Sprawdziłem, jak zmieniły się ceny biletów PKP Intercity na moich trasach. Jest taniej czy drożej?
Po interwencji rządu ceny biletów na PKP wróciły do tych z końcówki 2022 roku. Sprawdziłem, czy faktycznie jest taniej.
Jednym z najistotniejszych czynników wpływających na wzrost całkowitych kosztów świadczenia usług przez PKP Intercity w 2023 roku jest znacząca zmiana cen energii elektrycznej, która stanowi największy koszt spółki – tłumaczył podwyżkę cen narodowy przewoźnik. Na początku roku poinformowano, że podróż Pendolino będzie kosztowała o 17,8 proc. więcej, EI o 17,4 proc., a te relacji TLK/IC – o niecałe 12 proc. Kolejna podwyżka cen oburzyła Polaków, bo doszło do tego, że podróż samolotem jest u nas nie tylko szybsza, ale i tańsza.
Szybko zainterweniował premier. Po miesiącu oburzenia wśród rodaków, Mateusz Morawiecki zdecydował, że ceny biletów na pociągi PKP Intercity wrócą do wcześniejszych poziomów. Nowy-stary cennik zaczął obowiązywać 1 marca. Co się zmieniło?
Sprawdziłem ceny biletów z początku roku i porównałem je z tymi po obniżkach. O ile jest taniej?
Najpierw wyjaśnijmy, że o bezpośrednie porównanie jest niezwykle trudno. Obecnie PKP Intercity stosuje dynamicznie zmieniające się ceny, co oznacza, że na mniej popularnych trasach wejściówki są tańsze. I tak np. 14 lutego podróż z Łodzi do Warszawy kosztowała mnie w pierwszej klasie... 26 zł. Walentynki w tym roku wypadły we wtorek. Sprawdźmy więc, ile trzeba byłoby zapłacić za ten sam bilet w najbliższy wtorek, czyli 7 marca. Faktycznie jest taniej:
Wracałem dzień później i to pociągiem bardzo popularnym, obsługującym dłuższą trasę. Za bilet normalny w drugiej klasie zapłaciłem 38,25 zł. Gdybym w przyszłym tygodniu powtórzył wycieczkę, to powrót 8 marca (o tej samej porze, co 15 lutego) wyniósłby mnie... 22 zł.
Na tym polega problem z oszacowaniem cen w PKP Intercity. Wtedy kupiłem bilet na ostatnią chwilę, teraz jest zapas, sprzedało się wyraźnie mniej miejsc, więc cena jest niska. Ale już późniejszy pociąg kosztuje 34 zł, a więc ma cenę regularną. I dzięki temu można zaobserwować obniżkę – zamiast 38,25 zł jest 34 zł.
Inny przykład. Raz w weekend wracałem z rodzinnych stron do Łodzi. 25-minutowa podróż wyniosła mnie 14,45 zł. Rezerwując dziś bilet na niedzielę wydałbym... 15 zł. Wtedy kupowałem na ostatnią chwilę, a pociąg był tak samo obłożony, jak teraz. Tak, też nic z tego nie rozumiem, bo przecież powinno być taniej.
Nie zmienia to jednak faktu, że ceny wróciły do starych norm
Portal Rynek Kolejowy dodaje, że "za bilet na pociąg TLK/IC z Gdańska do Warszawy w najgorszym wypadku zapłacimy 71 złotych, natomiast w lutym kosztował on 79 złotych".
Patrząc na to wszystko, jeszcze bardziej możemy żałować, że u nas o promocji decyduje premier, a nie po prostu większa konkurencja. Niestety u nas nie pozwala się innym przewoźnikom wjechać na tory, przez co tracimy na tym my, pasażerowie. Zagraniczne przykłady pokazują, że tam gdzie więcej pociągów, tam niższe ceny. Tym bardziej tryumfalna wypowiedź członka zarządu PKP Intercity raczej smuci, bo przecież przewoźnik wcale nie rywalizuje z innymi, lokalnymi - prawdziwą konkurencją są auta i samoloty.
zdjęcie główne: Robson90 / Shutterstock