Chiński Falcon zamienił się w kulę ognia. Elon Musk i tak ma się czego bać
Pierwsza chińska próba odzysku rakiety orbitalnej skończyła się spektakularną eksplozją. Zhuque-3 i tak przybliża Chiny do własnego Falcona 9.

Start z pustyni Gobi, udane wejście na orbitę, powrót w atmosferę i finał w postaci ogromnej kuli ognia nad lądowiskiem. Tak wyglądał pierwszy lot chińskiej rakiety wielokrotnego użytku Zhuque-3. Choć jej pierwszy stopień eksplodował przy lądowaniu, firma Landspace mówi o przełomie, bo kluczowe testy systemu odzysku i tak uznaje za zaliczone.
Debiut Zhuque-3: orbita zaliczona, ziemia nie wybaczyła
Zhuque-3 wystartowała z kosmodromu Jiuquan na skraju pustyni Gobi, w północnych Chinach. To mierząca około 66 m, wykonana ze stali nierdzewnej rakieta prywatnej firmy Landspace, która od początku zaprojektowana została jako konstrukcja wielokrotnego użytku. Podczas pierwszej misji zachowała się dokładnie tak, jak wymarzyli sobie inżynierowie. Przynajmniej do momentu powrotu na Ziemię.
Główny cel lotu został jednak osiągnięty: jednorazowy, górny stopień rakiety bez problemu umieścił ładunek na orbicie okołoziemskiej. To oznacza, że podstawowa architektura systemu, napęd i profil lotu zadziałały tak, jak trzeba. W drugiej części misji przyszła pora na najtrudniejszy element, czyli próbę odzyskania pierwszego stopnia.
Po odłączeniu od górnego segmentu booster wykonał kontrolowany powrót w gęstsze warstwy atmosfery i rozpoczął sekwencję lądowania z wykorzystaniem własnych silników. W końcowej fazie manewru jeden z napędów prawdopodobnie uległ awarii, w dolnej części rakiety pojawił się ogień, a całość uderzyła w ziemię i rozpadła się w efektownej eksplozji, świetnie widocznej na nagraniach z lądowiska.
Firma Landspace poinformowała, że anomalia wystąpiła już nad wyznaczoną strefą odzysku. Co ważne, obyło się bez ofiar, a szczątki spadły tam, gdzie powinny – z dala od zabudowań i obsługi technicznej.
Chiński konkurent Falcona 9
Zhuque-3 jest pomyślana jako chińska odpowiedź na Falcona 9, czyli rakietę, która zrewolucjonizowała rynek startów dzięki regularnym lądowaniom pierwszego stopnia. Oba systemy mają podobną koncepcję: wielokrotnego użytku booster z 9 silnikami i jednorazowy górny stopień, zdolny wynosić na niską orbitę dziesiątki ton ładunku. Nowa chińska rakieta ma wynosić na niską orbitę około 18 ton. To nieco mniej niż Falcon 9, ale wciąż jest to poziom, który pozwala konkurować o komercyjne kontrakty i obsługiwać duże konstelacje satelitów.
Pod względem paliwa Zhuque-3 reprezentuje nową generację napędów rakietowych. Silniki spalają mieszankę ciekłego metanu i ciekłego tlenu, tak zwanego metanowo–tlenowego paliwa rakietowego. Metan jest czystszym paliwem niż klasyczna nafta wykorzystywana w wielu starszych rakietach. Mniej zanieczyszczeń w układzie napędowym oznacza łatwiejszą i tańszą obsługę między kolejnymi lotami, a właśnie to jest kluczem do opłacalnego wielokrotnego użytku.
Zauważmy, że Landspace ma już doświadczenie z tym typem paliwa. Wcześniejsza rakieta firmy, czyli Zhuque-2, jako pierwsza metanowa konstrukcja na świecie osiągnęła orbitę, przecierając szlak, którym teraz ma pójść znacznie większa i ambitniejsza Zhuque-3.
Co dalej z programem Zhuque-3?
Firma Landspace zapowiedziała już szczegółowe dochodzenie w sprawie awarii silnika podczas lądowania. Analiza przyczyn będzie decydująca dla harmonogramu kolejnych startów, ale biorąc pod uwagę ton oficjalnych komunikatów, firma nie zamierza się wycofywać ani spowalniać programu.
Przeczytaj także:
Jeśli kolejne loty zakończą się już miękkim lądowaniem, to Zhuque-3 może szybko stać się jednym z głównych koni roboczych chińskiego komercyjnego kosmosu. A spektakularna kula ognia nad pustynią Gobi trafi wtedy do firmowych prezentacji nie jako wstydliwy epizod, lecz jako pierwszy, konieczny krok na drodze do rakiet, które naprawdę latają wiele razy.
*Źródło grafiki wprowadzającej: CGTN Europe, Canva, AI







































