Kiedyś latające szczury, dziś sympatyczne stworzenia. Obserwowanie ptaków zmienia: tak polubiłem gołębie
Pierwsza rzecz po przebudzeniu to spojrzenie w okno. To cud, że jeszcze nie mam nogi w gipsie, skoro ciągle chodzę z podniesioną głową i wzrokiem wbitym w korony drzew. A najgorsze najlepsze jest to, że polubiłem gołębie. Uwaga: obserwowanie ptaków zmienia ludzi.
Pierwsza w miarę ciepła noc, więc śpię przy otwartym oknie. O 5:30 budzą mnie nietypowe hałasy. Jeszcze do niedawna moja reakcja byłaby prosta: zamknięcie okna, syknięcie "głupie ptaszory", odwrócenie się na drugi bok i sen. Teraz zrywam się na równe nogi, podbiegam do okna i sprawdzam, co to za goście awanturują się na parkingu przy sklepie. Liczę, że może to jakieś okazy, których jeszcze tu nie było, ale to tylko mewy – są od kilku dni.
Mewy? Na łódzkim osiedlu? Też byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem je pierwszy raz. Na początku myślałem, że to gołębie. Ale latało coś za dużo białych, dziwne. Dźwięki zaś były typowo morskie, co mnie oczywiście ucieszyło, ale i zaintrygowało. Byłem w szoku, kiedy okazało się, że okolicę faktycznie opanowały mewy. W centrum Polski, z dala od dużych otwartych akwenów!
Rozumiem, że mogą być w Warszawie czy Wrocławiu – a więc tam, gdzie jest duża rzeka. Okazało się jednak, że do życia wystarczą im niewielkie stawy - znalazłem je kilka dni potem. Najwyraźniej to stamtąd przylatują na moje osiedle, szukając pożywienia w marketowym koszu na śmieci. Przy okazji takich wizyt przejmują kontrolę nad niebem. Gołębie, sroki czy inne wrony znikają, a teren należy do mewiego gangu.
Kilka dni wcześniej widziałem mewy w nieco bardziej naturalnym dla nich środowisku – w Toruniu, nad Wisłą, znacznie bliżej morza. Żałuję, że nie miałem jeszcze przewodnika Collinsa o nazwie "Ptaki". To "najpełniejszy przewodnik do rozpoznawania ptaków Europy i obszaru śródziemnomorskiego". Zwróciłbym na mewy większą uwagę.
Nie popełnijcie mojego błędu. Okazuje się, że "osobniki w szatach nieostatecznych", jak piszą autorzy przewodnika, to świetny materiał do nauki rozpoznawania ptaków.
Gdyby w 2022 roku wypadało jeszcze używać tego określenia, napisałbym, że mewy są hipsterskie
Autorzy przewodnika piszą, że obserwowanie niedorosłych mew – szczególnie w takich miejscach jak wysypiska śmieci czy porty – nie ma zbyt wielu amatorów, ale to właśnie oni, wyjątkowi "mewiarze", uzyskują niezwykłe doświadczenie i mogą zobaczyć rzadkie mewy.
Przy obserwowaniu toruńskich mew nad Wisłą zrozumiałem, czemu drogi aparat robi różnicę. Jak wspominałem w poprzednim odcinku ornitologa-amatora, miałem do czynienia z modelem Sony RX10 IV. Jestem amatorem, więc jego specyfikacja niewiele mi mówiła. Ale w boju aparat sprawdzał się świetnie. Z jednego brzegu Wisły mogłem obserwować to, co dzieje się na drugim. Aparat wychwytywał też idealnie te lecące szybko, nie gubiąc ostrości. Robiłem zdjęcia, a one wychodziły – tak w skrócie mogę opisać swoją przygodę z Sony RX10 IV. Zoom był nieprawdopodobny. Aż chciało się wybierać najdalsze punkty i robić zdjęcia, które wychodziły tak, jakby stało się metr przed nimi. Tu udało mi się zobaczyć dziurę po pocisku z czasów potopu szwedzkiego - tak przynajmniej informowała tablica.
Na dodatek ekran wyświetlał gotowe fotki w świetnej rozdzielczości, więc od razu było widać, czy zdjęcie jest udane, czy nie. Teraz fotografuję ptaki starym Pentaksem K200. Moi rodzice kupili go pewnie kilkanaście lat temu, więc odkurzyłem go. Nie miałem jednak porządnego obiektywu. Marcin Połowianiuk, nasz ekspert foto, wskazał konkretny – 55-300 mm, zaznaczając, że 200 mm do ptaków będzie za mało; miał rację.
Za nowy obiektyw zapłaciłem 1500 zł. Niby sporo, ale dostałem sprzęt, który jak na razie w zupełności zaspokaja moje ornitologiczne potrzeby. Brakuje mi porządnego ekranu – ten w Pentaksie jest fatalnej jakości – czy możliwości przesyłania zdjęć przez WiFi. Ale jeśli macie w szafie stary aparat albo znajdziecie tanią używkę, to za niewielkie pieniądze można zacząć zabawę z fotografowaniem ptaków na naprawdę przyjemnym poziomie.
Czy warto? Rozglądam się za nimi od kilku tygodni i widzę postęp, jaki robię
Od razu wychwytuję, że na drzewie coś się rusza. Kiedyś znalezienie ptaka sprawiało problem, teraz bardzo szybko mózg nauczył się rozpoznawania skrzydlatych stworzeń.
Osobną kwestią jest zrobienie dobrego zdjęcia. Pentax trochę gubi ostrość, więc muszę się jeszcze tego nauczyć. Ale rozpierała mnie duma, kiedy uchwyciłem tę sójkę.
Cóż to była za modelka! Z przodu, z tyłu, z boku – proszę bardzo. Na dodatek jednego dnia widziałem aż cztery. Zabawne, bo zauważyłem, że z ptakami jest jak z samochodami w starych GTA. Jak się natrafiło na super unikatową furę, to potem gra generowała non stop takie auta. W świecie przyrody mam to samo. Zobaczyłem sójkę, a następnie towarzyszyła mi przez cały dzień, bo znajdowałem ją w dwóch różnych parkach.
Myślałem, że obserwowanie ptaków w mieście będzie trudniejsze. Tymczasem o dziwo dzieje się tu dużo więcej niż na wsi. Ptaków jest więcej: jasne, przewagę mają gołębie czy sroki, ale jak widać, można w mieście bez problemu natrafić na sójkę, modraszkę, kosa, sikorkę bogatkę (są jakby nieco brudniejsze niż te wiejskie, tamte mają więcej urody, widocznie lasy bardziej im służą) czy uroczą łyskę. Zastanawiałem się, dlaczego pływa sama. Okazuje się, że to bardzo hardy gatunek, skory do bitwy nawet z łabędziami. Nic dziwnego, że część stawu, po której się poruszała, była opustoszała.
Mam wrażenie, że ptaki miastowe są bardziej przyzwyczajone do obecności człowieka, więc nie są aż tak bardzo płochliwe
Przynajmniej te najpopularniejsze gatunki. Może i kawka nie jest pięknością, ale można podejść do niej blisko i ćwiczyć oko, robiąc zdjęcia.
Fascynuje mnie podglądanie przez okno, kiedy jakie ptaki są bardziej aktywne, a kiedy ustępują miejsca innym. Patrzę, jak wspólnie egzystują w parku, zajmując swoje drzewa. Słucham wydawanych przez nie dźwięków, uczę się je rozpoznawać. Non stop coś się dzieje! Masz 10 minut przerwy od pracy? Wyjrzyj przez okno i na pewno zobaczysz show. Idziesz do sklepu? Rozglądaj się. Ostatnio zatrzymałem się przy jednym na ulicy i zobaczyłem, jak kawka chowa sobie jakąś przekąskę w pozostałościach po gałęzi. Co za spryt, co za przebiegłość!
Łatwo mnie uwieść, bo to wszystko jest dla mnie nowe. Nagle życie w mieście zyskuje zupełnie nowe oblicze. Dowiaduję się o ptakach, o których – przyznaję ze wstydem – powinienem wiedzieć wiele już jako dziecko. A nawet na tym etapie mogę dostrzec zachodzące zmiany. Swego czasu magazyn "Salamandra" pisał, że sójki to nadal w mieście ptak nieliczny, "zamieszkującym głównie większe parki i obrzeża lasów, rzadko docierającym aż do zabudowanych centrów". A ja swoją pierwszą sójkę zauważyłem na skraju niewielkiego parku, zaraz przy blokach.
Polubiłem gołębie. Zawsze kojarzyły mi się źle, szczególnie gdy wzbijały się w grupie i miałem wrażenie, że wlecą prosto we mnie. Wychodząc z aparatem z bloku, zacząłem doceniać, że gołębie są wszędzie. Szczególnie wybierają miejsca nietypowe, brzydkie, ale przez to ciekawe. Siadają w oderwanych kawałkach kamienic, na zabytkowym parapecie, a w parku na gałęziach, tworząc przeurocze pary. Dopiero teraz dowiedziałem się, dlaczego na zakochanych mówi się gołąbeczki.
A jakie wrażenie zrobił na mnie grzywacz! Kiedy zobaczyłem go na wsi przez okno, pomyślałem, że na słup wleciał bażant albo, kto wie, jakiś jastrząb! Entuzjazm amatora, sami rozumiecie. Ale widok dostojnego grzywacza też był imponujący.
Potem widziałem go przez cały dzień, jak majestatycznie przelatywał po sadzie czy wlatywał do pobliskiego lasu. Robił wrażenie swoim wyglądem, będąc znacznie większym od zwykłego. W książce "Zobacz ptaka" Jacka Karczewskiego wyczytałem, że samce też karmią mlekiem młode! Taki przypadek w świecie ptaków dotyczy tylko flamingów. Aż trudno uwierzyć, że coś tak wyjątkowego można dostrzec nawet z okna bloku w mieście!