Dlaczego hejtujesz Google Stadię? Miała być spełnieniem marzeń graczy, no i jest
Kilka dni temu świat obiegła informacja, że Google Stadia zaczyna się kończyć. Projekt został zdegradowany w wewnętrznych strukturach Google’a, a gry przestały być celem samym w sobie. Po fali artykułów pełnych wątpliwości Google zaczął uspokajać: Stadia zostaje i mamy co do niej wielkie plany.
Piątkowa informacja o degradacji Stadii w wewnętrznych strukturach Google’a odbiła się szerokim echem. Dla przypomnienia projekt trafił do innego działu, a informatorzy, do których dotarł Business Insider, twierdzą, że dla Google nie jest już priorytetem pozyskiwanie nowych gier, które będą dostępne w usłudze w dniu premiery. Priorytetem jest szlifowanie infrastruktury do streamingu, a docelowo całe zaplecze ma być sprzedawane zewnętrznym podmiotom jako Google Stream.
Takim rozwiązaniem ma być zainteresowany Capcom do udostępniania wersji demo swoich gier wprost z chmury, a także Bungie do tworzenia własnej usługi cloud gamingu. Kolejnym partnerem ma być sportowy Peloton.
Google odpowiada: Stadia nigdzie się nie wybiera.
Już w moim piątkowym newsie sugerowałem, że nowe decyzje nie muszą oznaczać najgorszego, czyli zakończenia wsparcia dla Stadii. Google cały czas podtrzymuje zapowiedź dodania przeszło 100 gier na przestrzeni 2022 r., dzięki czemu biblioteka ma urosnąć do ponad 300 tytułów.
Po piątkowych publikacjach Google zaczął uspokajać: Stadia nigdzie się nie wybiera, a zespół pracuje nad rozwojem usługi i dodawaniem kolejnych gier. Google jeszcze raz potwierdził, że do usługi dołączy 100 nowych gier. Do tego pojawią się darmowe dni z wybranymi tytułami, a także nowe funkcje, o których dowiemy się za jakiś czas. Przekaz jest jasny: Stadia nigdzie się nie wybiera.
Dlaczego hejtujesz Stadię?
Stadia ma wokół siebie bardzo kiepski PR. Każda wpadka jest długo wytykana palcami, a do tego regularnie powraca dyskusja o sposobie dystrybucji gier. Przy każdym wpisie o Stadii nie brakuje iście hejterskich komentarzy, co widać również pod moim ostatnim artykułem.
Część osób zdaje się czekać z utęsknieniem na moment, w którym Google wyłączy Stadię, a gracze stracą całą swoją bibliotekę gier. Jasne, Google ma długą historię porzucania nierentownych projektów, dlatego nie dziwię się, że część osób może mieć wątpliwości, czy warto inwestować swoje realne pieniądze w bardzo młodą usługę Google’a.
Jednocześnie dziwię się hejterskim komentarzom. Ewidentnie są one pisane przez osoby, które nie miały do czynienia ze Stadią w praktyce.
Stadia kontra reszta świata.
Usługi grania w chmurze dopiero raczkują, ale są przyszłością gamingu. Microsoft bardzo mocno stawia na rozwój swojej chmury dostępnej w ramach abonamentu Game Pass Ultimate. Działa ona dość przeciętnie, ale dopiero co wyszła ze stadium bety, więc będzie potrzebować trochę czasu na rozkręcenie się. Sony ma swoje PS Now, które nie jest dostępne w Polsce. Ba, nawet Nintendo, które jest z definicji przestarzałe technologicznie, dopuszcza na Switcha coraz więcej gier w streamingu, jak choćby Control czy Hitman 3. W cloud gaming inwestują też wielkie big-techy. Amazon ma swoją Lunę, Nvidia ma GeForce Now, a Google wspomnianą Stadię.
W Polsce mamy dostępną chmurę Xboxa, GeForce Now oraz Stadię. Z całej tej trójki Stadia działa po prostu najlepiej. Xbox ma problemy z responsywnością, przez co nawet przy małym pingu występują irytujące lagi. GeForce Now bywa bezbłędny, ale czasami gra zaczyna klatkować lub tracić na jakości wizualnej. Być może to kwestia przepełnienia serwerów, a być może samej technologii strumieniowania. Od GeForce Now odpycha mnie też system uruchamiania gier tworzony na bazie pecetowych rozwiązań nastawionych na obsługę myszką i klawiaturą.
Największym grzechem Stadii jest z kolei sposób dystrybucji gier, ale w kwestii działania jest to najstabilniejsza usługa grania w chmurze. Działa najpłynniej i generuje najmniej problemów. Interfejs jest pomyślany w taki sposób, by działał dobrze w przeglądarce komputerowej, na Smart TV czy na smartfonie. Pod kątem obsługi całość dużo bardziej przypomina konsolę niż peceta.
Jeśli chodzi o samą technologię, Stadia wyprzedza konkurentów o kilka lat. Nic dziwnego, że Google chce sprzedawać dostęp do zaplecza jako Google Stream. Nikt nie ma lepszej technologii strumieniowania gier.
Stadia wyprzedza swoje czasy o kilka lat.
Być może przeciętny współczesny gracz nie jest jeszcze gotowy na granie z chmury. Po pierwsze, nie jest przekonany do modelu dystrybucji, w którym płaci co miesiąc za dostęp do usługi, zamiast jednorazowo wykładać kilka tysięcy na sprzęt. Ta zmiana w głowach nie dokona się z dnia na dzień.
Po drugie typowy gracz może mieć po prostu za słaby internet. Osobiście piszę z perspektywy gracza, który ma komputer i telewizor wpięte do sieci poprzez światłowód FTTH, a w urządzeniach mobilnych korzysta z Wi-Fi 6. To niestety jeszcze nie jest typowy obrazek. Co prawda do komfortowego grania wystarczy przepustowość ok. 50 Mb/s, ale kluczem do płynnej rozgrywki jest niski ping i przede wszystkim stabilność połączenia. W Polsce mamy naprawdę wysoki poziom połączenia internetowego, ale nawet u nas musi jeszcze minąć wiele lat, by standardem był światłowód i Wi-Fi 6.
Na te dwa problemy nakłada się też trzeci, którym jest bardzo słaby marketing Stadii. Google nie jest w stanie przekonać użytkowników, że ta usługa zostanie na lata, więc można bez obaw inwestować pieniądze w zakup gier. Gracze ciągle bardziej wierzą w Steama i w Xboxa niż w Stadię, ale nie sposób się temu dziwić.
Jako użytkownik Stadii mam nadzieję, że Google znajdzie w sobie pokłady zaparcia i gotówki na to, by przetrwać kilka pierwszych lat działania Stadii, które zawsze są trudne w przypadku nowych usług. Granie z chmury jest przyszłością. Tak jak Netflix wyparł płyty Blu-Ray i DVD, tak chmura wyprze konsole. Na to potrzeba jednak czasu, ale tę przyszłość Stadia daje już dziś. I wie to każdy, kto przeszedł na niej choćby jedną grę.