Dorośli ośmieszają się w oczach dzieci. I wciąż odmawiają im praw
Nawet w języku polskim słowo "dziecko" ma rodzaj nijaki. Tymczasem podmiotowość jest wtedy, gdy mówimy o kimś, nie o czymś. Dorośli muszą to wreszcie zrozumieć. Bo na razie częściej bywają pośmiewiskiem niż wsparciem. Dobitnie pokazuje to nowy raport Fundacji Orange.
Nie jest dobrze, a wręcz jest po prostu źle. Tragedie takie jak śmierć 8-letniego Kamila z Częstochowy unaoczniają to całej Polsce. Gdy posłucha się ekspertów, można zrozumieć, jak do niej doszło.
- Podmiotowość dzieci nie jest w polskim systemie zrozumiana ani przez rodziców, ani przez dorosłych w ogóle - ocenia posłanka Monika Rosa, która jest przewodniczącą Parlamentarnego Zespołu Praw Dziecka.
Wystarczy przypomnieć, że Polska dotychczas nie ratyfikowała Protokołu III do Konwencji Praw Dziecka, mimo że była... jego inicjatorem. Protokół III umożliwia złożenie skargi dzieciom i ich pełnomocnikom do Komitetu Praw Dziecka ONZ, zapewniając perspektywę międzynarodowej oceny działania polskich organów władzy w zakresie przestrzegania praw dziecka. Złożenie takiej skargi polega na zakomunikowaniu Komitetowi Praw Dziecka, który ma podobne uprawnienia jak Strasburg, o złamaniu praw. Ten w konsekwencji może nałożyć środki tymczasowe, orzec o naruszeniu konwencji czy zobowiązać państwo do określonego działania.
Na czym zatem polegają prawa dziecka? Mają cztery filary: kierowanie się dobrem dziecka, brak dyskryminacji, poszanowanie poglądów dziecka oraz prawo dziecka do życia, przeżycia i rozwoju. Brzmi banalnie? Dr Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka w latach 2008-2018 ocenia: - Doszliśmy do etapu, który może pozwolić myśleć, że jest super. Ale nie jest, wręcz coraz mniej jest super. Musimy rzeczy oczywiste znowu przypominać, a wydawało się, że to już minęło.
Oboje byli jednymi z gości konferencji Fundacji Orange, na której opublikowano raport "Dojrzeć do praw". Skupia się on na monitoringu praw i podmiotowości dziecka w Polsce w dobie społeczeństwa informacyjnego.
- Bombardowanie informacjami jest częścią naszej codzienności. Granica między online i offline się zatarła. Ta podmiotowość jest ciągłym polem do walki, bo na drugim biegunie mamy do czynieni z alienacją, z wykluczeniem. Nawet jeśli ktoś korzysta z internetu, może być na tym biegunie, może czuć się wyalienowany - tłumaczy dr Konrad Ciesiołkiewicz, prezes Fundacji Orange.
"Najbardziej boję się rówieśników"
Badanie Fundacji Orange miało charakter jakościowy, a więc nie jest to próba reprezentatywna. Badacze rozmawiali z osobami w wieku 11-17 lat, które mieszkają w dwóch dużych miastach, jednym miasteczku i jednej wsi. - Niesamowicie łatwo te rozmowy szły. Stawiałyśmy trudne pytania i momentalnie dostawałyśmy odpowiedzi. Młodzi dzielili się refleksjami związanymi z ich obecnością w cyfrowym świecie. Są one bardzo poważne i na wysokim poziomie - mówi socjolożka, dr Anna Buchner, współautorka badania.
I zwraca uwagę, że najbardziej poruszyło ją to, jak bardzo dorośli rozmijają się z młodymi w kwestii bezpieczeństwa w sieci. Gdy dorośli myślą o tej kwestii, mają w głowie własne lęki. Na przykład boją się nieznajomych, którzy mogliby zaatakować w sieci ich dziecko. Tymczasem dzieci wyraźnie wskazują, że najbardziej w internecie boją się... swoich rówieśników. "Kompletnie nie czuję się bezpiecznie w internecie, dla mnie jest tam dużo niebezpieczniej niż na ulicy" - opowiedziała w trakcie badania 14-letnia Olga.
Chodziło jej o absolutny brak poczucia bezpieczeństwa wynikający z tego, że w każdej chwili może zostać nagrana z ukrycia, albo ktoś zrobi jej zdjęcie, i potem wszystko to trafi do sieci. Albo że ktoś zrobi skriny z jej prywatnych rozmów i w nieoczekiwanym momencie wykorzysta je, publikując w sieci. W zasadzie w każdym momencie - czy w sieci, czy w realu - muszą być czujni, by nie zostać złapanym choćby na… głupiej pozie czy minie.
Bo gdy już trafi to do sieci, stanie się przedmiotem oceny wszystkich znajomych ze szkoły czy osiedla. Na przykład na grupkach szkolnych na Instagramie, do których nauczyciele i rodzice dostępu nie mają, a w których dzieci anonimowo potrafią się oceniać, obrażać i nawzajem kłócić. Publiczna tablica do anonimowej oceny innych osób ze szkoły, prosta droga do hejtu, tego za czasów dzisiejszych rodziców nie było.
Wynikająca z tego permanentna czujność prowadzi do ciągłego poczucia braku bezpieczeństwa. Do oglądania się za siebie, natarczywego zastanawiania się nad każdym ruchem, lajkiem w sieci. "Cienie internetu? Można powiedzieć, że jest to całe wielkie pomieszczenie bez świateł" - ocenia 17-letnia Barbara.
"Co to za zasługa być starym?"
W badaniu młodzi zwracają uwagę, że dorośli nie mają o tych problemach pojęcia. Nie wiedzą też, jak pomóc młodym w odpowiednim korzystaniu z internetu, bo sami tego nie potrafią. Klasyką dla badaczy są już historie o rodzinach, w których dzieci mają na przykład zakaz korzystania z telefonu przy stole, podczas gdy przy tym samym stole rodzice siedzą wgapieni w ekrany.
Zakazy czy nakazy nie mają sensu, bo tylko jeszcze bardziej odbierają poczucie podmiotowości dziecku. Zresztą to tylko odsuwanie problemu, a nie jego rozwiązywanie. Tymczasem dr Marek Michalak zwraca uwagę, że kierunkiem, w którym jako społeczeństwo powinniśmy zmierzać, jest odejście od tzw. władzy rodzicielskiej na rzecz partnerstwa z dzieckiem.
Poza tym zakazy tylko potęgują poczucie FOMO, czyli obawy o bycie nieobecnym. O to, że gdzieś tam w sieci zdarzy się coś ciekawego, co nas ominie. I znów nie będziemy na czasie. Albo na językach: młodzi po prostu muszą być w sieci, żeby utrzymać więzi społeczne, żeby być widocznym, żeby inni o nich mówili. Dziś tak kształtuje się swoją pozycję w grupie.
Jak tę sytuację poprawić? O kwestie ustawodawcze muszą zadbać politycy. Fundacja Orange zwraca uwagę na pilną potrzebę inwestycji w system wsparcia dla dzieci. Chodzi o rozwój i dofinansowanie usług ochrony zdrowia i wsparcia psychicznego, psychologicznego i prawnego dzieci. Do przebudowy jest też system edukacji, który zatrzymał się mniej więcej na przełomie XIX i XX wieku. Kluczowe jest też oczywiście edukowanie samych dorosłych.
- Mniej mówienia, więcej pytania. A gdy dzieci zadają pytania, nawet te trudne, to odpowiadać szczerze. One to docenią i oddadzą nam tę szczerość - podpowiada Justyna Suchecka, dziennikarka i ekspertka ds. edukacji.
Jeśli chodzi o codzienność, młodzi mają tu kilka wskazówek. Według nich rodzice powinni z nimi przede wszystkim zacząć rozmawiać i wspólnie wypracować zasady cyfrowej higieny dla wszystkich. Dzieci chcą też wspólnie doświadczać cyfrowego świata, uczyć się go i poznawać z dorosłymi. Ale do tego wszystkiego potrzeba przede wszystkim zaufania. I z pewnością pokory u dorosłych. Zarówno wobec własnych dzieci, jeśli je mają, jak i obcych, także w sieci.
- Czasem od 30-, 40-, 50-latków czytam komentarze, że nic nie wiem, bo jestem gówniarą. A co to jest za osiągnięcie być starym? - podsumowuje 17-letnia Barbara.
Raport z badania "Dojrzeć do praw" można przeczytać tutaj.