Nie będzie podatku od smartfonów, ale będzie od wszystkiego innego. Telewizory podrożeją, nie ma innej opcji
Nie będzie podatku od smartfonów. Nie jest to jednak dobra wiadomość, bo chociaż Ministerstwo Kultury nie zamierza objąć nową daniną telefonów, to obejmie nią niemal każde inne urządzenie elektroniczne, które może służyć do konsumpcji dóbr kultury. Telewizory podrożeją, nie ma innej opcji.
Dołącz do Amazon Prime z tego linku, skorzystaj z promocji (30 dni za darmo) i kupuj taniej podczas pierwszego Amazon Prime Day w Polsce.
Rządowe Centrum Legislacji opublikowało zaktualizowany projekt Ustawy o Artystach Zawodowych, który niebawem w Sejmie złoży Ministerstwo Kultury. Zakłada ona podniesienie opłaty reprograficznej, z której opłacani będą przedstawiciele 89 grup zawodowych łączących się pod parasolem słowa „artysta” (ale nie dziennikarze i publicyści, bo ich rząd do artystów nie zalicza. Jako publicysta jestem zaskoczony – przecież klepanie farmazonów w internecie to nie lada sztuka…).
Projekt ustawy potwierdza jednak to, co wiedzieliśmy już rok temu: podatku od smartfonów nie będzie. Ale to wcale nie jest dobra wiadomość, bo ceny i tak wzrosną.
Podatek od smartfonów – nie. Opłata reprograficzna obejmie wszystko inne.
Nowa opłata reprograficzna ma wynosić od 1 do 4 proc. ceny brutto urządzeń i produktów. Jest to opłata jednorazowa, którą producenci i importerzy mają uiszczać co kwartał do regionalnych urzędów skarbowych. Podatek nie obejmie smartfonów, bo przecież w okresie przedwyborczym nie byłoby rozsądnym obciążać dodatkową daniną ten produkt pierwszej potrzeby.
Obejmie za to wszystko inne: telewizory, komputery, tablety, sprzęt audio-wideo, słowem wszystko, na czym można posłuchać nowej płyty Dawida Podsiadło czy obejrzeć nowy film Patryka Vegi. Trzeba przyznać, że wykluczenie smartfonów z tej listy jest co najmniej dziwne, wszak to one są dziś głównym miejscem konsumpcji sztuki wszelakiej, nie telewizory czy radioodbiorniki. Skoro już opodatkować, to wszystko jak leci, prawda?
Środki pozyskane z daniny mają trafić po części do Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych, a po części do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i prawami pokrewnymi. Jakie będą to środki? Niemałe – Ministerstwo Kultury szacuje, że roczne wpływy z podatku mają wynieść blisko 565 mln zł.
Chciałbym wierzyć, że te pieniądze trafią w dobre ręce.
Co do zasady jestem straszliwie rozdarty, jeśli chodzi o formułę ściągania tantiem i rozliczanie zysków ze sprzedaży praw autorskich, ale nie da się ukryć, że nowa danina jest na swój sposób potrzebna. Konsumujemy dziś dobra kultury z intensywnością większą niż kiedykolwiek i jest jak najbardziej zasadne, by ludzie pracujący przy produkcji tych dóbr byli należycie kompensowani, nie tylko na etapie ich tworzenia, ale także późniejszych odtworzeń.
Obawiam się tylko, czy dystrybucja środków aby na pewno będzie sprawiedliwa. Wszak „artystą zawodowym” jest zarówno zarabiający głodową pensję akompaniator w szkole muzycznej czy źle opłacany muzyk filharmonii, jak i aktor grający w topowych produkcjach, czy muzycy występujący na największych scenach, którzy zarabiają krocie za występy, ale jednak z niewiadomych względów estymowaną emeryturę mają marną, więc „należy im się” wsparcie od państwa.
Naprawdę chciałbym wierzyć, że środki pozyskane z daniny trafią tam, gdzie są najbardziej potrzebne: do ogromnej rzeszy artystów, którzy nie mają wielotysięcznych rzeszy fanów czy o których nawet nikt nie słyszał, ale których pracę widzimy na co dzień – oglądając film, słuchając koncertu muzyki klasycznej czy czytając kupioną w księgarni książkę. Kultura jest tym, co nas odróżnia od zwierząt a dziś, w dobie nadprodukcji treści wszelakich potrzebujemy artystów bardziej niż kiedykolwiek, bo przecież ktoś musi stworzyć te wszystkie dzieła i dziełka, które konsumujemy, złaknieni ciągłego bombardowania rozrywką. I jak najbardziej należy im się godne wynagrodzenie, którego dziś niestety często nie otrzymują, choć musieli poświęcić lata pracy na rozwój, nim w ogóle mogli rozpocząć pracę w zawodzie. Artystą przecież nie zostaje się z dnia na dzień, to nie praca w sklepie, której można się nauczyć po szybkim przeszkoleniu.
Jeśli więc ceną za podniesienie im standardu życia jest wyższa o 4 proc. cena telewizora – dla mnie spoko. W skali wszystkich innych podwyżek to pikuś. Mam tylko nadzieję, że pieniądze trafią tam, gdzie trafić powinny, a nie do ludzi, którzy dodatkowego wsparcia od państwa wcale nie potrzebują. Ustawa ma wejść w życie w 2023 r.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.