Google'owi brakuje testerów? Użytkownicy Chrome'a niczym króliki doświadczalne
Google ogłosił, że od lutego zacznie niektórym użytkownikom aktualizować przeglądarkę wcześniej niż pozostałym. Chce w ten sposób uniknąć wpadek i zapewnić jeszcze większe bezpieczeństwo i stabilność Chrome’a. Tylko co z tymi wylosowanymi nieszczęśnikami?
Na dziś przeglądarka Chrome ma cztery widoczne dla świata zewnętrznego fazy powstawania. W każdej mogą uczestniczyć użytkownicy, testując przeglądarkę i zgłaszając Google’owi ewentualne błędy i niedoróbki. Im wcześniejsza faza, tym bardziej eksperymentalna wersja przeglądarki.
Dla najodważniejszych testerów jest kanał Canary. Następnie jest Dev, który już reprezentuje mniej więcej finalny produkt. Beta to kolejny etap, w którym już szuka się tylko nietypowych usterek. I jest wreszcie kanał produkcyjny: czyli gotowy produkt, za którego jakość i bezpieczeństwo ręczy Google i z którego domyślnie korzysta każdy użytkownik Chrome’a.
Wkrótce pojawi się jednak nowy kanał. Taki, do którego nie będzie można się zapisać. I taki, z którego uciec najwyraźniej się nie da.
Chrome Early Stable. Czyli testowa wersja przeglądarki Chrome dla zwykłych użytkowników.
Google właśnie ogłosił, że począwszy od przeglądarki Chrome 110 w jej cyklu produkcyjnym pojawi się nowy etap. Google nazywa go Early Stable. Polega on na wylosowaniu niewielkiej grupy użytkowników (Google nie podaje jak dużej) korzystających ze stabilnej, produkcyjnej wersji przeglądarki. Te osoby mają otrzymywać aktualizację o tydzień wcześniej przed pozostałymi użytkownikami.
Google chce w ten sposób dodatkowo zabezpieczyć się przed wydaniem potencjalnie wadliwej przeglądarki setkom milionów internautów (Chrome jest dominującą lub wiodącą przeglądarką na wszystkich mainstreamowych platformach - poza iPhone’em i iPadem, gdzie jednocześnie i tak nieźle sobie radzi). Chrome 110 pojawi się więc 7 lutego 2023 dla wszystkich, ale też część użytkowników otrzyma go już 1 lutego.
Warto zdać sobie sprawę, że Chrome wydawany jest co cztery tygodnie. To oznacza, że ów niewielki procent użytkowników będzie otrzymywał przeglądarkę pozbawioną 25 proc. czasu testów, jaki jest poświęcany gotowemu produktowi.
Trudno zrozumieć ten krok ze strony Google’a. Przecież właśnie po to istnieje kanał Beta, by relatywnie gotowy produkt przetestować ostatecznie przed wydaniem. Czyżby do testowania najpopularniejszej i najważniejszej przeglądarki internetowej brakowało chętnych? Trudno w to uwierzyć. Niestety jak na razie Google na ten temat milczy.
Czytaj też: