W Kenii nie chcą Facebooka. Ma tydzień na poprawę
Facebook ma poważne kłopoty w Kenii, gdzie zbliżają się wybory prezydenckie. Oczywiście są to kłopoty na własne życzenie.
"Jeśli Makori nie cofnie tego, co powiedział, to wyp..." - mógłby sobie powiedzieć Mark Zuckerberg o sytuacji Facebooka w Kenii. A co powiedział Makori, to możecie się domyślić. Zuck ma jednak jeszcze szansę na poprawę. Danvas Makori, czyli komisarz Narodowej Komisji Spójności i Integracji w Kenii, dał platformie na to tydzień. W innym wypadku zostanie zablokowana w całym kraju.
A poszło o reklamy związane z wyborami, które Facebook podrzuca kenijskim internautom. Cześć z nich nawołuje do... ludobójstw na tle etnicznym. W Kenii żyją dziesiątki grup etnicznych, które formują się w grupy ludów. Konflikty na tle etnicznym to poważny problem w tym kraju od wielu dekad. To dlatego w 2008 roku powstała instytucja, której Makori szefuje. Jej zadaniem jest jednoczenie kraju i poszczególnych grup.
A kontrowersyjne reklamy, które Facebook przepuszcza, nie dotyczą tylko ludobójstw, ale też choćby gwałtów. Co więcej, ich liczba intensywnie rośnie, im bliżej do wyborów prezydenckich. Cel jest prosty: wzburzyć emocje, odkurzyć linie podziału, stworzyć konflikt.
Facebook: pilnujemy reklam. Tylko że nie
W zeszłym tygodniu Meta, właściciel Facebooka, opublikowała komunikat prasowy dotyczący wydarzeń w Kenii. Firma zapewniła, że blokuje reklamy promujące przemoc na różne sposoby: i za pomocą sztucznej inteligencji, i dzięki pracy moderatorów, i na podstawie zgłoszeń od użytkowników. Współpracuje też w tym temacie z lokalnymi organizacjami.
Tyle że zupełnie innego zdania jest Danvas Makori. - Pozwolili sobie stać się wektorem mowy nienawiści, podżegania i dezinformacji - mówi urzędnik. I dodaje wprost, że Facebook łamie krajowe prawo. Dlatego ma tydzień na ograniczenie liczby szkodliwych treści i reklam związanych z kampanią prezydencką w Kenii.
Oliwy do ognia dolały też organizacje pozarządowe, które już po komunikacie Facebooka o kontrolowaniu treści kenijskich, sprawdziły, czy faktycznie tak jest. Organizacje Global Witness i Foxglove przeprowadziły testy, w ramach których Facebook zaakceptował reklamy nawołujące do gwałtów i czystek technicznych.
Co więcej, platforma zaakceptowała te reklamy nie tylko w języku swahili, ale także w angielskim. - Skoro Mark Zuckerberg postanowił siedzieć z założonymi rękami, to jasne, że dla niego i dla Facebooka ważne jest życie Amerykanów, ale Kenijczyków już nie - mówi Cori Crider, dyrektorka Foxglove.
Danvas Makori potwierdził, że jego instytucja w wyniku testów systemu reklamowego Facebooka otrzymała takie same wyniki - platforma też przepuściła reklamy. Apeluje do Mety o “naprawienie problemu”. Cori Crider jest bardziej bezpośrednia: chce całkowitego zakazu reklam na czas kampanii wyborczej. Tak samo uważa Frances Haugen, whistleblowerka Facebooka.
Platforma nie podjęła jednak jeszcze takiej decyzji. Wybory prezydenckie w Kenii odbędą się 9 sierpnia.
Zdjęcie główne: Kenijczycy w minivanie w Nairobi, fot. The Road Provides/Shutterstock