REKLAMA

Nowa gra na wyłączność PlayStation. 10 godzin z Ghostwire: Tokyo

Ikona misji fabularnej kolejną godzinę walczy o moją uwagę, ale jestem skupiony na czymś zupełnie innym. Mija następny wieczór, gdy zbieram dusze rozsiane po japońskiej stolicy zamiast ratować siostrę. Niczym Link mający w nosie Zeldę, zwiedzam, eksploruję i wykonuję zadania poboczne. Nie sądziłem, że Ghostwire: Tokyo zaoferuje mi tyle atrakcji w otwartym świecie.

Ghostwire Tokyo opinia
REKLAMA

Podczas przedpremierowego ogrywania Ghostwire: Tokyo na PlayStation 5 rozmawiam ze znajomym: - No i jak, podoba ci się? - pyta mnie kolega, z którym jestem połączony czatem głosowym. - Cholera, nie mam pojęcia - odpowiadam, chociaż to już trzeci wieczór, który spędzam w japońskiej aglomeracji. - No to powiedz mi chociaż, o czym to jest - kontynuuje towarzysz. - Cholera... nie mam pojęcia - odpowiadam z lekkim uśmiechem, skacząc z dachu jednego tokijskiego wieżowca na drugi.

REKLAMA

Ghostwire: Tokyo to nowa gra uznanego producenta Shinjiego Mikamiego - twórcy Resident Evil 4 oraz założyciela studia Tango Gameworks, znanego z The Evil Within. Nadchodzące Ghostwire: Tokyo jest tytułem na konsolową wyłączność PlayStation, który pojawi się także na PC . Zwiedzamy w nim tytułowe Tokio, walcząc w trybie FPP z demonami oraz duchami. Po ponad 10 godzinach z grą wiem jednak, że ten opis bardzo słabo dokumentuje to, CZYM NAPRAWDĘ jest Ghostwire: Tokyo, a czym ZDECYDOWANIE NIE JEST.

 class="wp-image-2090313"

Z trudności w określeniu specyfiki nowej produkcji Tango Gameworks zdałem sobie sprawę właśnie rozmawiając ze znajomym. Stąd pomysł na przedpremierowy raport z wersji dla PlayStation 5, opisujący czego możemy się spodziewać po grze dla PlayStation i PC, po pierwszych 10 godzinach spędzonych z tym tytułem:

Czym NA PEWNO NIE JEST Ghostwire: Tokyo:

To nie jest horror. Ani survival. Chociaż gra Tango Gameworks korzysta z motywów charakterystycznych dla horrorów, jak demony i klątwy, sama zdecydowanie nie należy do tego gatunku. Ghostwire: Tokyo momentami bywa niepokojące, ale lekki, chwilowy niepokój to najwięcej, ile produkcja akcji jest w stanie wykrzesać z odbiorcy. Tytułowi daleko do takich horrorów jak Resident Evil, co dopiero pisać o najbardziej przerażających seriach pokroju Fatal Frame albo Silent Hill.

Producentom zdecydowanie NIE ZALEŻY na przestraszeniu gracza. Chociaż często i gęsto grają motywami duchów, śmierci czy klątw, produkcji znacznie bliżej do detektywistycznego tytułu w stylu Murdered: Soul Suspect niż do mrożącego krew w żyłach horroru.

 class="wp-image-2090322"

To nie jest bękart Resident Evil. Poprzednia seria studia Tango - The Evil Within - wyrastała z tego samego pnia, co Resident Evil 4. Podobieństwa w obszarze rozgrywki oraz narracji były widoczne gołym okiem. Tymczasem Ghostwire: Tokyo jest diametralnie inne. Eksperymentalne wręcz. Można silić się na wskazywanie pewnych podobieństw - na przykład rozszerzanie narracji opisami znalezionych przedmiotów - ale fani Residenta chcący znaleźć tutaj kolejną porcję survival horroru muszą zrewidować oczekiwania.

Ghostwire: Tokyo to gra akcji w ujęciu FPP. Gracz nie musi się tutaj martwić o amunicję, a starcia z przeciwnikami nie zachęcają do oszczędzania zasobów. Tempo rozgrywki jest kompletnie inne niż w The Evil Within czy Resident Evil. Mechanizmy regeneracji życia oraz magii popychają nas w kierunku kolejnych przeciwników, z kolei tryb skradania to wyłącznie dodatek.

To nie jest wzór optymalizacji. Gram na PlayStation 5 w trybie wydajności. Mimo tego tytuł w niektórych obszarach lubi zwolnić. Czuć to zwłaszcza po wdrapaniu się na jeden z wyższych tokijskich wieżowców. Renderowanie konkretnych obszarów miasta bywa wyzwaniem dla nowszej konsoli Sony. PS5 wrzuca dla Ghostwire: Tokyo wyższy bieg wentylatorów, czego nie robi dla wielu innych produkcji. Z kolei w trybie jakości tytuł wydaje się tak ociężały, że wytrzymałem z nim zaledwie kilka minut. Zdecydowanie polecam postawić na wydajność. Zwłaszcza, że różnice wizualne między trybami są minimalne.

 class="wp-image-2090340"

Czym WŁAŚCIWIE JEST Ghostwire: Tokyo

To gra z dużym, otwartym, rozwiniętym wertykalnie światem. Tytułowe Tokio zostało odtworzone przez producentów z gigantycznym namaszczeniem. Chociaż dostęp do kolejnych dzielnic odblokowujemy stopniowo i w połączeniu z głównym wątkiem fabularnym, zdecydowanie możemy mówić o produkcji z otwartą strukturą eksploracji. Nie tylko w poziomie, ale również pionie.

Dachy wieżowców skrywają wiele skarbów, a gracz zyskuje specjalne umiejętności pozwalające na ich zdobywanie. Niczym Neo z Matriksa, możemy wykonywać długie susy między drapaczami chmur, widząc malutkie samochody oraz światła latarni pod nami. Co najlepsze, w grze zabrakło obrażeń od upadków. Skakać można więc do woli, nie martwiąc się o konsekwencje ograniczające zwykłych śmiertelników.

 class="wp-image-2090361"

Walce bliżej do Harry'ego Pottera niż klasyki FPP. Ghostwire: Tokyo jest grą prowadzoną z perspektywy pierwszej osoby. Jednak zamiast korzystać z broni palnej, używamy gestów uji-kiri zadających magiczne obrażenia demonom. Walki toczą się głównie na bliskim oraz średnim dystansie, z wykorzystaniem perfekcyjnych bloków oraz przedmiotów pomocniczych. Gdybym musiał porównać konfrontacje do czegoś działającego na wyobraźnię każdego czytelnika, wskazałbym filmowego Harry'ego Pottera z jego magicznymi starciami.

Ciekawym urozmaiceniem systemu walki są rdzenie, znajdujące się wewnątrz każdego demona. By się do nich dostać, musimy trafiać w ten sam punkt na ciele przeciwnika, przebijając się coraz bliżej rdzenia. Gdy ten będzie w pełni odsłonięty, jego ekstrakcja błyskawicznie eliminuje wroga, niezależnie od jego pozostałej wytrzymałości.

 class="wp-image-2090352"
 class="wp-image-2090358"

Ataki magiczne możemy podzielić na trzy żywioły: precyzyjne i szybkie uderzenia wiatru, obszarową moc wody w sam raz do walczenia z grupami wrogów oraz potężne ataki z wykorzystaniem ognia, idealne w trudniejszych konfrontacjach. Do tego dochodzi łuk z magicznymi strzałami oraz znaki - np. unieruchamiające wroga na kilka sekund. Starcia są satysfakcjonujące, ale wkrada się do nich spora powtarzalność.

Ghostwire: Tokyo to gra, w której jest bardzo dużo do zrobienia. Otwarty świat został wypełniony zadaniami pobocznymi - średnio po 2 - 4 nowe za każdą główną misję fabularną. Do tego w grę wszyto mechanikę zbierania dusz. Te znajdują się na co drugim dachu i w niemal każdej alejce. Uwaga, ich kolekcjonowanie silnie uzależnia. Złapałem się na tym, że nie byłem w stanie rozpocząć nowego zadania, dopóki nie oczyściłem okolicy ze zbłąkanych duszyczek.

 class="wp-image-2090307"

Do tego dochodzą inne mini-gry. Jedną z bardzo ciekawych jest szukanie magicznych stworków przypominających szopy. Te potrafią się zamieniać w przedmioty codziennego użytku, ale z pewnymi defektami - np. wystającym ogonem czy uszami. Każdy, komu podobało się polowanie na Koroki w Zeldzie oraz mimiki w Prey będzie zadowolony. W Ghostwire: Tokyo polujemy także na cenne przedmioty kolekcjonerskie, rozbudowujemy garderobę gracza oraz ulepszamy jego umiejętności. Zdecydowanie jest tutaj co robić.

To prawdziwy raj dla miłośników Japonii. Tokio regularnie pojawia się w grach wideo, ale rzadko kiedy japońska stolica jest odtwarzana z takim namaszczeniem. Ekipa z Tango Gameworks poświęciła miastu tyle uwagi i czułości, że japońskie dzielnice ze świetnej Yakuzy nareszcie mają godnego rywala. Uwielbiam spacerować po tej wirtualnej aglomeracji, przyglądając się neonowym szyldom oraz ulicom gęstym od detali.

 class="wp-image-2090337"
 class="wp-image-2090304"

Na samym Tokio wpływ japońskiej kultury się nie kończy. Ghostwire zapoznaje gracza z obyczajami mieszkańców miasta. Zarówno współczesnymi, jak i tymi wynikającymi z głębokiej tradycji. Setki nazw własnych, dziesiątki obrzędów, liczne nawiązania do historii… osoby fascynujące się japońską kulturą będą w siódmym niebie. To najlepsza wycieczka do Tokio, jaką może sobie sprawić każdy gracz w tym niepewnym pandemicznym okresie.

To wielka tajemnica, której rozwikłanie zajmie wiele godzin. Jak wiele gier japońskich producentów, również Ghostwire: Tokyo buduje wokół gracza wysoki mur tajemnic i sekretów. Chociaż produkcja od samego początku rzuca nas w środek intensywnej akcji, nie wiemy co, gdzie i dlaczego. Wzorem poprzednich gier Mikamiego, jak The Evil Within czy Resident Evil, kolejne pytania piętrzą się w naszej głowie, a odpowiedzi brakuje. Znając tego producenta, Mikami będzie chciał zachować sekrety do samych napisów końcowych, trzymając gracza w niepewności tak długo, jak tylko będzie to możliwe.

 class="wp-image-2090355"

Po ponad 10 godzinach w dalszym ciągu nie mam pojęcia kim są moi przeciwnicy, sojusznicy oraz o co właściwie toczy się gra. Wiem jednak, że chcę rozwikłać tę zagadkę, ponieważ Ghostwire: Tokyo jest produkcją tak niecodzienną i ciekawą, że nie wybaczę sobie, jeśli nie przejdę jej do końca.

To jest gra, w której można głaskać psy i koty. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że akurat ten feature zasługuje na osobne wymienienie. Ba, dzięki wyjątkowym mocom jesteśmy nawet w stanie zrozumieć zwierzęce myśli.

REKLAMA
 class="wp-image-2090301"

Zrzuty ekranu pochodzą z Ghostwire: Tokyo w trybie wydajności na PS5

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA