Wyciekł Nowy Need for Speed. Fani są źli i się nie dziwię, gra wygląda jak Fortnite na kółkach
Dobra wiadomość: nadchodzi nowy Need for Speed. Zła wiadomość: do sieci wyciekł fragment rozgrywki z gry we wczesnej fazie i nie wygląda to dobrze. Zdaje się, że EA stawia na młodszą generację wirtualnych kierowców.
Mijają trzy lata od kiedy otrzymaliśmy ostatnią odsłonę Need for Speeda. NFS Heat z 2019 roku był jednak tytułem bardzo przeciętnym. Wcześniej, bo w 2017 roku mieliśmy jeszcze gorszego NFS Paybacka. W 2015 roku światło dzienne ujrzał Need for Speed stylizowany na Undergrounda. Zapowiadał się rewelacyjnie, ale wyszło jak wyszło. Napisać, że seria nie ma ostatnio szczęścia, to jak nic nie napisać.
Nową odsłonę wyścigów mogliśmy otrzymać już jakiś czas temu, lecz Electronic Arts zmieniło kalendarz wydawniczy, zaprzągając deweloperów odpowiedzialnych za serię do prac przy Battlefieldzie. Ironią losu owocem połączonych wysiłków jest Battlefield 2042 - najgorsza odsłona strzelaniny w historii, nie licząc eksperymentów pokroju BF Heroes oraz BF Play4Free.
Studio Criterion, w rękach którego jest teraz seria Need for Speed, wciąż jednak pracuje nad kolejną odsłoną. Jej krótki fragment właśnie wyciekł do sieci, i cóż…
Fani nie są zachwyceni. Nowy Need for Speed wygląda jak Fortnite na kółkach.
Na zaledwie trzysekundowym materiale wideo możemy zobaczyć pojazd próbujący przelecieć nad okrągłą osłoną terenową w kształcie pączka. Brak nałożonych tekstur oraz sterylna przestrzeń dookoła samochodu pozwala stwierdzić, że mamy do czynienia z produkcją na wczesnym etapie rozwoju.
Kierowca morskiego Chevroleta Bel Air nie jest w stanie podnieść pojazdu odpowiednio wysoko, a samochód uderza w przeszkodę terenową, mimo włączonego nitro. W momencie dzwonu ekran robi się na moment czerwony, a chwilę później nad maską samochodu pojawia się czaszka przypominająca nastoletnie gryzmoły w zeszycie. Sekundę później po bokach pojazdu pojawiają się skrzydła, również w klimacie szkolnych bazgrołów.
Dopalacz. Skakanie nad przeszkodami. Dziwne wstawki wizualne kojarzące się z nastoletnim buntem oraz nudnymi tatuażami… nie wygląda to przesadnie dobrze. Wygląda na to, że twórcy chcą zamienić serię w jaskrawy, zwariowany tytuł dla młodszych odbiorców, a dział marketingu w Electronic Arts już zaciera ręce na hasła reklamowe w stylu "zakręcona akcja" oraz "gaz do dechy".
Fani są rozczarowani i zupełnie się im nie dziwię. Need for Speed choruje na tę samą przypadłość co Battlefield.
Współczesne EA jest znane z podążania za rynkowymi trendami, zamiast ich kreowania. M.in. dlatego wydawca próbował zamienić Battlefielda w tytuł battle royale. Najpierw nie udało się to przy grze Battlefield V, potem wyszło jeszcze gorzej podczas premiery Battlefielda 2042. Fani sieciowej strzelaniny chcieli powrotu do korzeni, chcieli Battlefielda 3 w nowym wydaniu, ale zamiast tego dostali potworka pełnego skórek, unikalnych specjalistów i dialogów budzących dreszcz żenady.
Wyciek pozwala przypuszczać, że ta sama droga czeka serię Need for Speed. Zamiast kolejnego świetnego Shifta albo nowego Undergrounda z prawdziwego zdarzenia, EA planuje kolorową grę wyglądającą jak skrzyżowanie Burnouta, Fortnite'a oraz szkolnego zeszytu należącego do niepopularnego dzieciaka z tylnej ławki. Lubię Burnouta. Zdarza mi się grać w Fortnite. Po co tylko wykorzystywać tak dobrą markę, której sedno to emocjonujące ucieczki przed policją oraz wyścigi w realistycznym otoczeniu. Oczywiście wiem po co. Wszyscy wiemy.
Ocenianie nadchodzącej gry na podstawie zaledwie 3 sekund nieoficjalnego materiału ze wczesnej wersji programu wydaje się nieuczciwe. EA zaliczyło jednak tak wiele potknięć w ostatnich latach (Payback, Anthem, Andromeda, BF2042, Dungeon Keeper), że w przypadku tego wydawcy negatywny scenariusz powoli wydaje się tym najbardziej prawdopodobnym.