A co, jeśli 6-latek już jest lepiej przygotowany do życia niż ja czy ty?
Od kilku miesięcy opisujemy to, co dzieje się w temacie sztucznej inteligencji i czatbotów. Za sprawą ChatGPT, a potem działań Google'a, dyskusja i rozwój dziedziny przyspieszyły. Jednych przepełnia ekscytacja, inni mają obawy, a ja... nie czuję nic. Czy to właśnie w tym momencie świat mi odjeżdża?
To nie tak, że deprecjonuję to, co już teraz potrafi ChatGPT:
Rozumiem też ewentualne zagrożenia, jak choćby to, że bot jest karmiony poufnymi, tajnymi danymi. Nie dziwi mnie też, że kolejne państwa uważnie przyglądają się technologii. Trzeba monitorować od razu, kiedy zaczyna się rozpędzać, aby nie dopuścić do sytuacji jak z mediami społecznościowymi, gdy mleko się rozleje.
Mam świadomość znaczenia tego, że dzieje się coś nowego i pewnie ważnego, ale ciągle mnie to nie rusza. Jeśli już, to na zasadzie, że powstało kolejne narzędzie, które niby jest fantastyczne, ale może nam uprzykrzyć życie aż za bardzo. A więc na zasadzie: drobna ewolucja, a nie rewolucja, wywrócenie zasad.
Wbrew pozorom nie piszę tego, żeby się pochwalić, jaki to jestem fajny i idę pod prąd
Wręcz przeciwnie: w tym wszystkim kryje się pewna obawa.
Bardzo często my, ludzie mający kontakt z technologiami od dziecka, zastanawiamy się, czy będziemy w przyszłości jak nasi rodzice, wujkowie czy dziadkowie teraz. Czyli w momencie, gdy korzystanie z technologii rzecz jasna będzie koniecznością, ale będziemy robić to inaczej niż "młodzi". Dobrym przykładem są np. kasy samoobsługowe, które dzielą ludzi na tych nowoczesnych i tych, dla których technologia stała się obca.
Nie korzystam z ChatGPT. Widzę w sieci, jak ktoś zachwyca się, że czatbot wygenerował mu przepis na danie. OK, fajnie, ale wolę sięgnąć do książki kucharskiej. Redakcyjni koledzy i koleżanki tworzą efektowne grafiki, które sztuczna inteligencja generuje potrzebując do tego zaledwie krótkiego polecenia: krasnolud jedzie na nartach, a w tle Lewandowski gra na trąbce. Doceniam, lecz przecież jest tyle fantastycznych zdjęć od ludzi, po co generować kolejne...
Najgorsze jest to, że widzę, jak to brzmi
"Po co mam kasować sam, pani to za mnie zrobi".
"Po co kupować bilet w aplikacji, można w kiosku".
"Po co konto w banku. Rachunki zapłacę na poczcie".
Czy to już ten moment? 6-letni Filip jak czegoś nie wie, mówi do taty: to niech ci ChatGPT powie. Czyli już lepiej wie, jak szybciej uzyskać informację.
Nawet złośliwie sobie pomyślałem: ha, zobaczymy, jak sobie poradzisz, jak np. Unia Europejska wstrzyma prace nad sztuczną inteligencją i nic z tego nie będzie! A potem uzmysłowiłem sobie, że brzmię jak ci wszyscy starcy, którzy mówili, że nie dam sobie rady jak zabraknie prądu i te moje telefony i komputery staną się bezużyteczne. Gadu-gadu, stary dziadu.
Zawsze mnie zastanawiało, kiedy następował ten moment, gdy technologia zaczęła odjeżdżać
Brak wiedzy, finansów, czasu, rozczarowanie rzeczywistością - co doprowadziło do sytuacji, że ktoś przestał nadążać? Ale jak się okazuje, to świadoma decyzja: "a komu to potrzebne?". Bawcie się, ja wiem lepiej, że nic z tego nie będzie. I cyk, 6-latek jest na bieżąco, a ty nie, zaś gdy się zorientujesz, że coś jest nie tak, to okaże się, że pociąg odjechał. Ale nawet nie to jest najgorsze, a to zadufanie, z którego rodzi się myśl: zobaczycie, za wcześnie przywitaliście nowego króla, to jeszcze nie jego czas.
Naprawdę chciałbym, żeby to jeszcze nie był ten moment.