REKLAMA

Chyba powinienem umrzeć. Sprawdziłem "pole elektromagnetyczne" gadżetem z Lidla za 70 zł

Co stanie się, gdy człowiek mający niewiele wspólnego z fizyką weźmie do ręki stosunkowy tani miernik pola elektromagnetycznego? Albo się przerazi, że chcą go usmażyć, bo zobaczy często czerwoną lampkę, albo machnie ręką i powie: "nic z tego nie rozumiem". Mnie bliżej do tej drugiej osoby, ale boję się, że to pierwsi będą bardziej krzykliwi.

Sprawdziłem pole elektromagnetyczne gadżetem z Lidla
REKLAMA

Sprzęt dostępny jest w ofercie Lidla od poniedziałku 8 sierpnia. Kosztuje 69,90 zł i służy do pomiaru "pola elektromagnetycznego urządzeń takich jak telewizory, komputery, kuchenki mikrofalowe, lodówki, odkurzacze, z prostą, 4-stopniową skalą", napisano w reklamie na stronie.

REKLAMA
 class="wp-image-2293299"

W instrukcji urządzenia czytamy z kolei, że to faktycznie miernik pola elektromagnetycznego, by kilka zdań niżej znaleźć informację, że służy do "mierzenia natężenia pola magnetycznego". Później pojawia się tabelka tłumacząca, że czerwona lampka mówi o niebezpiecznym natężeniu pola elektromagnetycznego. To w końcu o jakie pole chodzi?  

Nie będę udawał, że wiem. Na rządowej stronie o 5G możemy przeczytać, że "pole elektromagnetyczne to połączony efekt pól magnetycznego i elektrycznego".

Z kolei dr hab. Mikołaj Mysiak z Uniwersytetu Warszawskiego precyzuje:

Co w takim razie mierzy gadżet z Lidla? Instrukcja podaje sprzeczne informacje.

 class="wp-image-2293311"

Przyłożyłem miernik do kapsułkowego ekspresu do kawy. Gdy zaczął pracować, przy bliskim położeniu zapaliła się czerwona lampka, co oznacza, że natężenie jest "niebezpieczne". Powiało grozą, prawda?

Podobny efekt jest przy mikrofalówce. Wprawdzie w instrukcji nie napisano, z jakiej odległości należy dokonywać pomiaru - przykładam blisko, gdy oddalam, natężenie jest już tylko pomarańczowe, więc wciąż duże - ale wyniki niepokoją.

Kartkując instrukcję znajdziemy taki fragment:

Co to znaczy z dala? Czy ten metr od ekspresu jest w porządku? Mam wyjść z kuchni? Zakopać urządzenie głęboko pod ziemią?

mikrofala class="wp-image-2293320"

Możliwe, bo w instrukcji znajduje się sugestia, że usunięcie takiego urządzenia zagwarantuje nam zmniejszenie ryzyka narażania się na pole elektromagnetyczne o dużym natężeniu.

Ale o jakim natężeniu w ogóle mówimy? Miernik z Lidla czerwone pole, czyli niebezpieczne, zalicza od 20+ mG, czyli Miligaussa. Jest to jednostka indukcji magnetycznej w układzie CGS, który z kolei został zastąpiony przez układ SI.

Powiedzmy, że coś wiemy. Ale skąd mam wiedzieć, że to 20+ mG jest faktycznie niebezpieczne? Czy moja mikrofalówka emituje 21 mG czy może 1050 mG? Nie wiadomo, bo aż tak precyzyjny miernik nie jest.

W artykule na stronie nafalinauki.pl o urządzeniach domowych emitujących PEM można przeczytać, że na zewnątrz kuchenki mikrofalowej "wydostaje się pole elektryczne o natężeniu zaledwie 5-10 V/m i pole magnetyczne o indukcji około 70 mikrotesli, czyli odrobinę większej niż ziemskie pole magnetyczne".

Z internetowego przelicznika wychodzi mi, że 20 mG to… 2 mikrotesle. Tylko znowu wracamy do punktu wyjścia i małej precyzji miernika.

Z wielu badań wynika, że wydostające się fale mają zbyt małą moc, żeby zaszkodzić naszemu zdrowiu  - choć jak w rozmowie z portalem Crazy Nauka zaznacza dr. Michał Krupiński z Instytutu Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie, jesteśmy całkowicie bezpieczni, jeśli tylko urządzenie nie styka się bezpośrednio z naszym ciałem. Nikt raczej nie przytula się na długo do kuchenki mikrofalowej, więc możemy spać spokojnie.

Gdybym jednak sugerował się pomiarem miernika, mikrofalówka i płyta indukcyjna byłaby już na śmietniku

Telewizor, komórka i laptop zostają w domu, bo lampki nie wskazują niczego nadzwyczajnego.

Sprzedawane przez Lidla urządzenie przeczy też temu, co mówi Światowa Organizacja Zdrowia, na którą powołuje się rządowa strona:

Właściciel miernika za 70 zł powie: jak to?! Przecież w instrukcji napisali, że czerwona lampka oznacza niebezpieczne natężenie! To ciekawe jak to słynne 5G musi prać mózgi, skoro zwykła mikrofala wyrządza takie szkody.

REKLAMA

Na tym polega problem z tanim miernikiem. Niby nic nowego, takich urządzeń można kupić wiele, ale teraz staje się łatwo dostępny, bo sprzedaje go duża i popularna sieć. Ilu fanów teorii spiskowych otrzyma teraz dowody na szkodliwość 5G i innych sprzętów? Co z tego, że miernik nie wiadomo co mierzy - bo nie to, co obiecuje, chyba że skoncentrujemy się na jednym fragmencie instrukcji - i wprowadza w błąd rzekomym niebezpieczeństwem.

Żeby do tego jednak dojść, trzeba "trochę" czasu poświęcić w internecie. Niezbyt wiele, czego ten tekst jest dowodem, ale wymaga to pewnego zajęcia. Czy wszystkim, którzy zobaczą czerwoną diodę, będzie się chciało sprawdzić, skąd ten wynik? Obawiam się, że nie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA