Morawiecki chce kupić hałdę elektrośmieci i rozdać wyborcom. Kancelaria premiera jak chiński bazarek
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów idzie na zakupy. Wyda milion złotych na gadżety firmowane logo KPRM, w tym istną hałdę elektrośmieci. Tysiące powerbanków, kabelków, słuchawek i głośników. Wszystko podłej jakości, ale przynajmniej z brandingiem premiera.
Rzeczpospolita w piątkowym wydaniu donosi o przetargu rozpisanym przez gabinet Mateusza Morawieckiego. Obejmuje on aż 77 rodzajów gadżetów i wiele z nich to typowe produkty, które znajdziemy w biurach, lub które spodziewamy się otrzymać od polityka podczas objazdu Polski przed wyborami - długopisy, kubki, notesy, etc.
Sęk w tym, że oprócz tego KPRM chce kupić mnóstwo śmieciowych gadżetów, takich jak krokomierze, stacje pogodowe, podstawki do ładowania bezprzewodowego, kabli, powerbanków i słuchawek. Dotarliśmy do specyfikacji zamawianych urządzeń. Jakie gadżety będzie rozdawał premier Morawiecki?
Gadżety Morawieckiego. Co kupuje Kancelaria Premiera?
Przetarg rozpisany przez KPRM wystartuje 3 listopada 2022 r. Oferty będzie można składać do dnia 26 grudnia 2022 r., zaś łączna wartość przetargu to 813 008,13 zł netto, czyli niemal równy milion złotych uwzględniając podatek VAT.
Dla jasności, sama skala zamówienia i jego kwota nie są powodem do oburzenia. To dość standardowy zakup gadżetów wykorzystywanych w biurach i prawdę mówiąc pierdół, które rozdaje się podczas wieców wyborczych ku uciesze gawiedzi. Każda z 77 pozycji rozpisanych w przetargu ma trafić do Kancelarii Premiera z metką lub nadrukowanym logo KPRM.
Przetarg nie określa precyzyjnie specyfikacji każdego z produktów, dając jedynie ogólne wytyczne. Dodajmy do tego fakt, iż w przetargach wygrywa ta firma, która zaproponuje lepszą cenę i można mniemać, że zamówione produkty będą niczym z chińskiego bazarku.
Nie ma w tym wielkiego problemu w przypadku produktów, które albo można łatwo poddać recyclingowi, albo takich, które niezależnie od wytwórcy są dość długowieczne (jak np. kubki termiczne czy porcelanowe filiżanki). Problem rodzi się tam, gdzie Kancelaria Premiera zamawia hałdę elektrośmieci. Produkty podłej jakości w tysiącach egzemplarzy.
Jakie gadżety elektroniczne znajdziemy na liście zamówienia? Jest tam m.in. 1200 podstawek do ładowania Qi, 300 stacji pogodowych, 600 krokomierzy, 800 kabli ładujących z różnymi końcówkami, 1700 powerbanków (aluminiowe, drewniane i bambusowe), 1400 malutkich głośniczków Bluetooth, 3700 pendrive’ów różnego rodzaju oraz 2100 sztuk słuchawek bezprzewodowych: 200 słuchawek sportowych z ANC, 300 słuchawek nausznych (z łącznością WiFi, co zapewne jest błędem w rozpisce) oraz 1600 słuchawek True Wireless.
Wszystkie słuchawki mają oferować pasmo przenoszenia 20 - 20000 Hz, co samo w sobie sugeruje, że nie będą to produkty z jakkolwiek sensownej półki. Podobnie rzecz wygląda z głośnikami, które są malutkimi cylindrami lub kostkami, produkującymi dźwięk mizernej jakości. Widać, że to typowe za przeproszeniem gówno-gadżety, które ma dostarczyć chińska firma-krzak, ale które miło będzie rozdać wyborcom i pracownikom.
Premier kupuje stertę elektrośmieci. A powinien świecić przykładem
Rok rocznie nasza przeżarta konsumpcjonizmem cywilizacja generuje 50 mln ton elektrośmieci. Dla skali - to więcej, niż łączna masa wszystkich samolotów jakie kiedykolwiek wyprodukowano. Według ostatnich raportów, raptem 20 proc. elektronicznych odpadów jest poddawanych recyclingowi na świecie, a 35 proc. na terenie Unii Europejskiej utylizowanych w odpowiedni sposób.
Problem elektrośmieci to nie tylko kwestia nomen-omen śmiecenia, ale także marnowania cennych zasobów, których Planeta Ziemia ma w naturze coraz mniej. Znakomitym świadectwem tego marnotrawstwa były medale olimpijskie podczas igrzysk w Tokio w 2020 r., które zostały wykonane z metali pozyskanych z recyclingu elektroniki. Potrzeba było blisko 80 ton (!) elektroniki, by odzyskać 32 kg złota, 3500 kg srebra i 2200 brązu.
O ile renomowani producenci są prawnie obligowani do osiągania neutralności klimatycznej, toteż z roku na rok coraz bardziej starają się o zamykanie łańcucha i odzyskiwanie jak największej liczby sprzętów celem recyclingu, tak nadal sklepy (zwłaszcza tzw. „chińskie markety”) zalewane są produktami tak niskiej jakości, że nadają się one do wyrzucenia tuż po zakupie.
I niestety właśnie tego typu produkty są zwykle kupowane przez firmy i instytucje, gdy te chcą wejść w posiadanie gadżetów sygnowanych własnym logo. To nieprawdopodobne marnotrawstwo i niepotrzebne generowanie elektrośmieci, któremu w 2022 r. powinniśmy starać się położyć kres.
Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Nikt, ale to absolutnie nikt nie potrzebuje pendrive’a z logo KPRM czy jakiejkolwiek innej firmy. Sam mam w domu co najmniej 30 różnych USB-Sticków nagromadzonych na przestrzeni kilku lat służbowych wyjazdów i nie mam pojęcia, co z nimi zrobić, bo połowa nie działa, a druga połowa do niczego się nie przydaje.
Rolą instytucji publicznych jest świecić przykładem. W dobie walki ze zmianami klimatycznymi nadrzędnym przekazem powinna być troska o dobro planety i ograniczanie zarówno niepotrzebnej konsumpcji, jak i produkcji śmieciowych produktów.
Niestety jak widać dla włodarzy naszego kraju nadal ważniejsze są powerbanki i słuchawki z własnym logotypem niż pokazanie obywatelom, że kupowanie śmieciowej elektroniki przyczynia się do pogłębienia kryzysu klimatycznego. Nie mówiąc już o tym, że w dobie kryzysu ekonomicznego te pieniądze naprawdę można było lepiej wydać.