być tutaj wyjątkiem.
Nadchodzące premiery gier na Maki - w tym Death Stranding - pokażą, jakie podejście wybrało Apple. I chociaż firma zrobiła dla grania na MacOS więcej w ciągu roku niż w ciągu ostatniej dekady, to ważny jest kontekst oraz ważne jest otoczenie. Krajobraz rynkowy wygląda natomiast tak, że rywale są niezwykle głęboko okopani na własnych pozycjach i MacBook - nawet ze statusem najchętniej kupowanego laptopa na świecie - nie wywróci do góry nogami świata zbudowanego przez Sony, Nintendo, Microsoft, Nvidię, Intela, Valve oraz AMD.
Może być natomiast tego świata częścią.